„Hinterland” to jedna z najbardziej urokliwych płyt tego roku. Dlatego, kiedy album się kończy, niemal odruchowy włączamy go na nowo. Bo chciałoby się, aby tworzony przez zawartą na nim eteryczną muzykę ulotny nastrój trwał i trwał.
Lorenz Brunner zadebiutował dwa lata temu serią winylowych dwunastocalówek pod tytułem „Plangent”, publikowanych przez jego własną wytwórnię, działającą pod taką samą nazwą. Świat odkrył go jednak dopiero w zeszłym roku, dzięki wydanemu przez działającą w Los Angeles firmę Absurd albumowi „On Acid”. Wszystkich zachwyciło zupełnie odmienne podejście do brzmień generowanych na Rolandzie TB-303, dzięki któremu okazało się, że równie dobrze pasują one do głębokiej i nastrojowej muzyki.
Od tamtego czasu twórczością berlińskiego producenta zainteresowały się bardziej znane tłocznie. Dziś Brunner ma już na swym koncie nagrania dla Dystopian, Hotflush i Ghostly International. Dla tej ostatniej młody artysta zrealizował również materiał na swój drugi (pierwszy w kompaktowym formacie) album. Znajdujące się na nim utwory zainspirował zmieniający się podczas kolejnych pór roku sielski krajobraz rodzinnej krainy twórcy – Dolnej Bawarii.
Pomysł na nowe nagrania Recondite jest prosty – Brunner konstruuje je z niezbyt mocnych bitów, wspartych głębokimi pochodami zdubowanego basu, które uzupełnia subtelnymi partiami onirycznych klawiszy. Haczyk kryje się w szalenie oryginalnym brzmieniu całości. Podkłady rytmiczne są lekko podłamane i dalekie od klubowej funkcjonalności. Raz bliżej im do detroitowego techno („Leafs”), a kiedy indziej słychać w nich dalekie echa produkcji rodem z Chicago („Absondence”), zredukowanego dubu w stylu DeepChord („Clouded”) czy dawnych dokonań Maurizio („The Fade”).
Również takich brzmień klawiszy, jakie stworzył berliński artysta, jeszcze nie słyszeliśmy. Napisać, że są one pastelowe i subtelne to mało: wydaje się, że Brunner utkał je z tak delikatnych dźwięków, jak pajęcza sieć lub babie lato. Wijąc się pomiędzy strukturami rytmicznymi, syntezatory cichutko pohukują i ćwierkają („Still”), snują się wolno, przypominając przeciągłe strumienie shoegaze’owych przesterów („Stems”) i tworzą odrealniony nastrój rodem z jakiegoś bajkowego słuchowiska („Abscondence”).
Czasem niemiecki producent zwalnia jeszcze bardziej – i wtedy zamiast rytmicznego pulsu techno otrzymujemy wibrujące z gracją breaki. W połączeniu z perlistymi pasażami klawiszy, blisko tym nagraniom do tęsknego IDM-u, kojarzącego się z najpiękniejszymi nagraniami Boards Of Canada („Still” i „Fey”). Jest tu również miejsce na statyczny ambient per se – w podszytym kroczącym stąpaniem basu i szumem górskiego potoku „Floe”.
„Hinterland” to jedna z najbardziej urokliwych płyt tego roku. Właściwie szkoda, że trwa ona niewiele ponad trzy kwadranse. Brunner przykroił jednak swe utworu do rozmiarów kruchych miniatur – co idealnie pasuje do tworzących je stonowanych dźwięków. Dlatego, kiedy album się kończy, niemal odruchowy włączamy go na nowo. Bo chciałoby się, aby tworzony przez zawartą na nim eteryczną muzykę ulotny nastrój trwał i trwał.
Ghostly International 2013
świetny album, dzięki Pawle za polecenie:)
Dziekuje dobra Wrozko. 🙂
„masa literówek” brzmi dramatycznie. ja widzę jedynie – „pajęcza siec”. a płyta piękna, zaiste.
Dzieki. Poprawiam.
Spoko, zgadzam się ze wszystkim, ale chyba z tej podgrzewki autor narobił masę literówek :v
Mario, o Mario, gdzie te literówki?
Cudowna muzyka… zapętlam się w niej niczym (świetna swoją drogą) recenzja…