Londyński koktajl.
Oliver Way to szara eminencja londyńskiej sceny klubowej. Jest na niej obecny od 1991 roku, kiedy to zaczął didżejować, by siedem lat później założyć własną wytwórnię Urban Substance, a jedenaście lat później – stworzyć z wokalistą znanym jako Paris The Black Fu ekstrawagancki duet Detroit Grand Pubahs. Projekt ten znany z dynamicznego electro i klubowego techno szybko przyniósł Wayowi sukces, dzięki czemu mógł on wejść w XXI wieku z nowym przedsięwzięciem. Była nim agencja promocyjna ePM, która z czasem stała się także wytwórnią płytową.
To właśnie w jej barwach brytyjski weteran debiutuje teraz swym pierwszym solowym albumem. Choć sam firmuje znajdujące się na nim trzynaście nagrań, to w ich powstaniu wsparło go spore grono gości. Nic w tym dziwnego – Way poznał w ciągu ostatniego ćwierćwiecza wielu artystów z londyńskiego undergroundu i zaprzyjaźnił się z nimi. Teraz odciskają oni swoje piętno na jego płycie, a są to znani i nam Ben Long, Freddie Fresh czy Gareth Whitehead. Dzięki nim album mieni się wszystkimi kolorami londyńskiego życia klubowego.
Krążek otwiera oryginalne electro – „Dust Storm”, którego ozdobą jest intrygujący duet indyjskiej wokalizy i dźwięków sitaru. Podobne rytmy wracają w połowie zestawu za sprawą „Number Free”, idealnie nadającego się do breakdance’u. Połamane rytmy są także podstawą „Stained Glass Shadows” i „Bad Bwoy Tune”. W pierwszym z nagrań dostajemy sprężysty breakbeat wsparty soczystą partią Hammonda, a w drugim – „żywy” jam z perkusją, dęciakami i jamajskimi śpiewami w rolach głównych. Do segmentu tego pasuje także „Thorpe Road”, który zaskakuje melodyjnym dancehallem.
Drugą stronę „From The Shadows” tworzy zwarta sekcja nagrań w stylu techno. „Davies Gene” mogłoby się z powodzeniem znaleźć w repertuarze Detroit Grand Pubahs ze względu na taneczną funkcjonalność i przestrzenne brzmienie. W „Music Is So Special” rozbrzmiewają sample z dyskotekowego klasyka z końca lat 70. – piosenki „Music Is So Special” grupy Peach Boys. Bardziej rwaną rytmikę wnosi „Calling Danny Boy” z wyrazistym motywem syntezatorowym. „Working Girl” zaskakuje zwrotem w stronę surowego getto-techu spod znaku Dance Manii, a całość wieńczy wymodelowany na karaibską modłę „Lucky Dip”.
Debiutancki album Olivera Waya nawiązuje w oczywisty sposób do albumów przygotowywanych przez mistrzów brytyjskiej selekcji połowy lat 90. – od Carla Craiga, przez Justina Robertsona i Davida Holmesa, po Andy’ego Weatheralla. Jest tu mnóstwo klubowej energii i dynamicznej elektroniki, nie brakuje jednak również melodii i piosenkowych odniesień. Wszystko to podane zostało z łobuzerską przekorą, typową dla angielskiej chuliganerki. Dla polskiego słuchacza to nieco egzotyczny koktajl – ale powinien mu posmakować. Trzeba tylko dać mu szansę.
ePM 2018