Wpisz i kliknij enter

Dean Blunt – Black Metal

„Black Metal”, to powrót nieprzeciętnego storytellera oraz wybitnie konsekwentnego dekonstruktora.

Muzyczny światek, bardzo dobrze przyjął zeszłoroczne dzieła artysty, a „The Redeemer” uznano za jeden z ciekawszych albumów. Chociaż mojemu poczuciu estetyki, bardziej do gustu przypadł zatopiony w metafizycznej mgle „Stone Island”, to muszę stwierdzić, że obie produkcje wypadły naprawdę dobrze.

Mamy rok 2014, a artysta z Londynu kontynuuje swoją indywidualną drogę. W sieci, co jakiś czas słychać biadolenie o powrocie Hype Williams, jednakże są to kolejne plotki, nad którymi nie warto się pochylać. Zostawmy te dywagacje i przejdźmy do samego albumu, gdyż jestem po kolejnym odsłuchu i muszę podzielić się moimi subiektywnymi wrażeniami.

Od samego początku można wyczuć, że sposób nagrania albumu jest bliski temu, który mieliśmy możliwość wysłuchania przy okazji „The Attitude Era”. Wszystkie jest jakby niewyraźne, zrobione na opak, bez masteringu i upiększeń. Blunt to mistrz nieprzeciętnie ciętego samplingu, który idealnie współgra z jego poetyckim zacięciem. „Molly&Aquafina” zabiera nas na bezkresne tereny, gdzie drogą „66” pokonujemy odcinek na linii Chicago – Los Angeles. Numer ten można porównać do muzyki drogi oraz jej bitnikowskiego charakteru. Samochód, Route 66 i ten utwór w głośnikach – tak to widzę.

Następna pozycja na tym albumie, to utwór „Forever”. To multiinstrumentalna etiuda, którą okraszono postindustrialną manierą. Obłąkany taniec perkusyjnych talerzy, gdzie nie oszczędzano delay’a oraz filtrów echa, spotyka się tutaj z delikatnymi muśnięciami klawiszy, subtelnie szarpanymi (cóż za oksymoron!) strunami gitary, oraz jazzowo zawodzącą trąbką. Co jakiś czas słychać żeński wokal, który niczym sinusoidalna linia, kładzie się na tej rzekomej kakofonii. Trip-hopowy „Punk” płynie na klasycznym bicie, gdzie potężny bas miesza się z zimnym syntezatorem. Dean Blunt, w jedyny znany sobie sposób, leniwie wlecze kolejne głoski i spółgłoski, tworząc dekadencką atmosferę. „Hush” to jakaś eksperymentalna wersja Madlibowskiej „Beat Konducta”, gdzie indyjskie słonie podają nam kolejne zwoje zielonego dobra. Instrument dęty wprowadza nostalgiczny pierwiastek do tego szalonego skitu, gdzie eklektyzm nabiera nowego znaczenia.

https://www.youtube.com/watch?v=8Jom4NmCRrI

W utworze „Mersh”, słyszymy wybuchający werbel, który wespół z soczystym sub basem, zbliżają ten utwór do jakiejś niedefiniowalnej formy dubstepu. Dodatkowe dźwięki, rodem z automatów na gry oraz barokowe organy, dają nam coś na kształt produkcji z Deep Medi. Szalone to porównanie, ale z muzyką jest tak, że czasami potrafi w sposób celny przedstawić pewną wizję, często można ją porównywać z konkretnymi odniesieniami w sztuce, kulturze i historii, a czasami po prostu wodzi nas za … ucho i wyprowadza na manowce.

Promujący album „50 Cent”, jest kooperacją z Joanne Robertson. To dialog pomiędzy artystami, który odbywa się na przestrzeni dźwięków gitary. Trochę Indie Rock, troszkę folk z jakimś dziwnym romansem muzyki country. To wszystko tak niejasne i inne, że intrygujące. Ten album jest muzycznym manifestem spontaniczności w tworzeniu tu i teraz.

Rough Trade | 2014

http://www.discogs.com/artist/2419343-Dean-Blunt







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy