Ariel Pink powinien się bać, a przynajmniej mieć świadomość, że ma prawdziwego konkurenta w postaci Matthieu Ha.
Początek nowego roku to dobry moment, aby spojrzeć na wydawnictwa z zeszłego roku, które jakimś cudem umknęły czy zostały pominięte. Jedną z takich pozycji jest album „Riorim” autorstwa Matthieu Ha – Francuza wietnamskiego pochodzenia, będącego ważnym artystą brukselskiej sceny undergroundowej, znanego z wyjątkowego wokalu (śpiewa kontraltem – w wymyślonym przez siebie języku) i łączenia go z brzmieniem akordeonu, syntezatorów, elektroniki czy gitar. Na koncertach często akompaniuje sobie przy pomocy sztućców. W czerwcu 2014 roku Matthieu wystąpił w warszawskim klubie Znajomi Znajomych. Bardzo chętnie poznam wasze opinie na temat jego koncertu.
Twórczość Matthieu Ha to swoista „bieganina” po różnych estetykach, choć sam klasyfikuje swoją muzykę jako „Pop Utopię” z domieszką transowych melodii. W jego nagraniach też nie brakuje nawiązań do muzyki tradycyjnej. Mimo, iż Ha tworzy od wielu lat, dopiero teraz opublikował swój pierwszy longplay „Riorim”. Nie wiem, dlaczego tak długo zwlekał z wydaniem płyty, ale może to wynika z jego ekscentrycznej natury czy zamiłowania do robienia różnych rzeczy poza muzyką, czyli podróżowania w niekonwencjonalny sposób, kiedy to w 2000 roku wybrał się autostopem do Hiszpanii nie z plecakiem, a z przyczepą kempingową lecz… bez samochodu. Już w latach 90. grał w brukselskim metrze przy akompaniamencie pociągów, co można zobaczyć w filmie dokumentalnym wyprodukowanym przez belgijską telewizję RTBF.
Album „Riorim” pomieścił dziewięć kompozycji, w których bezapelacyjnie na pierwszy plan wysuwa się nietuzinkowy wokal Matthieu, lecz kolejne odsłuchy sprawiają, że bardziej skupiam się na warstwie muzycznej niż samym śpiewie. A dzieje się bardzo dużo! Sam początek płyty – „Bal des Vampires” i „Le Mariage Avec Soi-même” – to jedynie wstęp do artystycznych wygibasów Ha, gdzie operowy wokal całkiem dobrze zazębia się z psychodelicznym klimatem, partiami akordeonu, gęstą warstwą rytmiczną i free jazzowym saksofonem Gregoire’a Tirtiaux. Nagranie „Je Ne Te Reverrais Plus Jamais” kojarzy się z twórczością R. Stevie Moore’a, czyli mistrza Ariela Pinka, a gitarowa solówka przywodzi na myśl styl Franka Zappy.
Niestety, ale nie przekonał mnie ubiegłoroczny krążek Pinka – „pon pon”, a jednocześnie zaskoczył pod względem ilości pozytywnych głosów wśród krytyków. Amerykanin nie pokazał niczego nowego, jeśli biorąc pod lupę jego bogatą dyskografię, oprócz obscenicznego wizerunku, z czego jest doskonale znany. Z kolei – „No Man, No Land” i „Des Miroirs où Tous S’inverse” to najważniejsze fragmenty na płycie „Riorim”, potwierdzające, że poziom kreatywności u Matthieu jest większy niż na ostatniej produkcji Ariela Pinka. W tym drugim utworze wokal Ha brzmi niczym skrzyżowanie Josephine Foster i Jóna Þór Birgissona z Sigur Rós. W „Savoir Compter Sur Soi” Matthieu eksperymentuje ze swoim głosem, zbliżając się do śpiewu gardłowego, zaś w „August” ociera się o industrial i noise. Album zamyka nieco skoczny „La Longe Marche”, gdzie Ha śpiewa w jeszcze inny sposób niż poprzednio.
Mam nadzieję, że Matthieu Ha pójdzie za ciosem i nie każe nam czekać na swój nowy krążek kolejnych dziesięć lat. Oby więcej pojawiało się takich muzycznych „wariatów” jak Ha.
28.09.2014 | Les Albums Claus
Strona Facebook Matthieu Ha »
Strona Les Albums Claus »
Profil na Facebooku »
Profil na BandCamp »
Myślę że Ariel Pink już nie może spać po nocach 😉
Ja też mam taką nadzieję :-).