Wpisz i kliknij enter

Plaid, Warszawa, Fabryka Trzciny

Jedynym pozytywem tego wieczoru była frekwencja, tu nie można narzekać (sala wypełniona gdzieś w 4/5). Cała reszta to spory zawód, choć wiem że byli ludzie którym ten występ w miarę się podobał. Plaid + An on Bast
16.03.2007, Warszawa, Fabryka Trzciny

Plaid to kolejny (po Chrisie Clarku) przedstawiciel Warpa, który uwzględnił w swoich tegorocznych rozpiskach koncertowych nasz kraj. Tym razem jednak zamiast Katowic była Warszawa, zamiast czterech supportów, jeden – An on Bast. Niestety, obowiązki nie pozwoliły mi dotrzeć na czas, toteż o koncercie Ani mogę powiedzieć tyle, ile usłyszałem z relacji innych, a było ponoć dobrze, w co zresztą nietrudno mi uwierzyć, mając w pamięci jej lutowy, katowicki występ. Mogę przypuszczać nawet, że od strony muzycznej było ciekawiej niż na głównym daniu wieczoru, ale o tym za chwilę…

Plaid, to jak wiadomo, jeden z najbardziej zasłużonych elektronicznych projektów, mających za sobą kilka naprawdę wspaniałych płyt (na czele z moją ukochaną „Double Figure”). Niestety, ostatnio warpowi weterani (BoC, Squarepusher, nie mówiąc już o Aphex Twin) przeżywają jakiś kryzys, i choć płyty, które wydają, są całkiem dobre, to jednak sporo brakuje im do arcydzieł z przełomu wieków. Plaid również nie uniknął problemów z kreatywnością, co słychać wyraźnie na zeszłorocznym „Greedy Baby”. A właśnie ta płyta miała być fundamentem tegorocznych występów na żywo, tym bardziej że na koncertach, tak jak i na albumie, duet miał być wspierany przez Boba Jaroca, odpowiedzialnego za wizualizacje, które to stanowiły integralną część ostatniego longa Brytyjczyków.

Fragment koncertu

Niestety, to co zobaczyłem i (przede wszystkim) usłyszałem było dalekie od tego, czego można by się spodziewać po takich starych wyjadaczach jak Plaid. Gdzie podziały się te niesamowicie wciągające pasaże i melodie, te charakterystyczne następstwa harmoniczne, te zwroty akcji i pełne wyczucia prowadzenie dramaturgii utworów? Gdzie ta świeżość i różnorodność klimatyczno-brzmieniowa? Gdzie podziały się utwory ze starszych płyt? No właśnie, duet chyba zapomniał, że nagrał kiedyś mnóstwo wspaniałych kawałków, doskonale nadających się do grania na żywo i zaserwował nam oklepane, schematyczne kompozycje, z dominującą rolą beatu. Ok, może nadaje się to na jakąś taneczną imprezę, ale nawet tego nie można było za bardzo wcielić w życie, ze względu na aranżację sali koncertowej (pufy do siedzenia przed sceną). Ponoć Brytyjczycy skupili się na prezentacji nowego materiału, ale jeśli tak ma brzmieć płyta, to mogę strzelać w ciemno co będzie największym tegorocznym rozczarowaniem.

Po niecałej godzinie tej dość nijakiej gry zupełnie opadły ze mnie początkowy entuzjazm, ekscytacja i wszelkie oczekiwania. Dopiero pod sam koniec coś się zaczęło dziać, trzy ostatnie kawałki wybudziły mnie z letargu, noga sama zaczęła tupać, ciało podrygiwać. Jakże przyjemnie było usłyszeć te typowe dla plaidowskiego stylu melodie, wielowątkowe struktury, przestrzeń, te charakterystyczne dla nich syntetyczne brzmienia, te pauzy które jeszcze bardziej podkreślają motorykę kompozycji. Niestety, po najlepszym tego dnia „Buns”, panowie zeszli ze sceny i nawet nie raczyli wyjść na bis, mimo że oklasków nie brakowało. Cóż, przez cały ich występ miałem wrażenie, że im się po prostu nie chce, że traktują koncert(y) jak niechciany obowiązek, który należy jak najszybciej odbębnić, jak najmniejszym kosztem i to wyszło najbardziej właśnie w tym momencie. Szkoda, wielka szkoda.

Fragment koncertu

Na koniec wspomnę jeszcze słówko na temat wizualizacji – te były całkiem udane, styl Jaroca jest dość wyważony i oszczędny, nie szafuje on za bardzo techniką i warsztatem, natomiast widać pewną myśl, ciągłość, klimat. Szkoda tylko że obraz nie miał za bardzo czego uzupełniać, przez co po jakimś czasie również przestał przykuwać moją uwagę.

Jedynym pozytywem tego wieczoru była frekwencja, tu nie można narzekać (sala wypełniona gdzieś w 4/5). Cała reszta to spory zawód, choć wiem że byli ludzie którym ten występ w miarę się podobał. Tu chyba sporą rolę odgrywały oczekiwania co do doboru utworów i preferencje stylistyczne, niestety, te leżały raczej na antypodach moich upodobań stylistycznych. Gdyby nie sama końcówka, to byłby to jeden z najsłabszych elektronicznych live actów, w jakich miałem okazję uczestniczyć. Być może za wiele sobie obiecywałem po tym koncercie, ale z drugiej strony od kogo wymagać jak nie od takich gigantów jak Plaid?







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Inline Feedbacks
View all comments
bigos
bigos
17 lat temu

Z bezpośrednich źródeł wiem, że bagaż bob a, wraz z większością sprzętu zaginął na lotnisku w Moskwie, więc nie pokazał wszystkiego tego do czego był zdolny

Polecamy