Wpisz i kliknij enter

Michael Fakesch – nasza rozmowa

Michael Fakesch największe uznanie zdobył tworząc razem z Chrisem de Luca duet Funkstörung. Ten niemiecki projekt w ciągu ostatnich kilku lat zdobył sobie miano „niemieckiego Autechre”, co z jednej strony uznać możemy za wielki komplement, z drugiej jednak za pewną niesprawiedliwość – muzyka duetu była bowiem jakością samą w sobie, artystom udało się wykreować własne, szybko rozpoznawalne brzmienie. Michael Fakesch największe uznanie zdobył tworząc razem z Chrisem de Luca duet Funkstörung. Ten niemiecki projekt w ciągu ostatnich kilku lat zdobył sobie miano „niemieckiego Autechre”, co z jednej strony uznać możemy za wielki komplement, z drugiej jednak za pewną niesprawiedliwość – muzyka duetu była bowiem jakością samą w sobie, artystom udało się wykreować własne, szybko rozpoznawalne brzmienie. Decyzja o zakończeniu działalności przyszła więc w chwili największej popularności – ostatnim krążkiem Funkstörung okazał się zbiór remiksów, zatytułowany „Appendix„.
Dziś Michael Fakesch działa już wyłącznie solo – właśnie wydał płytę „Dos”, której premiera stała się bezpośrednim powodem naszej rozmowy. Przypomnijmy też, że artysta zagrał jeden z najlepszych koncertów podczas tegorocznej edycji Festiwalu Nowa Muzyka w Cieszynie.

Zanim zacznę, muszę się zapytać o prawidłową wymowę Twego imienia – jesteś Niemcem, a mimo to większość mediów awizuje Cię po angielsku („Majkel”). Jaka jest prawidłowa wersja?

Michael Fakesch: (śmiech) Dla mnie to naprawdę nie gra roli. Przyzwyczaiłem się, że dla większości osób, szczególnie tych, które mnie nie znają oraz dla ludzi z zagranicy, jestem „Majkelem”. Prawidłowo moje imię powinno się wymawiać „Misiael”, ale przestałem już na to zwracać uwagę i w zasadzie jest mi to obojętne.

Niedawno odwiedziłeś Polskę, dając świetny występ podczas Festiwalu Nowa Muzyka w Cieszynie. Jakie są Twoje odczucia odnośnie Polaków, Cieszyna? Jak się czułeś w Polsce?

Naprawdę nie mogę o Was powiedzieć złego słowa. Świetnie się tutaj czuliśmy z Taprikkiem i mamy nadzieję na rychły powrót do Waszego kraju. Ludzie byli strasznie pozytywnie do nas nastawieni, wszyscy się uśmiechali – nie spodziewałem się aż tak dobrego przyjęcia. Pewną ciekawostką może być fakt, że cały artwork do „DOS” został stworzony właśnie przez Polaka. Wprawdzie mieszka już od bodajże 20 lat w Niemczech, ale to rodzony Polak.

Podczas występu mieliście chyba jakieś problemy techniczne?

Właśnie nie, wszyscy myśleli że mamy problemy, że sprzęt nam nawala. A to nie tak. Zawsze przed występem potrzebujemy ok. jednej godziny na sprawdzenie sprzętu. Niestety, tyle trwa sprawdzenie wszystkich urządzeń których używamy oraz ich podłączenie. W rezultacie ludzie myśleli, że o danej godzinie rozpoczniemy nasz występ, a my dopiero wtedy zaczęliśmy się do występu przygotowywać. Zazwyczaj nigdy nie robimy „sound checku” na scenie, stąd te nieporozumienie.

Skoro już o „zabawkach” mowa – strasznie dużo mieliście ich w Cieszynie. Masz jakieś swoje ulubione urządzenie, beze którego nie potrafiłbyś się obejść?

Hmmm… tak, mam, ale co tydzień jest to inne urządzenie (śmiech). Uwielbiam te wszystkie elektroniczne cudeńka. Tak naprawdę jedyną rzeczą, bez której sobie nie wyobrażam życia, jest mój komputer. Używam głównie Cubase i Abletona. Bardzo lubię również urządzenia Korga, czy Machine Drum. Bardzo przydatny jest też Kaoss Pad.

Czego używa Taprikk do zniekształcania swego głosu?

Nie uwierzyłbyś, ale używa zwykłego, najtańszego mikrofonu oraz specjalnego mikrofonu przeznaczonego dla zestawów perkusyjnych. Do tego masa wtyczek, wzmacniaczy gitarowych, bit-crusherów itp. Naprawdę nic wielkiego, same najtańsze rozwiązania (śmiech).

Żeby dokończyć temat, zapytam jeszcze o to, jak synchronizujesz dźwięk z perkusistą podczas występów ze swoim live bandem?

Po prostu daję mu znak. W praktyce wygląda to tak, że gdy jestem gotowy do gry, wysyłam do niego zwykły sygnał – click signal – i wszystko jasne. Jeśli chodzi o perkusję, uwielbiam ten instrument, chociaż gram na nim tylko na komputerze – jeśli można to w ogóle nazwać graniem. W zasadzie to jestem złym perkusistą, natomiast, jak sądzę, niezłym producentem (śmiech).

A śpiewać potrafisz? Przyznaj się…

(śmiech) Nie, nie, w ogóle nie potrafię śpiewać, jestem antytalentem w tej dziedzinie. Chociaż kiedy byłem mały, należałem do lokalnego chóru. W wieku 14 lat jednak mój głos zmienił się i przestało mi się podobać śpiewanie (śmiech). Uczyłem się także grać na skrzypcach i pianinie, ale trwało to bardzo krótko, więc w zasadzie dzisiaj nic zagrać bym na tych instrumentach nie potrafił.

Nie żałujesz że nie opanowałeś gry na żadnym klasycznym instrumencie?

Szczerze mówiąc, trochę żałuję. Z jednej strony, bardzo by mi się przydała taka umiejętność, ale z drugiej strony, nie chciałbym być klasycznie wykształconym pianistą czy skrzypkiem. To często ludzie cholernie utalentowani, ale w pewnym sensie ograniczeni muzycznie. Ogranicza ich forma muzyczna którą wykonują, którą sami sobie narzucili. Powiesz im „zagraj tak i tak”, a odpowiedzą : „nie mogę zagrać w ten sposób, bo to np. łamie zasady harmonii”. Nie mówię oczywiście o wszystkich, nie chciałbym tutaj generalizować, ale faktycznie zaobserwowałem u nich pewną niechęć do eksperymentowania. Wielu klasycznie wykształconych instrumentalistów nie posiada owej niezbędnej dawki luzu, ambicji, chęci łamania zasad i stereotypów, szukania czegoś nowego za pomocą dźwięków, które wykonują.

Wracając do Taprikka – jak go w ogóle znalazłeś?

Mamy po prostu wspólnych znajomych. On pochodzi z Hamburga, tak samo jak mój były agent. Pewnego dnia szepnął mi słówko, żebym na niego zwrócił uwagę – i tak się zaczęło. W sumie znamy się z Taprikkiem prawie dwa lata.

Jak wyglądała Wasza praca nad albumem?

Spotykaliśmy się prawie codziennie, pracując po kilka godzin. Nawet gdy się nie widzieliśmy, nieustannie wymienialiśmy się mailami, wysyłaliśmy próbki dźwiękowe, nowe propozycje, tak więc byliśmy w ciągłym kontakcie. Razem w studio spędziliśmy tylko 5 godzin.

Tak intensywny kontakt siłą rzeczy musi prowadzić do konfliktów. O co się kłóciliście, w jakich kwestiach muzycznych mieliście odmienne poglądy?

Rzeczywiście, spędzaliśmy masę czasu razem, ale muszę przyznać że dogadywaliśmy się świetnie. Nawet gdy występowała różnica zdań na jakiś temat, dochodziliśmy do consensusu. Właściwie każda kompozycja jest naszym wspólnym kompromisem. Nie kłóciliśmy się, natomiast mieliśmy wiele ostrych dyskusji na temat ogólnego brzmienia albumu. Jak wiadomo, ja wywodzę się ze środowiska muzyki elektronicznej, Taprikk natomiast ze sceny, hmm… post-rockowej, sam nie wiem. Jako elektronik, chciałem zaskoczyć wszystkich, coś zmienić, i nagrać album bardziej akustyczny. Co dziwne, Taprikk, który na co dzień miał do czynienia z bardziej akustycznym brzmieniem, chciał by nasz album w ogóle akustycznego brzmienia nie zawierał. Jego życzeniem było nagranie czysto elektronicznego, mocnego albumu. Ale, jak już wspomniałem – na szczęście doszliśmy do kompromisu.

Z tego co wiem, macie kilka nieopublikowanych utworów. Co planujecie z nimi zrobić?

Tak, masz rację. Zdecydowanie chcielibyśmy je opublikować, ale wszystko w swoim czasie. Poza tym, nie są to gotowe kompozycje, tylko raczej szkice, rozpoczęte projekty. Musimy je doszlifować do końca, bo nigdy nie publikuję czegoś, co nie jest w 100% ukończone.

Skoro tak świetnie się Wam współpracuje, planujecie tworzyć razem również w przyszłości, np. na Twoim następnym albumie?

Nie wiem, trudno powiedzieć. Z pewnością chcielibyśmy stworzyć jeszcze coś razem. Jesteśmy zgranym duetem, więc głupio byłoby nie współpracować dalej ze sobą. Myślę, że spróbujemy, choć na dzień dzisiejszy nic nowego nie stworzyliśmy. Jestem ostatnio bardzo zajęty – masa koncertów, podróże, promocja, muzyka do telewizji… To wszystko pochłania cały mój wolny czas. Poza tym, jakieś dwa lata temu obiecałem swojemu znajomemu, że nagram całkowicie nieelektroniczny album o brzmieniu oldschool techno. Powinienem w końcu spełnić tą obietnicę (śmiech).

Czyli z „DOS” jesteś w pełni zadowolony? Czy teraz, gdybyś miał szansę nagrać wszystko jeszcze raz, coś byś zmienił?

Spytaj mnie o to samo za jakieś 2 lata, wtedy być może odpowiem inaczej. Na dzień dzisiejszy nic bym nie zmienił, jestem całkowicie zadowolony z tego albumu. Musisz być pewny tego co tworzysz, musisz to lubić. Oczywiście to normalne, że w przyszłości z pewnością zauważę jakieś niedociągnięcia, ale wtedy będę już zajęty innym projektem. Trzeba myśleć o przyszłości, rozwijać się, próbować tworzyć coś nowego. Kiedy po jakimś czasie patrzysz krytycznym okiem na swoje dokonania, wyciągasz odpowiednie wnioski – uzyskujesz wówczas podstawę do swego dalszego rozwoju i kształtowania swojego artystycznego ego. Dla mnie jest to główny fundament tworzenia muzyki i eksplorowania jej nowych terytoriów.

Na scenie Wasz album zyskuje jeszcze bardziej. Lubicie improwizować – macie przygotowane wcześniej patterny do improwizacji?

Zdecydowanie tak. Zawsze mamy w zanadrzu kilka przygotowanych loopów, nie wiemy tylko w jakim kierunku zostaną one rozwinięte. Taprikk jest prawdziwym mistrzem improwizacji. Jest przy tym strasznie płodny. Siedzi w domu i nieustannie tworzy nowe kawałki, co chwilę dostaję od niego coś nowego z prośbą o wyrażenie swej opinii. Nieraz nie nadaje się to do niczego, mówię mu: „Coś ty do cholery stworzył”, ale on się nie przejmuje, nie dokańcza jednego utworu, a już wysyła mi pięć następnych (śmiech). Jest strasznie kreatywny i to mi się w nim podoba.

Jednak słuchając jego wokaliz, nie można nie zapytać o Jamiego Lidella.

Tak, zdaję sobie sprawę że wielu osobom „DOS” może przypominać dokonania Lidella. Nic na to nie poradzę. Strasznie cenię sobie twórczość Jamiego, ma naprawdę fenomenalny głos. Nawet zamówiłem sobie jego występ na swoją prywatną imprezę (śmiech). Jakieś 5-6 lat temu wysłałem do niego propozycję nagrania czegoś razem. Chętnie się zgodził, ale, jak widzisz, do dzisiaj nic z tego nie wyszło. Lubię jego „Multiply”, chociaż mam pewne zastrzeżenia. Brzmi to wszystko trochę staroświecko, jak typowy soul sprzed 30-40 lat. Jest to zbyt klasyczne brzmienie jak na mój gust. Szkoda że Jamie nie używa w większym stopniu elektronicznych brzmień jako uzupełnienia swego wokalu.

Pewnie odpowiadałeś na te pytanie setki razy, ale muszę Cię zapytać o Funkstorung. Czy jest szansa na powrót?

Jestem dumny z Funkstorung. To ważna część mego życia, mnóstwo sił i energii włożyłem w ten projekt. To było jak małżeństwo. Jednak w pewnym momencie czujesz, że osiągnąłeś pewien pułap i nie posuniesz się bardziej do przodu. Być może kiedyś Funkstorung wróci do gry, ale na dzień dzisiejszy narosło za dużo konfliktów, za dużo cierpienia, by to się zdarzyło.

Który album Funkstorung uważasz za najlepszy?

W zasadzie mieliśmy tylko dwa typowe, „studyjne” albumy, większa część naszego dorobku to remiksy. Zarówno „Appetite For Disctruction”, jak i „Disconnected” mi się podobają, jednak „Disconnected” cenię sobie najwyżej. IDM to była wielka pułapka. Wrzucono nas do worka z napisem „artyści IDM” i oczekiwano od nas kolejnych porcji szalonego programowania perkusji. Wyobraź sobie, jakie to wkurzające, kiedy ktoś prosi Cię o remiks. Chcesz go zrobić po swojemu i słyszysz narzekanie, że przecież Funkstorung brzmi inaczej. Jak zacząłeś w IDMie, musiałeś w nim zostać aż do końca. Poczułem się tym wszystkim zmęczony, naprawdę miałem dość. Dlatego cieszę się, słysząc komentarze zaskoczonych i zaszokowanych fanów, którzy w ogóle się nie spodziewali takiego albumu jak „DOS” z mojej strony, do tego z wokalami.

Czy śledzisz solowe dokonania Chrisa De Luki? Macie ze sobą w ogóle jakiś kontakt?

(dłuższa chwila milczenia). Nie mamy ze sobą najmniejszego kontaktu. To bardzo smutne, jak się czasem układa życie. Jednego dnia jesteście największymi przyjaciółmi, a później zachowujecie się jakbyście się w ogóle nie znali. Bardzo mnie to boli…Chciałbym jeszcze kiedyś z nim porozmawiać, wyjaśnić sobie wszystko, ale zobaczymy czy to się uda. Póki co, ciągle jest w tym wszystkim za dużo cierpienia dla mnie. Mimo że Chris przeprowadził się do Berlina, ciągle mam pośrednią łączność z nim. Moja żona była świadkiem na jego weselu, a jego była dziewczyna jest jedną z moich najlepszych przyjaciółek.

Ok., w takim razie zmieniamy temat. Podobno jesteś fanem piłki nożnej, kto jest Twoim faworytem w rozpoczynającej się właśnie Lidze Mistrzów?

Nie jestem maniakiem piłki, nie kupuję szalików, jednak rzeczywiście lubię sobie popatrzeć na dobry mecz w telewizji. Mój brat ma jakieś wtyki w Bayernie, więc od czasu do czasu dostaję od niego bilety, chociaż do tej pory może 3-4 razy byłem na meczu Bayernu. Szkoda że nie grają w Lidze Mistrzów (śmiech). Ponadto Bastian Schweinsteiger, jeden z piłkarzy Bayernu, jest moim znajomym, mieszkamy w tej samej dzielnicy.

Znasz jakichś polskich piłkarzy?

Tak, dwóch. Klose i Podolskiego (śmiech). Oglądałem na Mistrzostwach Świata nasz mecz z Polakami, ale szczerze mówiąc Wasz futbol był raczej odpychający.

Polscy muzycy?

(dłuższa chwila zastanowienia) Obawiam się, że muszę Cię rozczarować. Niestety, nie znam nikogo, a poza tym mam bardzo słabą pamięć do nazwisk, więc i tak pewnie bym żadnego nie powtórzył.

A jakie komercyjne, popowe utwory podobały Ci się w ostatnim czasie?

Zdecydowanie Timberlake. Szczególnie jego pierwszy singiel, jak on się zwał…. „SexyBack” chyba. Świetny kawałek. Timbaland ma również świetne bity, chociaż jego dokonania solowe są słabiutkie. Podobają mi się również produkcje Neptunes. Wstydzę się natomiast za niemiecki gangsta rap pokroju Bushido. Nie wiem jak w ogóle może powstawać taki chłam (śmiech).

Dzięki wielkie za rozmowę, życzę samych sukcesów, dalszego rozwoju i mam nadzieję, że wkrótce się znowu zobaczymy w Polsce.

Ja również, chętnie Was znowu odwiedzimy. Dziękuję i pozdrawiam!







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
niewidoczny
niewidoczny
16 lat temu

ja również dziękuję 😉
nie wiedziałem, że panowie z Funkstorung się pokłócili.

john mcenroe
john mcenroe
16 lat temu

Dzięki Deft za wywiad, kawał dobrej roboty. Szkoda że Michael nie rozgadał się trochę bardziej przy sprawach sprzętowych, ale dobre i to.

Polecamy