„Elements of Lights” to z założenia spektakularny i ambitny projekt – to naturalne, kiedy techno cenionego producenta spotyka dostojne, kościelne instrumenty. Zapowiada się niezwykłe starcie, albo cudne połączenie.
Muzyka Hendrika Webera (aka Pantha Du Prince), trafiła w idealny punkt – kiedy zaczynał tworzyć, techno przeżywało przesilenie. Jeżeli istnieje coś takiego jak poetyka tego gatunku, to była ona nadszarpnięta przez wszędobylskie minimalowe clubbingi. A On ją na swój sposób re-definiował, wkładając burzę niesłyszanych wcześniej dźwięków w tym gatunku. To nie była muzyka do tańczenia, ale do kontemplowania – aż zatrzymywało się z wrażenia przy tej symbiozie chropowatego techno z dzwoniącymi wszędzie kryształami i dzwoneczkami, ciepło rozpływającymi się w powietrzu, a czasem mroku i czerni. To dlatego „Black Noise”, płyta uznawana za najlepszą w dorobku hamburskiego producenta, wygrała nasz redakcyjny plebiscyt w 2010 roku.
Album stworzony przez Webera i Norwegów z The Bell Laboratory to pięć utworów. Tylko, i aż – dwa z nich rozciągnięte są prawie do 12 i 17 minut. Właśnie one uginają się od ciężaru tła, tworząc wrażenie małych symfonii, rozpisanych na elektronikę, perkusjonalia i rozmaite dzwoniące instrumenty – monumentalny carillion, składający się z pięćdziesięciu brązowych dzwonów, marimbę, ksylofon, hang.
Fenomenem tej muzyki jest ledwo wyczuwalny, jakby za siódmą górą, marsz techno i bassu. W domowym zaciszu, przy tej płycie, powstaje wrażenie jakby z każdej szufladki, spod biurka i zza firanki brzmiał ukryty dzwoneczek, czy kawałek metalu, a z drugiego pokoju majaczył podkręcony subwoofer. Zafascynowany muzyką poważną Weber, utemperował swoje techno tak, aby płynęło jednym strumieniem z galerią kościelnych instrumentariów – to one na tej płycie grają, a raczej dzwonią pierwsze skrzypce, i to nie zawsze w podniosły sposób.
Ta muzyka ociera się kształtem o wyczyny Moritz Von Oswald Trio. Elektronika dla wykształciuchów z pozamuzycznym przesłaniem, a czasem formą ważniejszą od treści – w tym przypadku zarówno forma jak i treść to coś bardzo wartego uwagi.
Rough Trade, 2013
Pantha du Prince to Hendrik Weber, a nie Henrik!
Święta racja. Dzięki za czujność!
Ładny album, jednak „This Bliss” zawsze będzie najlepsze, a „Black Noise” świetną kontynuacją. Weber postawił tutaj przede wszystkim na ‚dzwonkowe’ dźwięki, co wyszło bardzo zgrabnie, jednak mi osobiście brakuje większej ilości elektronicznych ozdobników. I jeszcze Diamond Daze, który był wstępem do talentu Webera, a o którym mało się mówi. Czekam na live, który się szykuje w Polsce – mam nadzieję, że na Tauronie lub innym feście. 🙂