Jest nadzieja.
Wielbiciele Godspeed You! Black Emperor musieli natknąć się na twórczość zespołu Thee Silver Mt. Zion Memorial Orchestra będącego niejako wersją sowizdrzalską tego pierwszego. Z tego drugiego składu wyodrębniła się Jessica Moss, bohaterka niniejszej recenzji. Swój talent do gry na skrzypcach rozwija od piątego roku życia. Kiedy jej macierzysta formacja zawiesiła działalność zdecydowała się zająć swoją karierą solową. Efektem dwuletniej pracy, występów na różnych festiwalach muzycznych, jest jej pierwszy, długogrający album „Pools of Light”. Do jej wydawnictw należałoby jeszcze dopisać kasetę magnetofonową wydaną w 2015 roku „Under Plastic Island”.
W swojej muzyce kieruje się łączeniem klasycznej techniki gry na instrumencie z nowoczesnymi efektami dźwiękowymi. Jej eksperymentalność nie traci nic ze swej komunikatywności. To muzyka, w którą łatwo się zagłębić. Dbałość o formę przynosi dobre rezultaty. Warto dodać, że Moss lubi długie kompozycje, pełne narracji oraz zmienności form. Programowo stara się wyposażyć swoją muzykę w problemy dzisiejszego świata. Jak sama mówi, jej album wyrażać ma troskę o środowisko naturalne, które stanowić ma priorytet dla całej populacji. Dba przy tym o każdy dźwięk, który pojawia się na płycie. Korzysta z elektroniki w sposób umiarkowany. Umie podbudować dramatyczne momenty minimalistycznymi środkami wyrazu.
Album składa się z dwóch kompozycji. Czteroczęściowego „Entire Populations” oraz dwuczęściowego (z rozbiciem na dwie mniejsze części) „Glaciers”. Wykonawczyni nakłada na siebie warstwy dźwiękowe, potęgując efekt. Używa też swojego głosu w utworze pierwszym. Skupia się co prawda na powtarzaniu jednego zdania, ale nałożone na siebie wokalizy przyprawiają o ciarki na plecach. Pierwszy utwór otwiera uwertura czerpiąca wprost z muzyki klezmerskiej. Słuchając płynnej zmienności tej muzyki to zajęcie absorbujące. Skrzypaczka potrafi zapętlać frazy, budując hipnotyczny nastrój, aby chwilę później wprowadzić motyw ludyczny („Entire Populations (Pt III)”). Zaletą tej muzyki jest absorbowanie myśli słuchacza. Trudno się wyrwać spod uroku jaki Moss roztacza wokół siebie.
„Glaciers” zmieniają charakter płyty. Zmodyfikowany, ludzki głos rozciągnięty do formy upiornej. Zapętlone frazy, drony, bardziej posępna aura ocierająca się wręcz o lament oraz świdrujący chaos wybrzmiewa w najbardziej niepokojącym momencie płyty – części pierwszej „Glaciers I”. Za chwilę pojawia się subtelna, ostrożna muzyka, która daje podkład do medytacji. Koniec przynosi filmowe inspiracje. Moss uwzniośla swoją muzykę. Niepokój zostaje odgoniony, a w jego miejsce zaproszona zostaje nadzieja. Tym, optymistycznym akcentem na koniec przypomina, że nie jest jeszcze za późno na zmiany. Trudno słuchać „Pools of Light” fragmentarycznie. Nie da się też oderwać od niej w trakcie słuchania.
Constellation | 2017