“U Feel Anything?” przywodzi na myśl niezręcznie połączone, drogocenne puzzle. Dychotomia oraz pluralizm gatunkowy i stylistyczny albumu obciąża, tak jak chciała tego artystka, silnymi emocjami. Równocześnie odcina im drogę ujścia, nie dając wyzwolenia. Koncept stworzenia materiału, który ma prezentować muzykę jako narzędzie prowadzące do odnalezienia wewnętrznej równowagi pozostawia skonsternowanym, prowadząc momentami do mentalnej arytmii. Wydana 6 października przez Planet Mu płyta faktycznie prowokuje skrajne odczucia – ekscytacje oraz rozdrażnienie. Jednak Ziúr wyraźnie mówi, że nie potrzebuje akceptacji, zadowala ją wręcz sporadyczny brak zrozumienia.
Mika Risiko, mieszkająca w Berlinie producentka i dj-ka, wydanym samodzielnie w 2015 roku mixtap’em “/xu:x/”, na stałe zaznaczyła swoją obecność na niezależnym rynku muzycznym. Od tamtej pory utożsamiana jest z przełamującą bariery działalnością na rzecz równouprawnienia kobiet i osób transpłciowych w muzyce. Znana z futurystycznych, industrialnych produkcji, w swoich kompozycjach z łatwością żongluje elementami thrash metalu, punku, jazzu i klubowymi trackami. Nigdy jasno nie definiuje swojego oddania jednemu gatunkowi. Charakterystyczna dla niej dwubiegunowość struktur dźwiękowych, ładu i entropii, uzasadniana jest koniecznością definiowania pojęcia poprzez kontrast z jego dokładnym przeciwieństwem. Również najnowszy materiał wpisuje się w ten trend, prezentując bezmiar zabiegów stylistycznych, wywołujących, mniej więcej w połowie albumu, apatię.
“U feel Anything” jest kompilacją, na której nieziemskie kawałki (“Body Of Light”, “Rituals Of Passage”) gubią się pośród kilku bardziej mechanicznych i drętwych produkcji. “Wydaje mi się, że można coś nazwać nieprzyjemnym jedynie w przypadku kiedy zazna się również przyjaznych doświadczeń” – komentuje w rozmowie z Fact Mag swój debiutancki longplay Ziúr – “jeśli wszystko jest wspaniałe, tak naprawdę nic nie jest”. Ta narracja zdaje się dominować na najnowszym albumie. Pierwsza część płyty jest zdumiewająca, olśniewa nowatorskimi rozwiązaniami i śmiałymi zestawieniami. Wprowadzające “Human Life Is Not A Commodity” stanowi jej spokojną, mistyczną zapowiedź. W sprzeczności z tytułem uwydatnia równość wielu głosów, męskich, kobiecych oraz dziecięcych przenosząc odbiorcę w idylliczne realia. Nagrane z Aishą Devi, melancholijne “Body of Life” miesza nastrojowy wokal, przestrzenne, industrialne brzmienia, wciąż pozostając w romantycznej, sennej aurze. “Rituals of Passage”, stanowi główny filar konstrukcyjny albumu zderzając cherubinowy wstęp ze zdekonstruowanymi kompozycjami, utrzymanymi w noisowym stylu. Jest głośny i impertynencki, a wraz z “Don’t Buy It” krzewi kompletną destabilizację i destrukcję. Teoretycznym podsumowaniem kompilacji jest, nagrane wspólnie ze szwedzką wokalistką Zhalą, “Crying And Laughing Are The Same Thing”, które prezentuje esencję pozostałych utworów. Wciąga w pędzący wir po różnych stanach emocjonalnych obrazując ich płynność oraz efemeryczność.
O ile “U feel anything”, obok “Paradiso” Chino Amobiego, “Black Origami” Jlin oraz “Lack” Pan Daijing, było jedną z najbardziej oczekiwanych premier roku, nie można powiedzieć, żeby materiał, jako całość, rzucał na kolana. Nie umniejszając wartości tego albumu, odnosi się wrażenie, że Ziúr w swojej twórczości staje się coraz mniej dostępna, odlatując poza horyzont na skrzydłach własnych artystycznych aspiracji.