Wpisz i kliknij enter

Dan Sartain – Century Plaza

Z garażu na parkiet. Nowe szaty rockowego barda.

Dan Sartain (właściwie Daniel Fredrick Sartain) nie należy do scenicznych nowicjuszy. Nagrywa i występuje od ponad 16 lat. Jego dorobek płytowy liczy kilkanaście pełnowymiarowych albumów (i drugie tyle singli oraz EP-ek) muzycznie oscylujących wokół bluesa, punka i rockabilly. Najnowsze dzieło Sartaina śmiało można jednak rozpatrywać w kategorii debiutu. Jest to bowiem pierwsze wydawnictwo w karierze artysty, na którym porzuca on rockowy zgiełk i daje upust swojej fascynacji mrocznym electro-popem.

Stylistyczną woltę Dana zdradza już okładka Century Plaza. Utrzymana w lekko kiczowatej, retrofuturystycznej estetyce przywodzącej na myśl amerykańskie filmy SF (głównie klasy B i C) z lat 80. ubiegłego wieku oraz inspirowane nimi współczesne produkcje jak Kung Fury czy Turbo Kid.

Zawartość dźwiękowa longplaya, podobnie jak jego oprawa graficzna, stanowi efekt zabawy ejtisową konwencją i swobodnego potraktowania formuły synth-popowej piosenki. Najjaskrawszym tego przykładem First Bloods – bezczelnie przebojowa, mocno przerysowana kompozycja z bombastyczną, gitarową solówką, jakiej nie powstydziłby się sam Eddie Van Halen.

Nie ten utwór wybrano jednak do promowania płyty, a nawiązującą klimatem do funeralnych nagrań Suicide nową wersję Sartainowego klasyku Walk Among The Cobras. W porównaniu z motorycznym oryginałem z roku 2001 Spacer wśród kobr A.D. 2016 brzmi bardziej niepokojąco i złowieszczo, zaś ponura synthowa aranżacja świetnie koresponduje z traktującym o samotności i wyobcowaniu tekstem.

Kolejny suicydalny akcent na Century Plaza to cover Wipeout Beat z repertuaru Alana Vegi. Pulsujący szalonym, tanecznym rytmem i równie porywający jak pierwowzór. Jeszcze więcej szaleństwa i dyskotekowego hedonizmu odnaleźć można w Black Party – z pozoru błahej powiastce o nieudanym przyjęciu. Nieco kontrolowanego patosu wnoszą natomiast: softcellowe Sinking In The Shallow End oraz Do You Hear My Voice, odśpiewane z manierą Martina Gore’a z Depeche Mode.

A skoro o Depeszach mowa – całkiem niedawno w wywiadzie dla magazynu Hero Dan wyznał, iż podczas pracy nad krążkiem wyobrażał sobie, że jest czwartym członkiem formacji z Basildon. Wygląda na to, że niebycie sobą w tym szczególnym wypadku wyszło muzykowi na dobre. W ekspresowym tempie (w ciągu zaledwie tygodnia) korzystając głównie z aplikacji GarageBand skomponował i nagrał jedną z najciekawszych i najlepiej brzmiących pozycji w swojej dyskografii.

Do twarzy Sartainowi w electro anturażu. Czas pokaże, czy to tylko jednorazowy skok w bok, czy może początek nowej drogi.

One Little Indian Records / Mystic

Facebook







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy