Gargantuiczna bliskość jazzowego kosmosu.
Nie mam zamiaru ukrywać mego zachwytu nad solową płytą Maurice’a Louki – „Benhayyi Al-Baghbaghan (Salute the Parrot)”, stworzoną przez muzyka, producenta i kompozytora pochodzącego z Kairu. Do tego stopnia pochłonęła mnie „Benhayyi Al-Baghbaghan”, że wybrałem ją najlepszym albumem roku 2014. Ale zanim przejdę do tego, co się dzieje na najnowszym krążku „Elephantine”, a dzieje mnóstwo wspaniałych rzeczy, to chcę wspomnieć w paru słowach o innych projektach, w które jest zaangażowany Egipcjanin.
W pierwszej kolejności wymienię ubiegłoroczny i znakomity album tria The Dwarfs Of East Agouza – „Rats Don’t Eat Synthesizers”, który niestety nie doczekał się szerszej promocji w naszym kraju, poza prezentacją na antenie radiowe Dwójki w nocnej audycji Magdaleny Tejchmy. W 2018 roku wyszedł także koncertowy longplay tego wybitnego tria, pt. „Both Sides Of The Curtain (Live In Beirut)” nakładem Unrock i Mophradat. Rok 2017 w dyskografii Louki przedstawia się również świetnie, pojawił się wtedy debiutancki album tria Maryam Saleh / Tamer Abu Ghazaleh / Maurice Louca – „Lekhfa” (Mostakell) oraz dwa albumy formacji Karkhana: „Al Dar Al Hamra” (Unrock) i „For Seun Mata” (Holidays Records). Inne zespoły zasilane przez Maurice’a to Alif, Bikya, Land of Kush czy Shalabi Effect.
Patrząc na kipiącą intensywność i oczywiście poziom tworzonej muzyki przez Loukę (solo i w innych składach), to z całą pewnością mamy do czynienia z wybitną postacią nie tylko na scenie kairskiej, choć podkreślałem już to w 2014 roku, opisując „Benhayyi Al-Baghbaghan”. Co w takim razie przygotował Maurice na „Elephantine”? Po pierwsze, sam nie nagrał nowego materiału, a proces rejestrowania odbył się dwa lata temu w Sztokholmie. A tam – jak łatwo się domyślić – mieszkają wspaniali instrumentaliści związani choćby z Fire! Orchestrą, czyli Isak Hedtjärn (klarnet / klarnet basowy) i Anna Högberg (saksofon altowy). Trudno w tym miejscu nie wspomnieć o kapitalnych wydawnictwach Högberg, takich jak „Attack” (Omlott, 2016) czy pod szyldem grupy Dog Life – „Fresh From The Ruins” (Omlott, 2017). Do studia Louka zaprosił także dwóch perkusistów: Tommaso Cappellato i Ozuna Usta, basistkę Elsę Bergman (gra z Högberg), wokalistkę Nadah El Shazly, tubistę Rasmusa Kjærgårda Lunda (znany m.in. z Pimpono Ensemble), wibrafonistę Pasquale’a Mirra (członek m.in. Eloisa Manera Ensemble), Piero Bittolo (saksofon altowy / barytonowy, flet basowy), Natika Awayeza (oud) i skrzypka Aymana Asfoura. Sam maestro tym razem chwycił za gitarę i instrumenty klawiszowe.
Po drugie, stylistycznie Louca poszedł jeszcze dalej, oczywiście zachowując korzeń wrośnięty w rodzimą tradycję muzyki arabskiej z delikatnymi elementami shaabi, biorąc pod pachę free / spirtitual jazz (wzorce sięgają lat 60. i 70.), muzykę afrykańską (np. jemeńską) i swobodną improwizację. Wiem, że to jest szabloniada, z której często nic nie wynika, ale w przypadku twórczości Louki, wymienianie owych gatunków przekłada się na rzeczywiste kreowanie nowych brzmień. Mistyka kształtująca arabską kulturę brata się na „Elephantine” z zachodnią optyką skierowaną wyraźnie na jazzową tradycję, czego dowodzi fantastyczny „The Leper” (myślę, że świetnie odnalazłby się tu Wacław Zimpel). Z każdą minutą transcendencja coraz bardziej zakotwicza się we wnętrzu umysłu i duszy. Sun Ra musiał być wtedy blisko studia w Sztokholmie, biorąc choćby pod uwagę grę Bittolo na saksofonie barytonowym w kapitalnym „Laika” łączącym się z pustynnym „One More for the Gutten” (desert blues w wykonaniu Louki), mam nieodparte skojarzenia w warstwie dęciaków z Marshallem Allenem, Johnem Coltrane’em, Ornette’em Colemanem, Erikiem Dolphym i Albertem Aylerem.
W „The Palm of a Ghost” słyszymy głęboki, ciemny i gorący głos Nadah El Shazly, przywołujący atmosferę nocnego spaceru po zakamarkach Kairu przy zamkniętych powiekach. W tytułowym nagraniu „Elephantine” idziemy dalej („Lost Highway”?) za wonią mrocznego kontrabasu Bergman, wibrafonu Mirra, gitary Louki, szeleszczącej sekcji rytmicznej i sennych dęciaków. To wyjątkowe dzieło zamyka „Al Khawaga”, dając na koniec posmak chicagowskiej sceny jazzowej m.in. z echem Roba Mazurka, Makaya McCravena, Jasona Adasiewicza.
Można uprawiać skojarzeniologię, ale i tak ostatecznie „Elephantine” wyrywa się z sideł próbujących skrępować utartymi sloganami coś tak wolnego. Muzyka Maurice’a Louki mknie swobodnie na własnych prawach, pozbawionych norm i hierarchii. Aż trudno sobie wyobrazić co będzie po drugiej stronie tego transu.
01.02.2019 | Sub Rosa / Northern Spy
Strona Facebook Maurice Louca »
Strona Sub Rosa »
Profil na Facebooku »
Strona Northern Spy Records »
Profil na Facebooku »