Udało nam się porozmawiać z Eblisem Álvarezem, liderem kolumbijskiego zespołu Meridian Brothers, o ich niedawno wydanej płycie „¿Dónde Estás María?”.
Łukasz Komła: Zacznę od pytania dotyczącego tegorocznego albumu „¿Dónde Estás María?”. Nie będę ukrywał, że to jedna z moich ulubionych płyt tego roku. W pierwszej kolejności zauważyłem, że pojawiło się dużo brzmień instrumentów smyczkowych, mam tu na myśli wiolonczelę i skrzypce. Skąd taki pomysł?
Eblis Álvarez: Od blisko 20 lat gram na wiolonczeli jako amator i hobbysta. Zainteresowałem się tym instrumentem, kiedy studiowałem klasyczną kompozycję. Chciałem nauczyć się rozszerzonych technik gry na wiolonczeli w praktyce, a nie z książek (wcześniej zrobiłem to samo z klarnetem i innymi instrumentami).
Z biegiem lat przestałem grać muzykę barokową, były to głównie suity Bacha na wiolonczelę, a z kolei zacząłem głębiej odkrywać ten instrument poprzez wykonywanie muzyki tradycyjnej. Przez lata starałem się, żeby wiolonczela nie kojarzyła się z twórczością Meridian Brothers. Z chwilą, kiedy zagłębiłem się w muzykę brazylijską, odkryłem potężną siłę brzmienia. Wsłuchiwałem się w tropikalia i wydawnictwa z wytwórni MPB i zdecydowałem, że wrócę do wiolonczeli. I tak się stało na nowym materiale Meridian Brothers.
Na „¿Dónde Estás María?” sięgacie po różne stylistyki, zresztą jak zawsze, ale za każdym razem podziwiam wasze łączenie cumbii z techno, psychodelią, jazzem i wieloma innymi gatunkami. Co ciekawe, w nowych utworach często przewija się słowo „cumbia”, o czym świadczy chociażby wyjątkowe nagranie „Cumbia Eres La Cumbia”. Zechcesz opowiedzieć o twojej przygodzie z poznawaniem cumbii?
Obecnie cumbia przeżywa swoisty hajp w Ameryce Południowej. Dla mnie jest to zarówno dobre, jak i złe. Dobre – ponieważ ten gatunek po raz pierwszy zyskał na znaczeniu w Ameryce Południowej, dzięki temu ludzie mogą poznawać i cieszyć się tą muzyką (w przeszłości cumbia była źle kojarzona z pop kulturą). Złe – stała się narzędziem do kreowania banalnego popu.
Używam sformułowania „cumbia” w znaczeniu sarkastycznym i przekształcam je w zupełnie coś innego. W przypadku utworu „Cumbia Eres La Cumbia”, cumbia jest damą ze skrzydłami, przemieszczającą się z miejsca na miejsce. Ten obraz podkreśla dekadencki nastrój poszczególnych fragmentów. Na koniec bohaterka kompozycji leci do nieba i znika. Oczywiście użycie rytmu cumbii w swojej najczystszej postaci jest także częścią mojego sarkastycznego podejścia.
Wasz nowy materiał pokazuje też, jak ważnym aspektem twórczości Meridian Brothers są repetycje czy to wokalne, czy instrumentalne. Pytanie o inspiracje muzyką Steve’a Reicha jest oczywistością, więc chciałbym cię zapytać o to, gdzie tkwi korzeń waszych muzycznych fascynacji?
W przeszłości byłem zainteresowany muzyką minimalistyczną, ale niewiele słuchałem Steve’a Reicha, bardziej pociągała mnie twórczość Davida Langa, La Monte Younga i Mortona Feldmana. Ale mówiąc szczerze, nie interesują mnie repetycje i ich przekształcanie, ponieważ większa część szkół minimalizmu w obu Amerykach jest bardziej zainteresowana iluzją osiąganą przez repetycje.
Repetycje, nad którymi pracuję, zmieniają się pod wpływem niewielkich wewnętrznych przesunięć. Minimalizm wykorzystuje powtórzenia w obrębie kilku sekwencji. Ja z kolei dążę do niesymetrycznego nakładania na siebie fraz, które przez cały czas tworzą złudzenie ciągłych repetycji, i to jest fascynujące!
To, że repetycje można odnaleźć w muzyce pop nie jest żadną nowością, choć są one o wiele prostsze i ograniczone, oczywiście przez wokale, ale jest to koncepcja, nad którą także pracuję.
Minimalism =
yyyy/yyyy/yyyy/yuyy/yuyy/yuyy/yuyy/yuyy/yuuuy/yuuuy/yuuuy/yuuuy/ yuuuy/
hhhh/hhhh/hhhh/hnnh/hnnh/hnnh/hnnh/hnnh/hnnnn/hnnnn/hnnnn/hnnnn/
Moje podejście (bliższe Oliviera Messiaena – niesymetryczne sekwencje) może wydawać się minimalistyczne, ale nie jest =
yyyy/yyyy/yuyy/yuyy/yyyy/yyyy/yuyy/yuyy/yyyy/yyyy/yuuuy /yuuuy/yuuuy/yuuuy/ hhhnnn/hhhnnn/hhhnnn/hhhnnn/hnnnnnh/hnnnnnh/hnnnnnh/hhhnnn/hhhnnn/
Od wielu lat staram się śledzić rozwój kolumbijskiej sceny eksperymentalnej. W pierwszej kolejności przychodzą mi do głowy takie grupy jak Los Pirañas, Romperayo czy Chúpame El Dedo. Czy mógłbyś opowiedzieć, jak wygląda scena w Bogocie i poza nią? Jakie są relacje między muzykami? I na jakie zespoły/projekty powinno się zwrócić uwagę?
Podziemie w Bogocie ma się dobrze, jest wiele zespołów, wytwórni oraz inicjatyw koncertowych. Mam na myśli głównie scenę punkową i jazzową. Bywa, że muzycy angażujący się w jamowanie wchodzą jednocześnie w kilka projektów, w których bierze udział więcej niż jedna grupa. W ostatniej i obecnej dekadzie nie było jasno zdefiniowanych granic między poszczególnymi gatunkami. Niestety, to się skończyło, dziś klasyczne zachodnie stylistyki (pop/rock/punk i ich podgatunki) zajęły miejsce, pozostawiając jedynie przestrzeń współczesnym tropikaliom. Mam nadzieję, że proces powracającej globalizacji będzie wolniejszy.
Polecam z Kolumbii takich artystów jak:
– Velandia y la tigra (Edson Velandia)
– Tristan Alumbra
– Julián Mayorga
– Las Añes
– MULA
– Andrés Gualdron (Magallanes)
– Curupira
– Mugre
– El Leopardo
– Las Hermanas
– El Ombligo
Intryguje mnie w muzyce Meridian Brothers także ukłon w stronę polirytmicznych rozwiązań. W moim odczuciu pulsująca sekcja rytmiczna stapia się z wyjątkową przyrodą, jaka was otacza w Kolumbii. Myślę tu o lasach tropikalnych. Jestem ciekaw, jaką rolę odgrywa natura w twórczości Meridian Brothers?
Wybacz, ale tak nie jest. Meridian Brothers to czysta koncepcja umysłu. Oczywiście las występuje w niektórych fragmentach, gdzie wymaga tego dramaturgia wynikająca z tekstów, ale nie stanowi to esencji. Meridian Brothers jest bardzo daleko od świata przyrody, a polirytmia jest bliższa matematyce.
Dziękuję za rozmowę i mam nadzieję na spotkanie na koncertach.
Dziękuję!
fot. Juan Camilo Montañez