Norweskie „Szkodniki” potrafią zmysłowo kąsać awangardę!
Dwunastoosobowy kolektyw za każdym razem nagrywa płytę, którą później umieszczam w zestawieniu najciekawszych wydawnictw roku. Tak było do tej pory, a mam na myśli „Kongekrabbe” (2014) i „Culturen” (2016).
Zanim przejdę do tegorocznego albumu „Musikk!” to przypomnę, iż Skadedyr powstał z inicjatywy Heidy Mobeck (tuba), Anjy Lauvdal (fortepian, syntezatory), Hansa Hulbækmo (perkusja) i Larsa Ove Fossheima (gitara). Z czasem grupa rozrosła się do konkretnych rozmiarów, w składzie której dziś mamy takich artystów jak Øystein Aarnes Vik (perkusja), Adrian Løseth Waade (skrzypce), Ina Sagstuen (głos), Ida Løvli Hidle (akordeon), Torstein Lavik Larsen (trąbka), Henrik Munkeby Nørstebø (puzon), Fredrik Luhr Dietrichson (kontrabas) i Marius Klovning (slide gitara).
Niesamowite jest to, że Skadedyr odeszli od stylistyki z poprzednich dwóch albumów, w takim sensie, iż nadal pozostają totalnie zwariowani, ale biorą niektóre gatunki muzyczne w prawdziwe kleszcze, robiąc z nich jeszcze bardziej dziwne formy niż mogłoby się wydawać. W tytułowym „Musikk!” są syntezatory Sun Ra, duchowość Alice Coltrane i Pharoah Sandersa, gitarowe i skrzypcowe wstawki w stylu The Mahavishnu Orchestry oraz dęciaki bliższe Jaga Jazzist, gdzie po kilku minutach wkracza z zaskoczenia swobodna improwizacja z pogranicza Fire! Orchestry, Art Ensemble of Chicago i Roba Mazurka. Przewija się w tym wszystkim też temat z akordeonem, slide gitarą i instrumentami dętymi, co nazwałbym dekonstruowaniem Americany przy użyciu psychodelii, improwizacji oraz pastiszowego liryzmu zapędzonego do norweskiej zagrody otoczonej awangardą.
„Frampek” zaskoczy niejednego poszukiwacza wyjątkowych doznań. Wyobraźcie sobie odgłosy ptaków, gardłową improwizację, muzykę współczesną, punkową sekcję rytmiczną, free jazz i krautrock – niesamowite nagranie! W „Kallet” na pierwszy plan wyłania się improwizacja, gdzie partie gitary – i nie tylko – mogą kojarzyć się z The Ex, a do tego kapitalne harmonie i melodie. Pląsający bas, swingująca perkusja i nieskrępowany fortepian – niczym u Charlesa Mingusa, gitarowe sola okraszone stylistyką Johna Scofielda, dęciaki Sun Ra, funkowy bas Lesa Claypoola. Kosmiczna mikstura. Nie dodałem, że owa mieszanka wypełniła kompozycję „Festen”. Ciekawe, czy tytuł utworu Skadedyr ma coś wspólną z duńskim filmem „Festen” Thomasa Vinterberga? W tym roku mija dwadzieścia lat od premiery tego świetnego obrazu. Skromny i delikatny przerywnik „Portrett” jest krokiem ku końcowi w postaci pięknego „Hage om kvelden” – otulającego skandynawską wrażliwością, nostalgią muzyki tradycyjnej, przestrzenią jazzu i współczesną poważką.
Pewne jest to, że po raz trzeci udało się członkom Skadedyr nagrać nietuzinkową płytę, dzielącą ją lata świetlne od „okładkowych”, sezonowych erupcji „talentów”. Zapewne nie będzie wielkiego szumu – na naszym podwórku – wokół muzyki Norwegów, ale kto uważnie słucha, ten na pewno usłyszy.
13.07.2018 | Hubro
Strona Skadedyr »
Profil na Facebooku »
Strona Hubro »
Profil na Facebooku »