![](https://www.nowamuzyka.pl/wp-content/uploads/2014/04/CS2410822-02A-BIG.jpg)
Największym atutem Dillon pozostaje nadal jej niezwykły wokal.
Mimo, że piosenki młodziutkiej wokalistki z Brazylii, mieszkającej od kilku lat w Berlinie różniły się od typowych produkcji z wytwórni BPitch Control, Ellen Allien postanowiła opublikować je pod swym szyldem. I okazało się, że miała rację – debiutancki krążek Dillon spotkał się z ciepłym przyjęciem fanów i krytyki, a dwie trasy koncertowe (gościła także w Polsce), które odbyła w ramach jego promocji, wyprzedały się w całości.
Nic więc dziwnego, że Dillon zabrała się do realizacji drugiej płyty w tym samym otoczeniu. Nagrania odbywały się w Hamburgu, a czuwali nad nimi dwaj producenci – Thies Mynther znany z Phantom/Ghost oraz Tamer Fahri Özgönenc z grupy Mit. Punktem wyjścia były wiersze berlińskiej wokalistki – które trzeba było jednak zamienić na piosenki. Tak też się stało, a krążek zatytułowany „The Unknown” opublikowała oczywiście wytwórnia Ellen Allien.
Początkowo wydaje się, że wszystko jest na miejscu – dopiero w miarę trwania albumu odkrywamy, że dwanaście zamieszczonych na nim utworów zlewa się jedną całość. Błąd polega na tym, że Dillon podeszła tym razem do swych nagrań jak do poetyckich recytacji. W każdej z kompozycji mamy więc jej charakterystyczny głos, tym razem jednak bardziej są to melodeklamacje, a nie wokalizy. To znaczy, że melodyka poszczególnych nagrań jest mało wyrazista i zróżnicowana, przez co większość utworów nie broni się jako piosenki.
Owszem, atutem tego materiału jest sama Dillon. Dziewczyna ma niezwykły wokal, który porównuje się do głosów Feist czy Björk. I można sobie tutaj go słuchać do woli – jeśli oczywiście komuś odpowiada taka lekko zachrypła, trochę dziecinna, nieco rozmarzona barwa. Ten ekscentryczny śpiew jest wartością samą w sobie – tym razem pozbawiony dobrych kompozycji, zbyt małą jednak, aby obronić „The Unknown” jako płytę z muzyką pop.
O wiele lepszą robotę wykonali Mynther i Özgönenc. W stworzonych przez nich podkładach słychać głębszą myśl. Ponieważ obaj panowie mieli do dyspozycji wątły materiał pod względem melodycznym, nie chcieli go przytłoczyć nazbyt wyrafinowanymi aranżami. Pozostawili więc w roli głównej śpiew Dillon i tęskne akordy fortepianu – uzupełniając je jedynie zredukowanymi bitami i oniryczną elektroniką.
Najlepsze efekty osiągnięto w utworze „In Silence”, który ma ciekawą formę alternatywnego R&B w stylu Jamesa Blake’a. Intrygująco wypada niemal całkowicie ambientowy „4Ever”. Z bardziej rytmicznych utworów zwraca uwagę dyskretnie odwołujący się do modnego post-dubstepu „Into The Deep” oraz wpisany jakby się w estetykę minimalowego techno „Nowhere”.
„The Unknown” nie daje nam odpowiedzi o przyszłość Dillon. Płyta wydaje się trochę unikiem ze strony piosenkarki, która być może uciekając w mniej efektowną estetykę, chciała uniknąć syndromu „drugiej płyty”. Na koncertach materiał ten zabrzmi na pewno lepiej – bo zostanie uzupełniony piosenkowymi wspominkami z „The Silence Kill”. Poczekajmy więc z ostatecznym werdyktem co do twórczości berlińskiej wokalistki do trzeciego albumu.
BPitch Control 2014
![](https://nowamuzyka.pl/images/pawelgzyl.jpg)