Wpisz i kliknij enter

The Cure – Songs of a Lost World

Niewyczerpany niepokój.

Gdybym miał być całkowicie szczerym wobec odbiorców, czy samego siebie nawet, to musiałbym powiedzieć, że ta płyta nie powinna mi się podobać. Jako głównego winowajcę wskazałbym monotonny klimat. Dorzuciłbym jeszcze monstrualnie ciężkie brzmienie i zanik błyskotliwości w piosenkach. O sztuczkach czy swobodzie nie ma co wspominać nawet. Ale najdziwniejsze, że się jednak podoba. Że słyszany wyraźnie upór, programowe odwrócenie się zespołu plecami do współczesnej muzyki, że to wszystko robi wrażenie, przykuwa. I od tego chciałem zacząć tekst o „Songs of a Lost World”, czyli – jak się wydaje – ostatniej płycie The Cure.

Nigdy nie byłem kiurem, więc nie cierpiałem na bezsenność przez ostatnich szesnaście lat w oczekiwaniu na nadejście tej płyty. Nie wyzłośliwiam się, a jedynie nakreślam perspektywę. Niemniej utwór „Alone” zrobił na mnie piorunujące wrażenie. Ponad trzyminutowe intro, które z wyraźnym wysiłkiem kończy Robert Smith używając słowa „koniec” wywołując egzystencjalny niepokój. A może nie wywołując, a pompując go do rozmiaru niewyczerpanego wręcz. W każdym razie krańcowo melancholijny utwór co wrażliwszych może przykryć niczym kołdra obciążeniowa i dostroić ich postrzeganie świata do aury piosenki.

A może to świat już jest w tym miejscu, że muzyka The Cure wydaje się najlepszą ścieżką dźwiękową? Coś jest na rzeczy, bo przecież Brytyjczycy niezbyt często pozwalali sobie na komentarze społeczne, a tymczasem nowa płyta przynosi nam w zestawie utwór „Warsong”. Pod kątem muzycznym – znów – rozpacz pompowana jest do wielkich rozmiarów. W warstwie tekstowej z kolei słychać gorzki ton rozczarowania rodzajem ludzkim „urodzonym do wojny”. Podobnymi obserwacjami dzielił się z nami Andrzej Stasiuk w swej ostatniej książce.

Praca w studiu nad utworami nie poszła na marne. Ułożone warstwowo, posępnie wystrojone i grane w sposób bardziej szarpany niż melodyjny z wyraźnymi dodatkami syntezatorów czy smyczków („And Nothich Is Forever”, „All I Ever Am”). Czasami to bas wyraźnie dominuje („A Fragile Thing”). Najbardziej wyróżnia się „Drone:Nodrone”. Przede wszystkim tempo, ale także dość industrialny charakter utworu. Nic dziwnego, że znalazł swoje miejsce w środku płyty. Dla równowagi zespół przygotował ciężkostrawną balladę „I Can Never Say Goodbye” studząc dopiero co rozgrzane emocje. Zmęczony głos Smitha wyraża postawę pozbawioną złudzeń, odpuszcza nawet słuszny gniew i zionie wewnętrzną pustkę. Mało zachęcające, nieprawdaż?

Epicki album epicko kończyć się musi. „Endsong”, czyli dziesięciominutowy utwór wypełnia swoją rolę doskonale. Prawie w całości instrumentalny, z rozciągniętymi klawiszami i drażniącą partią gitary. Dramatyzm tak oczywisty, że… no właśnie… mnie przekonuje. I jak Smith śpiewa „It’s all gone, it’s all gone, it’s all gone / No hopes, no dreams, no world”, to ja mu wierzę. A przecież już nadmierna epickość miała się nie sprawdzać. Ironia, zbitki stylistyczne, szybkostrzelne utwory – to miało stanowić o naszym postępie, nowoczesności emblematami być powinno. Nie sądzę, aby to była płyta dla wszystkich. I dobrze, bo to niespodziewanie fascynujący koniec jest.

Fiction | 2024


Bandcamp: https://thecure.bandcamp.com/album/songs-of-a-lost-world
FB: https://www.facebook.com/thecure


 







Jest nas ponad 16 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
6 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Wiesław
Wiesław
28 dni temu

Nie będzie to ostatnia ich płyta, gdyż sami zapowiedzieli jeszcze dwie kolejne. Słabo się Pan redaktor przygotował…

Mariusz Robert
Mariusz Robert
1 miesiąc temu

Ja również nie jestem już dzisiaj wyznawcą, czy epigonem the Cure. Uważam jednak, że Robert interesuje się ezoteryką. Tytuł nowego albumu oraz jego data premiery jest wymowna. Według astrologów w nocy z 19 na 20 listopada kończy się stary świat, a zaczyna nowy.

Wiesław
Wiesław
28 dni temu
Reply to  Mariusz Robert

Album miał premiere 1 listopada, więc Twoja teoria nie ma sensu.

Paweł
Paweł
1 miesiąc temu

Też nie jestem kiurem. Ale doceniam ich. Za bardzo ta płyta nijaka. Tylko przez nazwę jest przyzwoita.
Pomysłów brak, więc atmosfera. Teksty… tak, znakomite, dla absolwentów zaocznych akademii artystycznych. Robert obiecywał, że nagra mroczniejszą niż pornografia. No prawie nagrał. Takie czasy.
Ale podobno mają nagraną następną. Ostatnią.

Wiesław
Wiesław
28 dni temu
Reply to  Paweł

Wyjdą jeszcze 2 albumy nad którymi pracują

Last edited 28 dni temu by Wiesław

Polecamy