Elektroniczne wczoraj i dzisiaj.
Robin Wang urodził się w Niemczech, ale jego rodzice są rodowitymi Chińczykami. Przyjechali nad Ren w latach 90. w ramach wymiany studenckiej i zostali tam na stałe. Ich syn przez pewien czas wychowywał się u dziadków w Chinach, a niemieckiego nauczył się dopiero, gdy trafił do przedszkola w Monachium. W efekcie jest dzieckiem dwóch kultur. Ta chińska została zakodowana w jego wspomnieniach, a ta europejska stanowi dziś jego codzienność. Znajduje to ciekawe odbicie w twórczości młodego producenta.
Monachium to miasto o mocnej scenie tanecznej. Nic więc dziwnego, że Wang już jako nastolatek zainteresował się klubowym graniem. Zaczął oczywiście od didżejowania i z czasem wyrobił sobie dobrą markę, znajdując bookingi nie tylko w swym rodzinnym mieście, ale i w całej Europie. Jako producent zadebiutował niespełna trzy lata temu i nawiązawszy kontakt z holenderską wytwórnią Atomnation, opublikował jej nakładem wielce udany debiutancki album. Teraz dostajemy jego następcę – i to za sprawą renomowanej Permanent Vacation.
Nowe wydawnictwo Wanga to conecpt-album o linearnej narracji i trudno go odbierać na wyrywki. Zaczyna się od imponującego ambientu, który z powodzeniem mógłby trafić na którąś ze słynnych kompilacji Kompaktu („Yellow River Drone”). Muzyka powoli nabiera jednak dalekowschodniego tonu, łącząc etniczną melodykę z efektami rodem z filmów sci-fi („Cycles”). Klubowe bity o podłamanym metrum uderzają dopiero w trzecim utworze, wnosząc egzotyczne dźwięki dzwonków i gongów („Lotus Drive”). Wszystko to znajduje kumulację w epickim deep techno, które będzie ozdobą każdego didżejskiego seta („Libellenflug”).
Wraz z utworem tytułowym powraca ambient – okraszony dźwiękami dalekowschodniej harfy, wpisanej w świetlistą elektronikę. To wstęp do „Mangrove Railways” i „Orchids” – dwóch utworów, opartych na tribalowych bębnach i egzotycznych perkusjonaliach. W „Zoom Out” główną rolę odgrywają dźwięki otoczenia: śpiew ptaków i głosy w języku chińskim, z których artysta splata krótkie „słuchowisko”. Więcej syntezatorowych pasaży wnoszą „Sky & Sand” i „Life By The Pond”, gdzie ponownie muzyczna przeszłość i współczesność tworzą barwną mozaikę.
Muzyka z nowej płyty chińskiego producenta ujmuje naturalnym ciepłem, głębokim spokojem i kontemplacyjnym klimatem. Niby jej ważnym elementem jest rytm, ale jako całość trudno jednak rozpatrywać „Things We See When We Look Closer” jako materiał przeznaczony do klubu. Słychać w nim echo dokonań mistrzów techno i house’u z Azji – Susumu Yokoty, Kena Ishii, Soichi Terado czy nawet Kaito. Robin Wang stawia jednak na bardziej soundtrackową muzykę. Dlatego płyta ta spodoba się przede wszystkim tym, którzy cenią w elektronice ilustracyjną sugestywność i rozmach.
Permanent Vacation 2022