James F. po raz kolejny.
Najnowszym albumem Ferraro odpiera większość zarzutów swoich krytyków jeszcze zanim wybrzmią pierwsze dźwięki. Przy tej produkcji nie będzie „liczyć hajsu na bandcampie”: album ujrzał światło dzienne przez nowe konto na Instagramie. W serwisie Soundcloud 22 ścieżki Suki Girlz załadował User703918785, puste pozostały pola meta danych w darmowym downloadzie Mediafire, za każdym razem oszukując mojego walkmana.
Skąd więc wiadomo, że to jednak Ferraro? Wystarczy posłuchać. Już pierwsze dźwięki przynoszą bardzo charakterystyczne zimne r’n’b z metalicznym brzmieniem, sporą ilością cyfrowych zniekształceń i lekko kopniętym rytmem. Pojawia się też generator mowy, James, niestety, znów śpiewa, ale katalog gatunkowy „Suki Girlz” jest szerszy niż poprzedniczki. Obok bardziej ambientowych numerów (8) znalazło się miejsce na ładną, chwytliwą melodię na fortepianie (2), bardziej taneczne, niemal dyskotekowe prawie-bangery (7, 13, 19), czy kanapowe zamuły (9).
Z małymi wyjątkami kompozycje „Suki Girlz” są o wiele prostsze, jednowymiarowe, co często wychodzi zresztą Ferraro na zdrowie. „NYC, HELL 3:00 AM” była płytą zwartą tematycznie, sumą osobistych przemyśleń i traum, doświadczeniem w odbiorze bardzo intensywnym (recenzja tutaj). Tym razem Ferraro zdecydował się na materiał jeśli nie weselszy to na pewno podany w sposób mniej odpychający. Prostota szybko jednak Jamesa nudzi, Amerykanin często porzuca piosenki zanim te zdarzą urosnąć w coś więcej niż tylko ciekawy temat.
Anonimowość i brak aktywnej promocji albumu pozbawił ten materiał przeintelektualizowanej para-filozoficznej otoczki, od której kipiał poprzedni album Jamesa. Obok trafionych utworów pojawiają się te udane mniej, a co autor miał na myśli ustalić trzeba samemu. „Suki Girlz” to przez to produkcja prostsza, medialnie nie tak nośna i mniej polaryzująca opinie, choć nie mniej ciekawa.
Lipiec 2014 | self released
Profil na Facebooku »