Wpisz i kliknij enter

Marshall Apllewhite – Leave Earth

Jeszcze żaden producent z Detroit nie grał muzyki tak bardzo w stylu Chicago.

Pierwsze nagrania firmowane przez Joe’go Dunna pojawiły się na początku obecnej dekady. Już pseudonimy, którymi je firmował, świadczyły o poczuciu humory artysty – Cocky Balboa czy OktoRed. Podobnie było z muzyką, lokującą go jako w prostej linii spadkobiercę dokonań (i wygłupów) takich twórców, jak Detroit Grand Pubahs czy Abe Duque.Choć sam nazywał ją terminem „sludge” – było to po prostu najbardziej surowe z możliwych techno i house.

Do dzisiaj Dunn zrealizował ponad dwieście nagrań i remiksów, które w większości pozostały jednak w klubowym undergroundzie. Nakłady firmowanych przez niego płyt były bowiem radykalnie skromne – a wytłoczone sto egzemplarzy od razu rozchodziło się w sklepach samego Motor City. W końcu tajemniczy producent postanowił wyjść na światło dzienne – w efekcie czego dostajemy dwanaście jego premierowych nagrań na albumie „Leaving Earth”, opublikowanym pod szyldem Marshall Applewhite.

Pierwsze dwa utwory z zestawu to zwalisty house o chicagowskim brzmieniu, w którym główną rolę odgrywają siarczyste bity wsparte efektownym clappingiem. Resztę przestrzeni nagrań wypełniają zdarte akordy przeplecione świdrującymi loopami i uzupełnione acidowymi efektami („I Need Of Control” i „Barry Rollins”). Następne kompozycje są jeszcze cięższe – rytmika staje się wolniejsza, a dudniące bity uderzają szorstkimi przesterami. W tle pojawiają się zbasowane arpeggia, wnoszące groteskowo przetworzone rymy i dźwięki rodem z tanich horrorów („Dimesion 8” i „Dimension 10”).

„Majestic 12” wprowadza na płytę oldskulowe breaki – zanurzając je dronowych wyziewach o psychodelicznym tonie. Podobnie dzieje się w „Dr Weatherbee”, gdzie puls zapożyczony z klasycznego hip-hopu jest podstawą do melodyjnych akordów piano i miauczących klawiszy o detroitowym rodowodzie. Trzecim nagraniem osadzonym na połamanej rytmice jest „Smash” – ale tym razem bity mają chrzęszczące brzmienie, przywołujące wspomnienie wczesnego IDM-u. W miarę trwania utworu wyłania się z tego eksperymentalna wersja dubstepu, przefiltrowanego przez chicagowski house.

„Dimesnion 6” i „Space Boys” wprowadzają na płytę w sugestywny sposób ejtisowe disco. Miarowo stukający automat perkusyjny w pierwszym przypadku wnosi acidowe kumkanie i nocne syntezatory, a w drugim – melodyjne akordy i falujące tło. Na finał znów powraca monotonny hard house. O ile „Burn” ma bardziej przestrzenna konstrukcję wypełnioną kosmicznymi arpeggiami, tak „United Consumer” i „Lying Down On The Coats” to już taneczna psychodelia w stylu nagrań Jamala Mossa – eksplodująca popiskującymi i zawodzącymi syntezatorami, zanurzonymi w odmętach onirycznej elektroniki.

Dwanaście nagrań z „Leave Earth” stanowi przykład undergroundowej muzyki klubowej najwyższej próby. Detroitowy producent nie bawi się w szlifowanie dźwięku i stawia na skrajnie wręcz surowe i szorstkie brzmienia. Dzięki temu jego utwory uderzają dziką energią, którą house z Chicago emanował przecież od swego zarania. Takie brzmienia zawsze propagowały wytwórnie Clone i Creme – a dziś lansuje się na nich choćby L.I.E.S. Tym razem mamy do czynienia z autentycznym samorodkiem dalekim od wszelkiego hipsterstwa. Jak to dawniej mawiano – only for headstrong!

Yo Sucka! 2014

www.yosuckamusic.com

www.facebook.com/Yo.Sucka.Music

www.facebook.com/oktored

www.soundcloud.com/marshall-applewhite







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Inline Feedbacks
View all comments
jędrek
jędrek
9 lat temu

ten gość jest super bo jest autentyczny w przeciwieństwie do wielu – którzy chcą być ” brudni ” a nie zawsze im to wychodzi – nie do końca dla mnie, ale warte uwagi na 100 procent , dzięki jak zwykle za wyczaje !! album na piwniczny sylwester !!

Polecamy