Drift -> Home -> Fated -> Parallels…
W 2015 Nosaj Thing w wyniku kradzieży stracił poza sprzętem wycenionym na dwadzieścia tysięcy dolarów również dysk z zapisem swojej dwuletniej producenckiej pracy: ścieżki bazowe do dopiero co wydanego albumu „Fated”, remiksy, live-sety, banki brzmień, a także pomysły na nowy longplay. Po krótkim okresie załamania twórca otrzepał się z żalu i postanowił przekuć koszmarną stratę w filozoficzną wartość napędzającą do działania, nie próbując przy tym odtwarzać straconych pomysłów, a rozpocząć prace od zera. Tak powstało „Parallels”.
Trzydziestodwuletni producent z Los Angeles powrócił z czwartym albumem w osiem lat od pamiętnego debiutu „Drift” – w międzyczasie ukazały się jeszcze udane krążki „Home” oraz wspomniane „Fated”. Najnowsze dzieło przynosi dziesięć utworów, większość z nich to instrumentale, ale są też numery z wokalistami, co stało się już swego rodzaju tradycją. W kawałku „All Points Back To U” pojawił się związany z wyspiarską sceną elektroniczną Steve Spacek i ta współpraca przyniosła naprawdę piękny rezultat. Oszczędny podkład oparty na rytmie 4/4 podmywają chóralne pady oraz buzująco kroczący bas, a niski głos brata DBridge spokojnie wyśpiewuje neosoulowo kolejne wersy tekstu miejscami nawet szepcząc.
Niemniej pięknym numerem okazuje się kompozycja „How We Do”, w której pojawia się Kazu Makino (frontmanka trio Blonde Redhead), skądinąd śpiewająca już u Jasona Chunga w pamiętnym singlu „Eclipse/Blue”. Tym razem zwiewny i melancholijny klimat wespół z użytymi brzmieniami może nasuwać skojarzenia z Björk z okresu „Homogenic”. Niezwykle dojrzałe jest w tym przypadku sterowanie dynamiką, łącznie z wykorzystywaniem ciszy do budowania napięcia. Trzecim głosem, który odnajdziemy na „Parallels” jest Zuri Marley, wyszukana przez kalifornijczyka w koncertowych chórkach Blood Orange. „Way We Were” z jej udziałem to swoiste r&b, ale w dość chłodnym i spogłosowanym środowisku.
Poza tym wiele dobra kryje się w pozostałych utworach: „Nowhere” to idealna furtka do całości oparta na fortepianowym arpeggio, tanecznie usposobione „UG” mogłoby śmiało zasilić nowy krążek Fout Tet lub Caribou, „IGYC” to ambientowe pole o wysokim stężeniu futurystycznego niepokoju, „Form” zgodnie z nazwą jest formalną zabawą z zakwaszaniem dźwięku, a „Get Like” mogłoby być idealnym podkładem pod nowoczesne oblicze Mobb Deep, bo to surowy, wolny uliczny bit oparty na prostej pętli pianina, przeplecionej delikatnymi cykaczami i strzępami wokalnych sampli.
Na osobne zdanie zasługuje zamykający ponad półgodzinny album „Sister”, bo to prawdziwy stereo majstersztyk. Miejscowo i nieśpiesznie pojawiające się synth-akordy skupiają uwagę, by zaskoczyć dołączającą i precyzyjnie ułożoną hybrydą rytmiczną pętloną trochę w duchu ragga, trochę na spitchowanych wokalizach, a nawet na ukrytym w drugim rzędzie cowbellu. Dzieje się tu bardzo wiele, ale wrażenie jest jakby był to jeden przeobrażający się organizm.
Czwarty longplay Nosaj Thing to album kompletny, bez słabszego numeru, a z kilkoma wybitnymi, zbudowany z ponad przeciętnym wyczuciem do sterowania uwagą słuchacza. Zestaw kompozycji, aż kipi od emocji przenosząc na język muzyki refleksje nad paralelami szukanymi w świecie człowieka i technologii. Materiał idealnie równoważy użycie brzmień analogowych i cyfry generując atmosferę pełną nostalgii, melancholii, po prostu wrażliwości.
08.09.2017 | Innovative Leisure
https://soundcloud.com/nosajthing
https://www.facebook.com/nosajthing/
Dzięki za recenzję. Nosaj Thing robi naprawdę piękną muzykę.