Wpisz i kliknij enter

Floorplan – Paradise

House i techno natchnione Duchem Świętym. Tak będzie w raju?

Od kiedy ponad siedem lat temu Robert Hood przeprowadził się z Detroit do Alabamy, jego twórczość nabrała nowego rozpędu. Być może spowodowała to zmiana otoczenia? Teraz znany producent mieszka na farmie przodków swojej żony, w pobliżu rosną całe pola kukurydzy i bawełny, a od brzegu oceanu dzielą go tylko dwie godziny drogi. Nie bez znaczenia jest też duchowy kontekst tej przeprowadzki. Choć już w Motor City czarnoskóry muzyk należał do chrześcijańskiej wspólnoty, więzi te zacieśniły się jeszcze bardziej w nowym miejscu, ponieważ rodzina jego żony było blisko związana z lokalnym kościołem, w którym jej dziadek pełnił funkcję pastora.

To otwarcie nowego rozdziału w życiu sprawiło, że w ostatnich latach jesteśmy świadkami niezwykłej erupcji talentu Roberta Hooda. Świadectwem tego przede wszystkim znakomite albumy – od epickiego „Omega” po uduchowiony „Motor: Nighttime World 3”. Malo tego – w 2011 roku producent reaktywował również swój poboczny projekt, działający od latach 90. pod nazwą Floorplan. Począwszy od jego debiutanckiego singla o wielce wymownym tytule „Funky Souls”, dawny współtwórca Underground Resistance realizował w nim swą fascynację lżejszymi odmianami muzyki tanecznej – house’em czy disco. Po dwóch winylowych dwunastocalówkach – „Sanctified” i „Altered Ego” – otrzymujemy teraz debiutancki album Floorplan – „Paradise”.

Otwierający płytę „Let’s Ride” zapowiada świetną zabawę – to energetyczny hard house podrasowany lekko na chicagowską modłę, łączący pomysłowo wokalny loop z dronowym basem. Podobnie wypada znane już wcześniej „Altered Ego” – grzechocząc perkusyjnymi ozdobnikami, uzupełnionymi modulowaną partią zdubowanych akordów. Bardziej ekstatyczny charakter ma „Never Grow Old” – bo twarde uderzenia miarowego bitu wnoszą tutaj sample radosnego piano i porywający śpiew gospelowej divy. Podsumowaniem tego segmentu płyty jest umieszczony na jej koniec „Above The Clouds” – wprowadzający nas na wyższy poziom świadmości rozwodnionymi pląsami onirycznych klawiszy osadzonymi na funkowym pochodzie klangującego basu.

Echem zainteresowania Hooda klasycznym disco jest tutaj „Baby Baby”. Typowa dla tego gatunku rytmika zostaje jednak radykalnie wzmocniona i przyspieszona – w efekcie czego najbardziej czytelnym śladem stylistycznej przynależności nagrania pozostaje tutaj dynamiczna partia filadelfijskich dęciaków. „Confess” to świadectwo wpisania elementów tradycyjnej muzyki tanecznej w formułę typowego dla detroitowego producenta surowego i szorstkiego minimalu.

Podobnie zresztą dzieje się w kompozycjach zorientowanych na brzmienie techno. „Change” to perfekcyjny przykład, jak przy wykorzystaniu zaledwie dwóch elementów dźwiękowych zbudować klubowy killer. Mamy bowiem tutaj tylko galopujące bity i brzęczące akordy – ale motywy te zostają ze sobą tak splecione, że słysząc je, wprost nie można usiedzieć w miejscu. Bardziej rozbudowany charakter ma „Chord Principle” – bo tym razem Hood wykorzystuje klasyczną rytmikę techno do zestawienia ze sobą rwanych akordów piano w stylu rave i ujmującego śmiechu tajemniczej dziewczyny. Subtelnym nawiązaniem do współczesnego oblicza gatunku jest tutaj „Higher” – a świadczy o tym wykorzystanie breaków i  industrialnych efektów.

Tytuł albumu jest nieprzypadkowy – te dziesięć kompozycji z albumu tchnie tak pozytywną i radosną energią, że podczas jego słuchania niemal w namacalny sposób wracamy do czasów rajskiej niewinności i czystości. W ten sposób Robert Hood nadaje swej nowej muzyce metafizyczny wymiar. W naturalny sposób wiąże się to z centralnym nagraniem z zestawu – „Never Grow Old”. Wszak powiedziano: „Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do Królestwa Niebieskiego”.

M-Plant 2013

www.mplantmusic.com

www.facebook.com/RobertHoodFloorplan







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Bartooki
Bartooki
10 lat temu

!

Marta
Marta
10 lat temu

zaiste boskie!

Polecamy