Spojrzenie do wewnątrz.
Tak naprawdę Cindy Li zaczęła się interesować muzyką, kiedy jako nastolatka przeprowadziła się z rodzicami z Nowego Jorku do Toronto. Studiując w tamtejszym koledżu zaczęła współpracę z lokalną rozgłośnią studencką, prowadząc audycję, w której prezentowała różne odmiany post-punka. Jej ulubionym gatunkiem był wtedy brytyjski shoegaze, a ukochanym zespołem – Slowdive. Nie pozostało to potem bez wpływu na jej własną muzykę.
Zanim zaczęła ją tworzyć, stała się didżejką. Było to jakby przedłużenie jej radiowej działalności. Cindy przekopywała wówczas wszystkie sklepy z winylami w Toronto, raz za razem odkrywając w nich dla siebie inne gatunki muzyki tanecznej – od electro do trance’u. Działalność dzidżejską łączyła z pracą promotorki, prowadząc własny cykl imprez, który prezentował za deckami utalentowane kobiety.
Po raz pierwszy młoda didżejka wyruszyła grać poza Toronto w 2017 roku. Miała już jednak wtedy na tyle ukształtowany styl, że szybko zrobiło się o niej głośno. Zaczęła więc pobierać lekcje z Abletona i tworzyć pierwsze własne nagrania w domowym studio. Były to różne odmiany muzyki klubowej, ale zawsze o przestrzennym brzmieniu i rozmarzonym nastroju – co oczywiście wynikało z jej dawnej fascynacji shoegaze’m.
Kiedy wybuchła pandemia, Cindy na własnej skórze odczuła niechęć wobec Chińczyków i Chin, oskarżanych o stworzenie koronawirusa. Doświadczenie hejtu sprawiło, że zwróciła się w stronę swych rodzinnych korzeni. Gdy zaczęła pracę nad debiutanckim albumem, wynajęła studyjnych muzyków, którzy grali na tradycyjnych instrumentach ludowych z Chin. Tak powstałe nagrania poszatkowała potem na drobne sample – i wykorzystała je do stworzenia własnej muzyki.
„Homesick” to dziewięć premierowych nagrań Ciel – i co najbardziej zaskakujące, najwięcej tu brytyjskiej bass music. Jakby nie patrzeć, takie utwory, jak „Breath” czy „Silk” to wypisz-wymaluj nowoczesny dubstep. Mamy tu wolne i masywne breaki, pulsujące basy o rave’owej proweniencji i gęstą elektronikę o przestrzennym brzmieniu. Do zestawu tego pasuje też „Metal” – stylowy UK garage, zanurzony w dalekowschodniej melodyce oraz „Stone” – podrasowany dziwacznym wokalem cyfrowy dub.
„Gourd” to nieco inna mutacja jamajskich brzmień – ciężkie dub-techno wypełnione przetworzonymi głosami i strzelistymi klawiszami rodem z trance’u. Ciel nie rezygnuje tu bowiem ze swego upodobania do przestrzennej i nastrojowej elektroniki. Choć „String” i „Wood” są wariacjami na temat dubstepu, ten pierwszy kanadyjska producentka ozdabia również trance’owymi arpeggiami, a ten drugi – onirycznymi syntezatorami rodem z IDM-u. A w otwierającym płytę „Bamboo” słychać nawet eteryczny wokal – przywołujący wspomnienie ostatnich dokonań Courtesy.
Kilka tygodni temu na rynek trafiła inna płyta Ciel – „Ecstatic Editions Vol. 1. Zawiera ona utwory z singli i kompilacji, nie wydawane wcześniej na winylu. To zupełnie inny zestaw: buchająca klubową energią kolekcja killerów spod znaku electro i breakbeatu. Na „Homesick” młoda producentka odsłania inne oblicze: bardziej refleksyjne, introwertyczne i nastrojowe. Temu służy jej właśnie bass music – i trzeba przyznać, że potrafi tchnąć w tę estetykę świeży powiew.
Parallel Minds 2023