Wpisz i kliknij enter

Oneohtrix Point Never – Good Time OST

Oryginalna ścieżka dźwiękowa.

Pisanie recenzji ścieżki dźwiękowej do filmu, którego się nie widziało, to zadanie nieścisłe. Autonomicznych soundtracków nie było znów tak wiele. Z pamięci mogę przywołać płyty do filmów Quentina Tarantino. Niezatarte wrażenia pozostawiły po sobie też ścieżki dźwiękowe z „Bracie, gdzie jesteś?” czy „Trainspotting”. Z pewnością wielu uśmiechnie się wspominając „Gorączkę sobotniej nocy”, gdzie muzyka była sprawą kluczową. Koniec końców „Purple Rain” Prince`a też powstał z myślą o filmie. W przypadku Daniela Lopatina przecięcia na styku muzyki filmowej i elektronicznej występowały już na jego albumach. Z tą różnicą, że podstawą nie był obraz. Efektem pracy pod dyktando filmu jest niniejsza płyta. Z resztą nagrodzona już w Cannes za najlepszy soundtrack.

Obcowanie z nową muzyką Oneohtrix Point Never najlepiej wypada na słuchawkach. Dzięki temu dźwięk szczelnie nas oplata potęgując zawartą w nim klaustrofobiczną aurę. Fragmenty rozmów (wyrwanych z filmu) nie stanowią tu nadbagażu, a podbijają surrealizm. Wypracowana metoda twórcza Lopatina – rozległe elektroniczne tła, niecodzienne rozziewy – daje tu o sobie znać w pełni. Stara się też, aby można było każdy utwór traktować jako odrębny byt, niekoniecznie kojarzący się z filmem. Słychać to już w utworze tytułowym, który kończy się spektakularnie. Z drugiej strony stosuje ciekawe przeobrażenia dźwiękowe jak w zjawiskowym „Hospital Escape / Access-A-Ride”. Gonitwa arpeggiów z noise`owymi wstawkami. Do tego dołożyć należy te krótkie momenty, które wprowadzają niepokój jak „6th Floor” czy „Adventurers”.

Zdecydowanie ciekawiej wypada druga połowa płyty. Powrót lat 80 wychwycić można w  „Romance Apocalypse”, ale tylko do połowy. Potem następuje „muzyka zmęczona” zakończona dub techno. Głowę mocno obić może „The Acid Hits”. Suspens podbity jest szybkim, perkusyjnym tempem. Mimo takiego natłoku autor znalazł też miejsce na syntezatorowe solówki. W dziedzinie tempa muzycznego wyróżnia się też „Bail Bonds” z krzykiem Jennifer Jason Leigh. Moment przeistoczenia się ludzkiego krzyku w coś mechanicznego zapada w pamięć. Siłą tej płyty są znakomite kompozycje. Za taką uznać należy „Flashback”. Bezbłędna jest sama końcówka soundtracku. „Leaving the Park” przynosi progrockowe skojarzenia, co przywołuje echa poprzedniej płyty Oneohtrix`a „Garden of Delete”.

Z pewnością największą popularnością będzie cieszyć się piosenka „The Pure and the Damned”. Gościnny udział w nagraniu wziął Iggy Pop. W pierwszej chwili tonacja utworu oraz głos Popa skojarzył mi się z Rogerem Watersem. To zupełny odlot w inne miejsce, różne od tego co ta płyta sobą reprezentuje. Z drugiej strony, trudno wymarzyć sobie lepszy finał. Subtelny fortepian łączy się z kakofonicznymi syntezatorami. Co więcej ta piosenka stojąc w sprzeczności z resztą utworów podkreśla niejako ich wagę. Można orzec, że Daniel Lopatin spisał się dobrze jako kompozytor muzyki filmowej. Udało mu się odseparować swój twór od filmu. Na ile to mu się jednak udało będę w stanie ocenić dopiero po obejrzeniu filmu. Tymczasem można cieszyć się kolejnym, dobrym albumem Oneohtrix Point Never.

Warp | 2017

Strona Oneohtrix Point Never

FB







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Inline Feedbacks
View all comments
pablo
pablo
6 lat temu

Popracuj nad interpunkcja i oryginalnoscia wymienianych plyt, porownan. Patrz pierwszy akapit.

Polecamy