Miejsce, w którym wszystko słychać.
Zacznę nietypowo, bo od tytułu, który w dwuwyrazowym zbiorze kryje niezwykłą głębię wieloznaczności. Zaczerpnięty został z piosenki zespołu Pogodno „Studio ziew”. W przypadku albumu, za który odpowiedzialny jest Bartłomiej Czajkowski, czyli Ku_tzu, stanowi to punkt wyjścia do poszukiwania własnego języka nie tylko kompozycyjnego, ale również nostalgicznego. Udało mu się utkać materię, w której można doszukać się wpływów jego intymnych doświadczeń i przemyśleń, która jednocześnie uruchamia procesy pamięciowe u słuchacza.
Interesujących dyskusji czy hipotez o ludzkiej pamięci, która nierozłącznie towarzyszy kondycji człowieka, mamy aż nadto. Z grubsza są to głównie dzieła literackie, a dość rzadko mamy z czymś takim do czynienia w przypadku muzyki. Z pamięci wyciągam płytę „Avanti” Alessandro Cortini`ego, który również przerabiał swoje wspomnienia na muzykę. Pośród podobieństw między obiema płytami głównym jest, jak sądzę, ich niespieszność. Obie dają słuchaczowi zarówno czas jak i przestrzeń, którą ten może wypełnić własnymi myślami.
Otóż z technicznego punktu widzenia zagląda do nas ciepła elektronika w przestrzennym wydaniu. Do tego dochodzi nuta ambientu oraz downtempo. I szczypta abstrakcji. To wystarczy. Jeśli chodzi o słowne określenie to pozwolę sobie zacytować słowa wypowiadane przez Martynę Słówko w utworze „Wspomnienia”: „To nie krypta. To miejsce, w którym wszystko słychać”. Powyższe zdania stanowią najcelniejszy opis tego czego doświadczyć można na „Architektach wspomnień”.
Zastanawiałem się czy jest sens odnosić się do poszczególnych utworów, jak to często czynię w sowich recenzjach. Doszedłem jednak do wniosku, że nie. Musiałbym uprawiać nikomu niepotrzebny ekshibicjonizm, więc w ostatnich zdaniach skupię się jeszcze na odczuciach. Czajkowski bardzo dobrze opanował sztukę odwoływania się do ukrytych emocji, wywoływania ciarek na ciele czy tworzenia mrowienia wewnątrzczaszkowego. Pewna niestabilność i nieszablonowość jego utworów pozwala im na dotarcie do podświadomości. Dziwne i zarazem dobre przeżycie.