Wpisz i kliknij enter

Autechre – ep7


autechre już wszystkich przyzwyczaiło do oczekiwania nieoczekiwanego. to wydawnictwo to kolejny krok oddalający ich muzykę od ambientowo-rytmicznych schematów. jak się zorientowałem, już „chiastic slide” wywołał lekki szok u niektórych fanów bardziej rozrywkowego oblicza tzw. progresywnej elektroniki. „lp5” z kolei nie brzmiało ciężko, ale za to bardziej eksperymentalnie jeśli idzie o strukturę utworów. siódma epka jest nieco bardziej przemysłowa i chaotyczna (tylko pierwsze dwa utwory na to nie wskazują), a dochodzi do tego m.in. za sprawą coraz wymyślniejszych dźwięków (za nowość można uznać przetworzone sample głosów ludzkich). fani mogą zacząć się powoli odzwyczajać od tradycyjnej muzyki repetatywnej (nie licząc samego rytmu). chwilami wygląda to tak jakby obaj panowie naznosili do studia tonę głośno działającej elektronicznej aparatury różnego przeznaczenia, powłączali wszystko synchronicznie z nagrywaniem i poszli sobie na kawę. inne skojarzenia to takie urywkowe elementy noisowe subtelniejszej odmiany (kto słyszał ich interpretację „killing game” na „remix dystemper” ten będzie wiedział co mam na myśli). mimo, że nie zaliczę tej płyty do swoich ulubionych, to są tu fragmenty karzące mi wierzyć, że rob i sean nie rezygnują całkowicie z atmosferogennych właściwości swojej muzyki. w szczególności mam na myśli kontrasty między dźwiękami wręcz klaustrofobicznymi, a pojawiającymi się tu i ówdzie rozległymi przestrzeniami. 70 minut (epka to właściwie tylko z nazwy i ceny) hymnu na cześć niezależności artystycznej, to ryzyko utraty wielu fanów najstarszej owadziej elektroniki, ale i możliwość zyskania nowych (kto wie, jak tak dalej pójdzie może za parę lat anglicy zwrócą się całkowicie w stronę postindustrialnych korzeni: nurse with wound czy wczesnych einstürzende neubauten). zgodnie z uświęconą tradycją miałem wymienić swoje ulubione utwory, ale jakoś nie mogę sobie przypomnieć tytułów.
1999







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
mallemma
mallemma
15 lat temu

album absolutny 🙂

maq
maq
17 lat temu

cóż moge powiedzieć, słuchałem ae od samego poczętku i kiedy nowe wizje zaczeły pojawiać sie na kolejnych krążkach byłem do nich nastawiony negatywnie mysląc, ze kolesie odlecieli tak daleko ze nie wiedzą co czynią )) ostatnio zaś nabrałem ochoty zmierzenia sie z tymi płytami kolejny raz , a stało sie to po generalnej zmianie jakościowej sprzetu audio i … eureka ))) przestrzeń i wielowymiarowość , geniusz dotarły do mnie w szokującym uderzeniu , to było niesamowite , dobry sprzęt i naturalny ….ęt . i cała noc z głowy ))

Po3T
Po3T
18 lat temu

zgadzam sie z przedmówcą. Parheric Triangle to dla mnie chyba ich najgenialniejszy wałek. Na początku mnie wkurzał, dopiero n-te odsłuchanie i poznanie go w 100% odkryło przede mną ten majstersztyk.
Confield wybiega w przyszłość conajmniej o dekadę, a ci którym wydaje nudna, po prostu do niej jeszcze nie dojrzeli…

parasol
parasol
19 lat temu

„nuda nuda nuda” – to zależy ile razy ją przesłuchasz. jeśli nudzi cie niepowtarzalność kolejnych dźwięków (uviol) to idz na inny kontynent. bo pod kilometrami arktycznego lodu są szczątki z przyszłości co powalają na kolana i ogłuszają. problem w tym, że ta muza przywędrowała za wcześnie. zmiel np. parhelic triangle ze sto razy – znajdz moment gdzie chopaki robią zakładkę na „taśmach” . wysiłek? o to w tej muzyce chodzi. po takiej muzie wszystkie inne struktury rytmiczne elektromuzyków stają się ślimacze, wręcz banalne. ja nauczyłem się tego albumu na piamięć, dżwięk po dźwięku (na ile to było możliwe oczywiście 😉 ) – wtedy po prostu głowę urywa. najlepszy album. dorzucam jeszcze ostatni kawałek z gantz graf. zresztą – za dwa-trzy tygodnie wychodzi kolejny.

afx
afx
21 lat temu

No niestety, ale Confield dla mnie to nuda, nuda, nuda. Zespół stracił kreatywność, nie mówiąc już tutaj o tym, że coś takiego jak klimat to nie istnieje.Szkoda…

Polecamy