Tworzenie muzyki przy pomocy dużej ilości sprzętu to nic nowego. Niekiedy przygoda z muzyką kończy się na jednej wielkiej plątaninie kabli i dźwięków. Członkowie brytyjskiego zespołu Imprints pokazali, iż doskonale wiedzą, gdzie należy wpiąć dany kabel, gdzie kliknąć i za jaką strunę szarpnąć.
Walijska wytwórnia Serein może nie wydaje co miesiąc nowej pozycji w swoim katalogu, co oczywiście jest dobrym rozwiązaniem, lecz każdy kto śledzi działalność tej małej firmy to wie, że jej szef Huw Roberts dokonuje precyzyjnej selekcji i wypuszcza materiał niebylejakich lotów. W tym roku otrzymaliśmy dopiero pierwsze wydawnictwo od Serein, a jest nim album londyńskiego tria Imprints. Niewiele wiadomo o przeszłości muzyków tworzących ten wyborny kolektyw, poza tym, że część z nich udzielała się w grupie Mavis Beacon. W składzie Imprints pojawili się tacy artyści jak Shaun Crook (Max/MSP, gitara, Ableton, syntezatory, wizualizacje), Darren Clark (elektryczna gitara stalowa, gitara elektryczna, magnetofony szpulowe), Alex Delfont (elektronika) oraz zaproszeni goście, czyli Tom Rosenfeld (kontrabas) i James Fox (perkusja).
Na debiutanckim krążku „Data Trails” formacja Imprints swobodnie porusza się wokół stylistyki ambient i szeroko rozumianego eksperymentu. Niby nic nowego, a jednak Brytyjczykom udało się wyjść poza schemat, banał, nudę, natarczywe rzężenie, oklepane noisy, naiwną elektronikę tła i budowanie przekazu na jednym dronie (o tym zjawisku pisałem przy okazji płyty projektu ILLUHA).
Album otwiera świetne nagranie „Horror Birds” (jedna z najlepszych ambientowych kompozycji tego roku), będące kwintesencją stylu Imprints, a więc błyskotliwe konstruowanie napięcia, mistrzowskie unieruchomienie dźwięku i pozorna stateczność, która stopniowo ewoluuje. Artyści znakomicie zacierają za sobą ślady (bardzo często źródło samego dźwięku w ich kompozycjach wykracza poza określony kontekst) oraz zręcznie spajają w jedną całość brzmienia żywych instrumentów. Nagrania Imprints są niezwykle organiczne, a wręcz pełne życia („Longshore Drift”).
Imprints poraża swoim transowy i medytacyjnym nastrojem („White Russian”), który wyrósł na bazie repetycji i zapętleń nawiązujących do działalności Terry’ego Rileya. Pokuszę się o stwierdzenie, że Anglikom udało się również w jakimś stopniu zredefiniować pojęcie „hałasu”. Noise wcale nie musi kojarzyć się m.in. z przenikliwym dźwiękiem na wysokich rejestrach („Wardenclyffe Tower”). Muzycy pokazali, że równie dobrze można oczarować ludzkie zmysły za pomocą gęstej, wolno przetaczającej się masy dźwiękowej i odnaleźć w niej potężną moc skrywającą na różnych poziomach częstotliwości („The Sea & Electricity”).
„Data Trails” to jeden z najciekawszych albumów tego roku, bynajmniej w moim odczuciu. Twórczość Imprints jest jak chodzenie w półśnie. W momencie, kiedy nasza percepcja rozmywa się w błogim stanie lekkiego zawieszenia/uśpienia, co powoduje, że muzyka dociera do nas w zupełnie inny sposób. Organizm staje się bardziej podatny na różne bodźce i mimo woli otwiera się na pewne sugestie świata zewnętrznego. Członkowie Imprints zawędrowali nawet w okolice muzyki relaksacyjnej w najlepszym tego słowa znaczeniu (spokojnie, nie jest to muzak i tym podobne), gdyż jedna z pierwszych analogii, jaka mi się nasuwa, to uczucie odprężenia. Nie chciałbym, aby materiał z „Data Trails” był postrzegany jako rodzaj „kozetkowej” terapii, lecz jako eksperyment, który odczarował prostolinijne pojmowanie ambientu i muzyki noise.
28.04.2014 | Serein Records
Strona Facebook Imprints »
Strona Bandcamp Imprints »
Strona Serein Records »
Profil na Facebooku »
Profil na BandCamp »