Wpisz i kliknij enter

Blokowisko – Płonie

Ostentacyjna surowość.

Musiałem się podpytać muzyków stojących za nazwą Blokowisko o daty urodzenia. Po odczytaniu wiadomości, iż mam do czynienia nie tylko z ludźmi młodszymi ode mnie, to już przestało dziwić, ale urodzonymi w latach 90., moje zagubienie spęczniało. Otóż zacząłem zadawać sobie pytanie: a co oni mogą wiedzieć o latach 80.? Muzyczne, co pokazuje materiał pod zbiorczym tytułem „Płonie”, okazuje się, że sporo. Estetykę „ejtisów” opracowali w sposób wielce przekonujący, zdystansowany, zimny, by nie rzec beznamiętny.

Ograjmy na początku rzeczy, które będą oczywiste i wyłapie je każdy kto prześlizga się po utworach. Skoro ktoś się nazwał Blokowisko to muzyka miejska być musi. Jednak miejskich płyt lub ulicznych mamy w historii muzyki ogrom. Równie dobrze się chodzi po chodniku z płytą na słuchawkach. Wiem, sprawdzałem. Wszystko fajnie, ale to nie wyczerpuje tematu. Duet – Maciej Jurga i Cezary Zieliński – umiejętnie ominął dzielnice miasta, gdzie niebezpiecznie (Syny), klubowo (Zamilska) czy pusto (Lotto) i poszedł własną drogą stworzoną na bazie gatunku muzycznego zwanego pust-punkiem.

Każdorazowe przesłuchanie płyty utwierdzało mnie w przekonaniu, że brak przebojowości jest zaplanowanym działaniem, a nie efektem przypadku. Niech świadczą o tym rozbudowane partie dźwiękowe i obłędna przestrzeń, którą duet zbudował. Zespół stara się jak może, abyśmy z nimi pobłądzili. Stąd hasła – skróty, przywoływane z pamięci zdarzenia („Syzyf”) czy zaskakujące wizyty w opuszczonej części miasta, gdzie poza wiatrem króluje industrial („Zgiełk”). Ostentacyjna surowość brzmienia, towarzyszących muzyce efektów robi dobre wrażenie. Modelowy człowiek XXI wieku powiedziałby: „kupuję to”.

Towarzyszące wokaliście echa w znakomitym utworze „Ćma” mnie biorą. Cholera, nawet więcej, jestem gotów porzucić szukanie inspiracyjnych tropów w twórczości Roberta Brylewskiego na rzecz wyłącznego słuchania Blokowiska, choć naturalnie skatalogowany umysł nie daje o sobie zapomnieć dodatkowo rozbudzony doskonałą książka Rafała Księżyka „Dzika rzecz”. Tam należy zajrzeć, żeby zobaczyć najbardziej fascynujący obraz polskiej transformacji, a w „Płonie” można znaleźć sposób w jaki następna generacja przejmuje pałeczkę.

Dystans zespołu do otaczającej rzeczywistości jest, mam nadzieję, czymś więcej niż pozą. Muzycy ustawiają się w roli chłodnych obserwatorów („Powoli”), a ja zastanawiam się, czy kiedy na ulicach gaz, to dobrze, czy źle. Pewną grozą napawają komunikaty osnute ambientowo-gitarowym dymem w kończącym płytę „Płonie”. Z drugiej strony alienacja w szesnastominutowej „Ulicy” robi wrażenie. Może to i trąci naiwnością, ale prawdziwą i niezmąconą. Najlepszym kluczem pasującym do płyty jest więc ujmująca szczerość. Aha, no i gdyby ktoś się nie zorientował z powyższego, to bardzo dobra płyta to jest.

Requiem Records | 2020
Bandcamp
FB
FB Requiem







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy