Wpisz i kliknij enter

Festiwal W Krajobrazie 2006

„Festiwal w Krajobrazie” odbył się w Inowłodzu już po raz jedenasty! Początkowo impreza ta znana była pod nazwą „Muzyka w krajobrazie”. Nad jej kształtem artystycznym czuwali wówczas Marek Styczyński i Anna Nacher, wtedy jeszcze muzycy Atmana. „Festiwal w Krajobrazie” odbył się w Inowłodzu już po raz jedenasty! Początkowo impreza ta znana była pod nazwą „Muzyka w krajobrazie”. Nad jej kształtem artystycznym czuwali wówczas Marek Styczyński i Anna Nacher, wtedy jeszcze muzycy Atmana. Atman rozpadł się w 1998 roku, z jego składu wyodrębniły się zaś Karpaty Magiczne oraz Pathman. Dwa lata później Styczyński i Nacher, perpetum mobile Karpat Magicznych postanowili przenieść imprezę do Nowego Sącza. Nie oznaczało to jednak końca inowłódzkiego festiwalu. Jego (re)organizacji podjęli się muzycy Pathmana – Marek Leszczyński i Piotr Kolecki. Zmienili nazwę imprezy na „Festiwal w krajobrazie”, nadając jej jednocześnie interdyscyplinarny charakter. W ciągu kilkunastu lat w inowłódzkim krajobrazie wystąpili z koncertami m.in. Księżyc, Ole Lukkoye, Band of Endless Noise, Mołr Drammaz, Spear, Hati czy Transylwania, a więc artyści jakich trudno znaleźć w line-up’ach innych letnich festiwali.

Tyle wstępu, czas na wspomnienia z tegorocznej edycji „Festiwalu w Krajobrazie”, drugiej, na której miałem przyjemność być. Do Inowłodza dotarłem w piątek. Przegapiłem zatem ponoć świetny, według relacji muzyków Hati, czwartkowy występ tria AABZU (Maciej Szymczuk, Łukasz Szałankiewicz, Michał Fiedorowicz). W piątek na scenie letniej, która ulokowana była w namiocie pewnego znanego browaru odbyły się trzy koncerty. Na początek wystąpił krakowski band Cashmere. Muzyka tej grupy – nudna i w stu procentach przewidywalna, nawiązująca do dokonań Janis Joplin, zdecydowanie odstawała od reszty. Słaby, a jednocześnie ciągnący się w nieskończoność koncert zespołu żartobliwie określanego przez zdegustowanych słuchaczy jako Koszmar, obnażył brak spójności inowłódzkiej imprezy. Niejednokrotnie spotkałem się z opinią, iż dużo lepszym rozwiązaniem byłoby skondensowanie muzycznej zawartości festiwalu w dwóch dniach, bez udziału kapel wyraźnie odstających od głównego nurtu obecnego w Inowłodzu, od szerokopojętej muzyki awangardowej – ambientu, noise, muzyki etnicznej czy industrialnej.

Na szczęście nadeszła chwila gdy muzycy Cashmere opuścili scenę. Pojawił się na niej Brasil. Tercet z Legionowa dał chyba najlepszy koncert podczas festiwalu. Wokół hipnotycznych, zapętlonych sampli raz po raz przewijały się motywy grane na „żywych” instrumentach. Najbardziej imponowały wtręty klarnetu i trąbki, które budowały przestrzenne, oniryczne pejzaże. Dużo smaku dodawały też wręcz mamrotane wokalizy Dominika Savio. Brasil zakończyli swój godzinny koncert dosyć zaskakująco. Zamglone krajobrazy ustąpiły miejsca miażdżącemu, powtarzającemu się w nieskończoność samplowi basowemu, któremu wtórowały inne wydawane z elektronicznych urządzeń mikrodźwięki. Przypominało to chwilami twórczość Muslimgauze’a. Warto dodać, że koncert Brasil opierał się na stuprocentowej improwizacji. Trochę szkoda, że nikt nie uwiecznił tego na płycie.

Po Brasil na scenie zameldował się projekt Recycled Magick Soundsystem czyli alter ego grupy Hati. Tym razem Rafał Iwański i Dariusz Wojtaś oparli swoją muzykę tylko na urządzeniach elektronicznych. Rozpoczęli od mocno zdeformowanego dubu, przywodzącego momentami na myśl dokonania Scorna, a nawet Badawi’ego. Z czasem dubowe pętle ustąpiły miejsca świstom i szumom, które zaprowadziły odbiorców w krainę zgiełku i hałasu. Całość nie sprawiała jednak wrażenia niekontrolowanej szamotaniny, lecz przemyślanej, aczkolwiek intuicyjnej, sonicznej peregrynacji. Muzyczna podróż Recycled Magick Soundsystem budziła skojarzenia z dokonaniami mistrza „muzyki z odzysku” Z’EV’a (mam tu na myśli albumy „Sapphire Nature” oraz „Headphone music”). Występ RMS był ostatnim akcentem drugiego dnia Festiwalu w Krajobrazie.

Ostatni dzień festiwalu rozpoczęła wycieczka po spalskich lasach. Piszę o tym nie bez powodu. Otóż piesza wyprawa trwała grubo ponad cztery godziny. Brali w niej udział – oprócz festiwalowej publiczności – również artyści, którzy mieli wystąpić tego dnia na scenie letniej. Po koncertach niektórzy z nich przyznali, że poranna wycieczka dała im się we znaki podczas występów na scenie.

Jako pierwsza na scenie pojawiła się Asia Bronisławska, czyli Asi Mina (pomijam wcześniej śpiewającą i tańczącą dziecięcą kapelę ludową z Brzostowa – nie jestem osobą kompetentną w ocenianiu takich występów). Swój koncert Asia (odziana w trykot „mik woman”) rozpoczęła od minimalistycznych piosenek, wtórując swojemu nieprzeciętnemu śpiewowi grą na gitarze tudzież na cymbałkach. W trakcie koncertu stopniowo dołączali do niej kolejni muzycy. Najpierw zameldował się Wojtek Kucharczyk, który w utworze „B-less” uderzał pałeczkami perkusyjnymi o drewnianą podłogę na scenie. Potem dołączył muzyk Pathmana Piotr Kolecki, który podobnie jak na płycie „Wszystko mam! Tylko gdzie?” zagrał na garnkach.

Po pewnym czasie na scenie pojawili się także mik boys i mik girls, czyli dzieci, które Asia Bronisławska uczy muzyki (w pewnym momencie na scenie występowali także ich rodzice). Mik dziewczyny i mik chłopcy korzystając z nietypowego instrumentarium (gazety, szklanki, butelki) stworzyli niesamowite, abstrakcyjne tło dla unikatowej kobiecej poezji śpiewanej autorstwa Asi Bronisławskiej. Młodzi muzycy akompaniowali wokalistce także grą na gitarze. Koncert wzbudził zasłużony aplauz inowłódzkiej publiczności. Muzyka tworzona przez Asi Minę, choć pełna minimalizmu i prostoty, była niezwykle urokliwa. Artystka pokazała także, że poezja śpiewana nie musi się wcale kojarzyć z pretensjonalnością i tandetą rodem z YAPY czy OPPA.

Po występie Asi Miny na scenie pojawili się Wojtek Kucharczyk oraz Jacek Tokarski, czyli Bębniarze z kraju Mołr. Ostatni raz muzycy spotkali się 9 lat temu. Okazało się jednak, że nie zapomnieli jak się wspólnie gra. Doskonałe zrozumienie muzyków sprawiło, że ich improwizowany set sprawiał wrażenie przemyślanej kompozycji. Po mniej więcej 30 minutach do bębniarzy dołączyła trzecia osoba z nominalnego składu Mołr Drammaz – Asia Bronisławska-Kucharczyk. Jej drugi występ tego wieczora był o wiele bardziej dynamiczny. Wokalistka tańczyła i śpiewała, dodatkowo ilustrując tekst pantomimicznymi ruchami. W tercecie Bębniarze z kraju Mołr zagrali kilka utworów znanych z cdr’owych wydawnictw z końca lat 90-tych, m.in. „Jajecznicę” oraz „Mgłę”, wzbudzając tym samym aplauz dość licznej jak na warunki festiwalu publiczności (około 100 osób).

Ostatni muzyczny akcent jedenastego „Festiwalu w krajobrazie” był dziełem grupy Menomini. Grupa ta grała klasyczne reggae, niczym nie różniące się od wykonywanego przez tysiące innych zespołów z tego nurtu. Występ Menomini utwierdził mnie w przekonaniu, że festiwal był niespójny. Mimo tej wady po raz kolejny inowłódzka impreza okazała się być niezwykle udaną. Faworyci, mimo stosunkowo niewielkiej frekwencji, nie zawiedli, przez co trudno jednoznacznie wskazać najlepszy koncert. W przyszłym roku festiwal ma odbyć się w zmienionej formule. Konkrety poznamy pewnie dopiero w lipcu 2007 roku.







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
9 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
suchy
suchy
17 lat temu

nie zgadzam sie z tym z tym gosciem, mnie bardzo podobał sie występ menomini i pasowali do tego festiwalu, a ich reggae niestety rzni sie od ich nurtu

Stefan
Stefan
17 lat temu

Nie gram w Cashmere. A te fałsze nie były dziełem przypadku, tylko totalnym brakiem warsztatu. Na tym ma polegać alternatywność ? Chyba was pogięło.

marmOLAda
marmOLAda
17 lat temu

Wnioskuję z tej wypowiedzi muzyka zespołu, że Cashmere nie zagra w swojej karierze ani jednej nieprzewidzianej, finezyjnej, fałszywej czy połamanej nuty. I właśnie dlatego nie powinien grać na festiwalach muzyki alternatywnej. Poza tym bliższa mi jest szczerość, empatia i muzyczna fantazja Asi Miny niż zadufanie w sobie muzyków Cashmere, dla któych muzyka to tylko rytmiczna eksploatacja typowego instrumentarium i poprawna, nienaganna impostacja.

adam b
adam b
17 lat temu

nie bylo mnie troche a tu takie kontrowersje… cóż, panie muzyku grupy Cashmere – uwierz, że nie tylko ja, ale też wielu innych ludzi z którymi rozmawiałem w Inowłodzu, uznało wasz koncert za KOSZMAR, życzę powodzenia na przyszłość, bo naprawdę nie żywię do was złych uczuć, pozdrawiam!

Stefan
Stefan
17 lat temu

Głuchy recenzencie!Chyba widzieliśmy rózne koncerty. Wystep Asi mina przypominał lekcję rytmiki w szkole podstawowej, z tą róznicą, że dzieci grały nierytmicznie a Asia momentami fałszowała tak, że az bolały zęby- pan Bogusiak jednak był zachwycony. Milczeniem pominę grafomańskie teksty.
Porównanie Cashmere do Janis Joplin świadczy o głuchocie i słabej znajomości muzyki. Panie recenzencie- niech pan zajmie się rolą, żniwa w toku, wykopki blisko.

x
x
17 lat temu

zrozumialem, spoko 😉 bardziej chodzi o ogół, np.: fotka-banner 😉 ale to takie filologiczne czepianie się :-)hehe

adam b
adam b
17 lat temu

ale myślę, że nie bardzo zrozumiałeś sens poniższej wypowiedzi marmolady
była to słowna zabawa,
pozdrawiam

x
x
17 lat temu

INOWŁÓDZ, a nie Inowłódź . Zatem z Inowłodza , a nie z Inowłodzi
🙂

marmOLAda
marmOLAda
17 lat temu

A MOŻE Z ŁODZI BY SIĘ DAŁO ZROBIĆ INOWŁÓDŹ,
TAKĄ MUZYCZNIE INNĄ ŁÓDŹ:)

Polecamy