Jeden z najbardziej oczekiwanych debiutów roku.
Pojawianie się kobiet w kręgach ekstremalnej elektroniki zawsze budziło wielkie emocje. A tak naprawdę były one tam od początku: najpierw Cosey Fanni Tutti, potem Sinan z SPK czy Debbie Jaffe z Master/Slave Relationsip, nie mówiąc o całym zespole – Women Of The SS. Nie zabrakło ich więc również w ostatnich dekadach. Najważniejsze to oczywiście Puce Mary i Pharmakon. Chciała w tym towarzystwie znaleźć się również Sasha Grey, ale jakoś się jej nie udało. Zamiast niej do grona tego dołącza teraz Pan Daijing.
Ta chińska artystka objawiła się najpierw na żywo – dając szokujące występy, pełne seksualnych odniesień do subkultury sado-maso, jak również odwołań do azjatyckiego teatru, lokując się bliżej ekstremalnej formuły performansu spod znaku Coum Transmission czy Wiedeńskich Akcjonistów, niż nowoczesnej elektroniki. Zafascynowana dokonaniami klasyków japońskiego noise’u z Merzbowem i KK Null na czele, z czasem zaczęła coraz śmielej ozdabiać swe prezentacje muzyką. W końcu trafiła ona też na krótkie wydawnictwa: „Sex & Disease” i „A Satin Sight”.
Teraz przyszedł czas na debiutancki album, który postanowiła umieścić w swym katalogu wytwórnia PAN. Materiał znajdujący się na „Lack” powstał podczas performansów, które Pan Daijing dała w ciągu ostatnich dwóch lat. I to słychać: części utworów z płyty ewidentnie brakuje ich wizualnego aspektu, bo warstwa dźwiękowa jest zbyt wątła, by mieć autonomiczny charakter. To choćby oparty na wokalnych efektach „Practice Of Hygiene” czy nazbyt oszczędne „The Nerve Meter” i sprawiający wrażenie szkicu powstałego na podstawie wczesnej muzyki Pendereckiego „A Situation Of Meat”.
Całe szczęście to nie wszystko. Są tu też kompozycje, które robią lepsze wrażenie. Dzieje się tak, kiedy Pan Daijing bierze się za generowanie pełnokrwistego noise’u. „A Loving Tongue” i „Come To Sit” uderzają surowym brzmieniem, skoncentrowanym na metalicznych perkusjonaliach, jakby powstały one w pierwszej połowie lat 80. W „Plate Of Order” i „Eat” artystka zaskakuje połączeniem industrialnych loopów z wokalnymi skowytami i zawodzeniami. Jeszcze większe wrażenie robi „Act Of The Empress” – bo to właściwie techno, ale opatrzone świdrującymi hałasami i buddyjskimi śpiewami. Całość wieńczy dosyć zgrabny ambient – „Lucid Morto” o egzotycznym tonie.
Debiutancki album chińskiej producentki jest więc połowicznym sukcesem. Część umieszczonych na nim kompozycji wypada jak pełnoprawny materiał do słuchania, ale część niestety traci bez wizualnego aspektu. To jednak dobra pozycja wyjściowa do poszarzenia palety dźwiękowej przez Pan Daijing – nawet choćby pozostała ona w kręgu noise’u. Przykładem tego rodzaju eksperymentów są dokonania jej starszych koleżanek, jak wspomniane Puce Mary czy Pharmakon. Już utwory z „A Satin Sight” wskazywały, że najciekawiej w wykonaniu Chinki wypada flirt z techno. Tu jest podobnie. To oczywisty drogowskaz dla rozwoju jej estetyki.
PAN 2017