
W poprzek współczesnego świata.
Jostein Dahl Gjelsvik i Rune Andre Sagevik to właściwie weterani norweskiej elektroniki. Pierwszy z nich zaczynał już na początku lat 90. tworząc techno w projekcie Neural Network, aby potem zwrócić się w stronę ilustracyjnego IDM-u w duecie Circular. Drugi zaczynał jako promotor klubowych imprez – i dopiero później zajął się tworzeniem własnej muzyki. Kiedy Gjelsvik usłyszał kiedyś w jednej z radiowych audycji nagrania Sagevika, zafascynowały go one na tyle, że skontaktował się z nim i zaproponował wspólną sesję.
W ten sposób w 2005 roku narodził się Pjusk, który później trafił do amerykańskiej wytwórni 12k, nakładem której ukazały się dwa dotychczasowe albumy formacji – „Sart” i „Sval”. Mroczna i chmurna muzyka duetu spodobała się z kolei Alessandro Tedeschemu, prowadzącemu w Rzymie firmę Glacial Movements. Po nitce do kłębka – i oto po dwóch latach przerwy mamy trzecią płytę Pjusk.
Jej początek przypomina wcześniejsze dokonania norweskich producentów – szeleszczące dźwięki otoczenia („Fnugg”) prowadzą nas do abstrakcyjnego kolażu mrocznych wyziewów przerywanych mrożącymi krew w żyłach rykami zawodzącego dronu („Gneis”). Chrzęszczące efekty poddane zostają glitchowej obróbce, w efekcie czego powstaje skorodowany minimal o niepokojącym klimacie („Flint”).
Ku zaskoczeniu słuchacza, wraz z kolejnymi kompozycjami, muzyka zaczyna się jednak… ocieplać. „Skifer” rozbrzmiewa głęboko zdubowanym basem, a w „Krystall” pojawia się chroboczący loop zapętlony w zredukowany podkład rytmiczny. Dźwięki te zostają zanurzone w strzelistych tonach ambientowych syntezatorów, oddających spokojny rytm życia skandynawskiej przyrody („Granitt” i „Bre”).
Najbardziej urokliwy w tym zestawie jawi się „Kram” – subtelna kompozycja niosąca łagodną melodię podszytą ukrytymi w dalekim tle cyfrowymi defektami. Podobnie zresztą wypada finałowy „Polar” – bo i tutaj pojawia się bardziej wyrazisty motyw melodyczny, tym razem wprowadzony przez przestrzenną wariację syntezatorową rodem z klasyki kosmische musik.
Niezwykle ważnym elementem twórczości Pjusk jest… cisza. Norwescy producenci lubią zawieszać na moment prowadzoną przez siebie dźwiękową narrację – aby zyskała ona dodatkowy kontrapunkt w postaci niespodziewanej pauzy. Być może to dlatego, że Gjelsvik i Sagevik nagrywają swe płyty w odizolowanym od świata zewnętrznego studiu na dalekiej prowincji. W efekcie ich eteryczna muzyka staje jakby w poprzek współczesnego świata – zatrzymując na niemal godzinę jego galopujący puls.
Glacial Movements 2012

Faktycznie zima dobiega ku koncowi, wiec warto jeszcze sie skusic na ten arktyczny ambient z Norwegii. Podobnie jak inne albumy z Glacial Movements rowniez i ten trzyma swoj arktyczny poziom. Niezly albumik, miejscami dosc mroczny i ‚spooky’, ale i tak jest fajnie. Pozniej faktycznie robi sie cieplej. Pozycja raczej dla milosnikow brzmien spod znaku arktycznego ambientu.