Stopa, cięcie, stopa, cięcie…
Deantoni Parks ma za sobą długą i zwariowaną drogę muzyczną. Od formacji KUDU po najbardziej rozpoznawalne kolaboracje z Omarem Rodriguezem-Lopezem przy The Mars Volta czy Bosnian Rainbows. W solowej twórczości perkusista zdaje się odpoczywać od rockowego grania. Czy jednak taką twórczość możemy nazwać odpoczynkiem?
Na pewno nie jest to ucieczka od skomplikowanych progresywnych schematów a raczej przeniesienie ich na grunt techno/IDM. I ten zabieg zdaje się być rewelacyjnym rozwiązaniem. Pocięte sample stają się idealnym podkładem pod wariacje rytmiczne na perkusji.
„Technoself” rozpoczynamy nieco hip-hipowym (przynajmniej na wstępie) „Black Axioms”, który coraz intensywniejszym nawałem cięć i perkusyjnych biegów przechodzi w szalony IDM. Wrażenie jakby J Dilla spotkał się w studiu z Aphexem.
„Our Shadows” przynosi poczucie zarzucenia czegoś zdecydowanie zbyt mocnego na trip-hopowym koncercie. „Down” pozwala na delikatne zwolnienie. Zapętlony sampel wokalny daje perkusji dużo przestrzeni. W przypadku takich przerywników oczywistym jest, że jest to przedsmak do ciosu prosto w mózg bo w końcu to Inteligent Dance Music. Tak też się staje bo następne „Graphite” to swoista pokazówa warsztatu perkusyjnego a wszystko na wycinkach z kultowego „Paranoid” Sabbathów. Takiego tribute to można słuchać!
Później brniemy coraz mocniej w zwariowany świat. Na „Ashes” mocne cięcia sampli przegryzają się z perkusyjnymi wejściami. „Methodist” to chaos niepozbawiony przestrzeni. Istna zabawa echem, cięciami i zestawem perkusyjnym.
„Automatic” to zdacydowanie najbardziej boom-bapowe brzmienie z rewelacyjnym g-funkowym basem, który rytmicznie świetnie współgra z bębnami. „Pebble” to istny pokaz wirtuozerii gdzie Parks wybijając perkusyjny bit jednocześnie wspomaga go klawiszami ozdabiając całość orientalnymi dźwiękami. „Fosse in the Grass” to ucieczka w najbardziej klubowe na albumie akcenty mimo całego skomplikowania formy.
„Bombay” stawia znak zapytania, czy to jeszcze utwór, czy raczej muzyczny performance? Perkusja w szalonym tempie zdaje się ścigać coraz intensywniej przycinany na klawiaturze midi sampel. Album kończy transowe „Orbis Magnus” z podkręconym basem i mocno akcentowanym brzmieniem stopy. Świetne, wręcz rytualne zakończenie pozostawiające niedosyt mimo ciężkiego charakteru całej płyty.
Parks zabiera do świata, którego chaos z początku ciężko zrozumieć. Jeśli jednak starczy wam cierpliwości by w owy świat się zagłębić nie będziecie chcieli z niego wyjść tak prędko.
Profil na BandCamp »
Profil na Facebooku »
Profil na BandCamp »
Leaving Records 2015