To niesamowite – niewiele ponad rok wystarczył holenderskiemu duetowi, by wskoczyć ze swymi produkcjami do klubowej esktraklasy.
Lars Dales i Maarten Smeets zadebiutowali w barwach niemieckiej wytwórni prowadzonej przez duet Dirt Crew. I już pierwsze wydawnictwo przyniosło im parkietowy hicior, który wszedł do żelaznego programu wielu światowych imprez. „Jick Rames” otworzył rezydującemu w Amsterdamie teamowi drogę do tak znanych tłoczni, jak Tsuba czy Freerange. To z kolei sprawiło, że do Dalesa i Smeetsa ustawiła się kolejka kolegów po fachu z prośbą o remiksy. Holenderscy twórcy postawili jednak na wydanie albumu – z którym powrócili do swych odkrywców z Dirt Crew.
„Boxed Out” zdominowany jest przez wysmakowaną wersję nowojorskiego garage house’u. Szurające bity wsparte masywnym basem uderzają już w „64 Ways” – a ozdobą nagrania jest wokal samego Mayera Hawthorna. „Me, Myself & You” jest lekko podrasowany na breakową modłę – i zgrabnie łączy soulowe loopy z jazzowymi klawiszami. W „Thoughts Of She” rozbrzmiewa śpiew Alice Russell – wysamplowany z utworu „Pushing On” Quantic Soul Orchestry. „Monkey Wrench” utrzymany jest w nieco wolniejszym tempie, ocierając się równie blisko o garage, co i klasyczne disco.
W nagraniu „Shotgun” holenderscy producenci przerzucają most między Nowym Jorkiem a Chicago – zestawiając szorstkie bity z acidowym kumkaniem. „Center Of The Gravity” wiedzie ekstatyczny głos Sandry Amarie – a towarzyszy mu rave’owy pochód falującego basu. „The Fat Rat” eksploduje jeszcze gorętszą energią – buchając poszatkowanymi samplami wspartymi dubowym pulsem. „He’s Just This Guy, You Know” i „Huh, What!” to też garage – ale podrasowany na zwalisty hard house. Stąd tutaj bezlitośnie łupiące bity wsparte sonicznymi akordami, kojarzącymi się wręcz z detroitowym techno. Czy ktokolwiek bedzie w stanie usiedzieć w miejscu przy tych trzech kilerach?
Są jednak na tej płycie momenty uspokojenia. W dwóch nagraniach holenderski duet sięga po nieco stonowany deep house. To otwierający całość „B.Y.O.” z funkową partią syntezatorów oraz umieszczony pod koniec zestawu „F6” – uwodzący łagodnie kumkającymi akordami. A to nie wszystko. W „For The Love Of…” rozbrzmiewa oldskulowy hip-hop, spleciony z sampli perlistego piano i soulowej wokalizy. Dales i Smeets oddają tu hołd brzmieniu swych ulubionych składów zza oceanu – A Tribe Called Quest i The Pharacyde. Echa dokonań nieżyjącego już J Dilli pojawiają się z kolei w finałowym „You, Me, Here, Now” – bujając przyjemnie kołyszącymi bitami i jazzowymi loopami.
Trzeba oddać honor Detroit Swindle – stojący za tym dwuznacznym szyldem producenci wiedzą, jak się tworzy muzykę house najwyższej próby. Surowe i szorstkie brzmienia sąsiadują tu ze słodkimi i ekstatycznymi wokalami, dubowe basy i skorodowane klawisze – z onirycznym klimatem i „czarnymi” samplami. Wszystko to przykrojone jest jednak do europejskiej wrażliwości, dzięki czemu może liczyć na wielki sukces w klubach Starego Kontynentu.
Dirt Crew 2014
I jak tu nie kochać muzyki house? 🙂 Shotgun to mój personalny stos. Dziękuję Pawle, że jesteś tutaj na tym serwisie. Zawszę wiem, że albo Ty albo Patryk coś ciekawego zrecenzujecie. Bez bajek. Z mocnym bitem na 4×4.
🙂