W stronę „żywych” brzmień.
W swych pierwotnych formach, przypadających na koniec lat 90., niemiecki tech-house miał mocno minimalistyczny i abstrakcyjny charakter. Kiedy na początku następnej dekady tego rodzaju brzmienia stały się popularne za sprawą dokonań artystów z takich wytwórni, jak Kompakt, Ware czy Boxer, muzyka ta nabrała bardziej melodyjnego charakteru. Co ciekawe – już pierwsze próby łączenia klubowej motoryki z wokalami nadały temu gatunkowi zaskakująco melancholijny ton. Taki też miały nagrania tworzone przez berlińskiego didżeja i producenta – Franka Wiedemanna.
Nic więc dziwnego, że kiedy poznał on australijskiego wokalistę folkowego Ry’a Cuminga (znanego jako Ry X), od razu dostrzegł w połączeniu serwowanych przezeń tanecznych rytmów z jego nostalgicznym śpiewem duży potencjał artystyczny. Zaczęło się od improwizowanego występu w berlińskim klubue Watergate, a potem pojawiły się nagrania studyjne, które podsumował udany album – „Sacred Ground” z 2015 roku. Płyta odniosła sukces, więc obaj panowie postanowili kontynuować współpracę. Jej efektem jest wydana właśnie drugi krążek tworzonego przez nich duetu Howling – „Colure”.
Wiedemann jest znany przede wszystkim z projektu Ǻme, który serwuje wysmakowaną wersję minimalowego tech-house’u. Nic więc dziwnego, że tego rodzaju brzmienia dominują na krążku. To takie utwory, jak „Pieces” czy „Bind”, w których chmurna elektronika idealnie koresponduje z tęsknym wokalem. Niemiecki producent potrafi jednak dodać do tego rodzaju brzmień coś więcej: filmowe smyczki w „Need You Know” czy delikatne piano w „The Water”. Jeszcze więcej „żywej” energii słychać w skręcającym w stronę downtempo „Dew”, a z kolei mocniejsze rytmy rodem z techno uderzają w „Phases”.
Drugim bohaterem muzyki z „Colure” jest oczywiście Cuming. Jego śpiew ozdabia niemal wszystkie nagrania z zestawu – z wyjątkiem otwierających i kończących go ambientowych miniatur. Za sprawą australijskiego folkowca, kompozycje z krążka to nieoczywiste piosenki: pełne głębokich emocji, niesione efektownymi refrenami, proszące się o „żywe” wykonania na koncertach. Taki był zresztą zamysł obu artystów tworzących Howling – aby powstały utwory, które można będzie potem reinterpretować podczas koncertów. Szkoda, że pandemia na razie pozbawiła duet tej możliwości.
No Paper 2020
Zawiodłem się srogo. Nuda ziaje na całej linii. I żebym nie został źle zrozumiany – 10 minutowy dron może być fascynujący, a kunsztownie zaaranżowane, skomplikowane partie muzyczne bywają nudne nie do wytrzymania.