Wpisz i kliknij enter

Bastarda & João de Sousa – Fado

Tajemnicze drgnienia.

Z niewieloma gatunkami muzycznymi mam taki problem jak z fado. Jestem całkowicie odporny na niego. Nie trafia do mnie. Nie chce mi się spodobać. Zawsze znajdę coś lepszego do roboty niż słuchanie. Technicznie wszystko wydaje się być w porządku. Melancholia, przykurzona aranżacja i rzewne wersy – te składniki lubię, ale razem w misce z napisem „fado” nie współgrają u mnie. Trzeba było wsparcia nietuzinkowego składu zespołu Bastarda, żebym mógł z czystym sumieniem móc wokoło polecać płytę z tą muzyką. Zespołowi towarzyszy gitarzysta i wokalista João de Sousa.

Skoro już dokonałem jednego wyznania, pora na drugie. Otóż zespół Bastarda to mój największy grzech zaniechania na polskiej scenie. Skład otwiera Paweł Szamburski na klarnecie, a trio uzupełniają Tomasz Pokrzywiński na wiolonczeli oraz Michał Górczyński na klarnecie kontrabasowym. Na czym więc polega mój występek? Otóż słuchałem ich niedokładnie, często pomijałem z przyczyn dziś już niepamiętanych albo wręcz haniebnie zapominałem. Dobrze, że Łukasz Komła pisał o nich na Nowej Muzyce słusznie dopisując ich płyty do najlepszych w roku. Tej więc, przegapić nie mogłem.

Do tej pory zespół Bastarda krążył wokół muzyki dawnej. Zajmował się tematyką śmierci, więc może kierunek z fado nie powinien być zupełnym zaskoczeniem. Umiejętności naszych muzyków pozwalają na rozbudowanie formuły o arcyciekawe aranżacje. Dokładają obciążniki melancholii wpływając na aurę albumu, ale pozwalają również na odciśnięcie autorskiego piętna. Muzycy postanowili wziąć osiem, jak piszą, bo ja się nie znam, klasycznych utworów fado i nagrać je po swojemu. Słuchając po raz kolejny tej płyty uważam, że to była najlepsza decyzja jaką można było podjąć.

Proszę się nie spodziewać żadnych zrywów ani porywów. Wszystko toczy się w tempie niespiesznym, przemyślanym i skłaniającym ku refleksji. Do tego gra zespołu jest oszczędna. Bastarda porusza się z niezwykłą pewnością, trzymając przy tym harmonijną całość. Warto skupić większą uwagę na utworze „Medo”. Proszę zauważyć jak z dość prostej ballady przechodzi w konstrukt bardziej absorbujący i napakowany emocjami aż do granic. Z kolei chwilę wcześniej utwór „Memória” wyściełany jest łagodną pogodnością i zwinnością.

Podoba mi się także sam początek. Zostawiający bardziej widoczne ślady po sobie utwór „Livre” oraz całkowicie rozkładający mnie na łopatki „Estranha forma de vida”. Ten drugi ma w sobie czar lat ubiegłych, czuć w nim zabytkowe kamienice, a jednak prąd człowieka ogarnia. Rzut oka na autorów oryginału – Amália Rodrigues i Alfredo Marceneiro – nie zostawia złudzeń dlaczego tak się dzieje. Jakąś płytę Rodrigues również mam, serio, ale i tak nie działa. Muszę być przypadkiem beznadziejnym.

Czuję się do tego stopnia naiwnie, że łapie mnie również krótki i szybki „Gondarém”. Dawno już kompletny brak rozeznania w temacie nie dał mi tyle radości. Zapatrzenie w dal grozić może przy słuchaniu „Cantiga de amigo”, a zamykający „Maldição” ujmuje szczerością. Dużo piszę o sobie, gdyż nie mogę pisać o tej płycie szerzej niż w zakresie własnego widzimisię. Powody podałem wyżej. Album „Fado” wzbudza we mnie stan emocjonalny, który wywołuje tajemnicze drgnienia w niesprecyzowanych częściach ciała.

Audio Cave | 2021
Bandcamp
FB
FB Audio Cave







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy