Wpisz i kliknij enter

Oren Ambarchi – Hubris

Taniec z gwiazdami.

Australijczyk potrafi właściwie co kilka miesięcy zaskoczyć kolejnym swoim wydawnictwem. W kwietniu tego roku ukazał się bardzo dobry longplay „Aithein” (recenzja) tria Ambarchi/Pilia/Pupillo, zaś w 2015 roku mieliśmy „Behold” duetu Ambarchi-O’Rourke, a także koncertowy album Ambarchiego – „Live Knots” (recenzja).

Ambarchi świetnie odnajduje się w przeróżnych składach, czego potwierdzeniem jest jego najnowsza płyta „Hubris”, na której pojawili się Arto Lindsay, Jim O’Rourke, Crys Cole (kanadyjska artystka), Mark Fell (Snd), Ricardo Villalobos, Keith Fullerton Whitman, Joe Talia, Will Guthrie i Joerg Hiller (aka Konrad Sprenger). Oren już wielokrotnie pokazał, że inspirują go rozmaite rzeczy. Odnoście „Hubris” wymienia disco, new wave, ścieżkę dźwiękową Wang Chunga do filmu „Żyć i umrzeć w Los Angeles” (1985) w reżyserii Williama Friedkina oraz dokonania Alberta Marcœura nazywanego „francuskim Frankiem Zappą”.

Wydaje mi się, iż wśród zaproszonych muzyków na „Hubris” zabrakło jeszcze jednego ważnego nazwiska, a mianowicie Richarda Pinhasa (Heldon). Dwa lata temu panowie wydali znakomity krążek pt. „Tikkun” (recenzja). Niestety w tym roku Pinhas nie popisał się na swoich dwóch albumach zarejestrowanych wraz z Tatsuyą Yoshidą, Masami Akitą (Merzbow), Barry Clevelandem, Michaelem Manringiem i Celso Albertinim (tutaj pisałem). Dlaczego przywołuję francuskiego eksperymentatora? Gdyż kompozycja „Hubris 1” kojarzy mi się z heldon’owskim psychodelicznym krautrockiem, a z drugiej strony są w niej wciągające pokłady minimalistycznych powtórzeń.

W niespełna dwuminutowym fragmencie „Hubris 2” wyraźnie zmienił się kurs poszukiwań Ambarchiego, O’Rourke’a i Cole, tym samym zamieniając syntezatory na gitary, ponieważ ten utwór powstał z myślą o Marcœuru. Jednak największą erupcję pomysłów przynosi zamykający całość „Hubris 3”. Tutaj do akcji wkroczyli dwaj australijscy perkusiści (Joe Talia, Will Guthrie), Ricardo Villalobos i Keith Fullerton Whitman z elektroniką. Podwojona siła sekcji rytmicznej żłobi konkretną wyrwę, która w brawurowy sposób zapełnia się krautrockiem podsycanym pląsającym funkiem, modularnym kosmosem – jak na moje ucho – wypuszczanym z syntezatorów Buchli, a do tego preparowane i noise’owe gitary Ambarchiego, Lindsaya i O’Rourke’a.

Nie mam zamiaru ujmować talentu Australijczykowi, ale zaryzykuję stwierdzenie, że „Hubris” nie byłby tak dojrzałym albumem, gdyby nie świetni instrumentaliści, jakich udało się zaangażować Orenowi Ambarchiemu. Brzmią jak pędzący walec taranujący wszystko, co mu wpadnie pod koła. Choć zastanawiam się, czy to wszystko dzieje się na ziemi?

11.11.2016 | Editions Mego

 

Oficjalna strona artysty »
Strona Editions Mego »
Profil na Facebooku »
Profil na BandCamp »







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy