Wpisz i kliknij enter

kraftwerk – tour de france soundtracks


okres ostatnich dziesięciu lat był dla fanów kraftwerk niekończącą się serią kolejnych zapowiedzi nowego materiału oraz późniejszych rozczarowań, kiedy okazywało się, że na nowe dźwięki zespołu trzeba będzie jeszcze trochę poczekać. atmosferę skutecznie podgrzewali sami muzycy uparcie twierdząc, że projekt się nie rozpadł, wciąż funkcjonuje i – co najważniejsze – nadal tworzy.
tak naprawdę jednak, panowie florian schneider i ralf hütter, po chłodno przyjętym, nagrywanym pięć lat albumie „electric cafe” [1986] zrobili sobie kilkunastoletnią przerwę w tworzeniu roboto-podobnych klimatów. jeden z ówczesnych członków grupy, wolfgang flür wyznał, że w pewnym momencie dla ralfa hüttera – głównego kompozytora i „ideologa” grupy – ważniejsze stało się kolarstwo, nie muzyka. sam zainteresowany odpowiada w wywiadach krótko: „a kto to jest flür?”. jakich by jednak przyczyn nie miała prawie siedemnastoletnia przerwa w studyjnej działalności kraftwerk – najważniejsze jest to, że w końcu powrócili, rozwijając projekt, który chodził im po głowie jeszcze dwadzieścia lat temu [wtedy to po raz pierwszy pojawił się pomysł wydania albumu poświęconego słynnemu kolarskiemu wyścigowi]. w 1983 roku skończyło się jednak tylko na singlu, dziś mamy zaś cały album, który jeszcze przed premierą stał się obiektem dyskusji i dociekań – czy udźwignie legendę „starego” kraftwerk? a możę będzie tylko jeszcze jednym, nieudanym powrotem?
rozczarowania na pewno nie ma. panowie z kraftwerk cichutko przeczekali okres lat dziewięćdziesiątych, aby na początku nowego wieku wrócić wraz z modą na retro-brzmienia, new-romanticową estetykę i proste, chwytliwe konstrukcje, których prekursorami byli przecież schneider i hütter. nic dziwnego, że „tour de france soundtracks” wydaje się być płytą bardzo nowoczesną, choć przecież jest tylko kontynuacją, jeśli nie odtworzeniem tego, co panowie grali ponad dwadzieścia lat temu.
wystarczyło więc polać stare pomysły perfekcyjną, cyfrową produkcją, dodać kilka tak modnych teraz minimalistycznych, tanecznych bitów i post-technowych brzmień – ot i mamy nowoczesny album. kawałek tytułowy, podzielony na „trzy etapy” – to przecież murowany hicior klubowych parkietów. „aero-dinamikk” czy „electro-kardiogramm” są zaś ukłonem w stronę starszych fanów zespołu – mamy tutaj tak typowe dla „starego” kraftwerk, prościutkie melodie, minimalistyczne brzmienia, strzępki słów przetworzone przez vocoder i – może przede wszystkim – główną filozofię zespołu, szukającą uzupełniających się cech człowieka i jego maszynowych wytworów [w przypadku tej płyty maszyną staje się rower]. całość zamyka kawałek znany już od dwudziestu lat – ten słynny singlowy „tour de france” – jeden z większych hitów zespołu.
wydaje się więc, że gdyby płyta ta ukazała się właśnie gdzieś w latach osiemdziesiątych – stałaby się rzeczą zupełnie przełomową, jedyną w swoim rodzaju. dziś jednak „tour de france soundtracks” w swoim elektronicznym rodzaju jest płytą jedną z wielu – po prostu dobrze „zaprogramowanym”, nieźle pomyślanym, tanecznym albumem, na którym znaleźć można coś do tańca, jak i kilka ambitniejszych dźwięków. jak na kraftwerk – mało. jak na nowy kraftwerk – chyba całkiem nieźle.
2003







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy