Fińska artystka niepostrzeżenie pod koniec ubiegłego roku wydała swój piąty album studyjny.
Najnowsze wydawnictwo Laury Naukkarinen (Lau Nau), pt. „Poseidon”, potwierdziło moje przypuszczenia o tym, że jej muzyka nadal utrzymuje się na bardzo wysokim poziomie i nie ma nic wspólnego z mainstream, ani też zalukrowaną folkotroniką. Chyba najlepiej obrazuje to utwór „Suojaa uni meitä” z improwizowaną partią saksofonu. Po drugie, Naukkarinen pozostaje wierna swojemu ojczystemu językowi, co oczywiście utrudnia jej drogę ku światowym mediom itd., ale dzięki temu przywiązaniu w moich uszach muzyka Finki wciąż wiele zyskuje.
W sesji nagraniowej wzięli udział zaprzyjaźnieni goście – słychać m.in. wiolonczelę Heleny Espvall (Espers, Steve Gunn, Damon & Naomi), aranżacyjny zmysł szwedzkiego kompozytora Mattiego Bye i dźwięki Samuliego Kosminena wydobywane z harmonium, kalimby oraz urządzeń elektronicznych. Z kolei Laura pięknie śpiewa i gra na szczególnym dla niej fortepianie, o którym opowiada tak: „Grałam na fortepianie mojej babci i wkrótce zdałem sobie sprawę, że komponuję piosenki będące początkiem mojego nowego albumu, a nie muzyką filmową, nad którą wtedy pracowałam.” Naukkarinen traktuje nagrania z „Poseidon” jako: „(…) krótkie świeckie modlitwy o miłości, smutku i trosce.” Dodaje: „Posejdon to bóg morza, ale także nazwa pewnego baru w Helsinkach, który zasłania nas przed mgłą, gdy zapada noc.”
Właściwie to „Poseidon” mógłby się ukazać w islandzkiej Bedroom Community, choćby ze względu na taki fragment jak „X y z å”, gdzie smyczki mogą kojarzyć się z Nico Muhlym czy Daníelem Bjarnasonem. Myślę, że wrażliwość Jhereka Bischoffa także da się odnaleźć w muzyce Lau Nau. W kompozycji „Elina” również słyszę Islandię, ale tym razem bliższą sióstr Pascal Pinon (Jófríður i Ásthildur Ákadóttir). „Poseidon” urzeka niecodziennym liryzmem, wyczuciem i dojrzałością.
17.11.2017 | Fonal Records
Strona Lau Nau »
Profil na Facebooku »
Strona Fonal Records »
Profil na Facebooku »