Wpisz i kliknij enter

Dinky – May Be Later


Minimal techno przestało być seksistowskie. Obecnie emancypacja kobiecego techno nie ma sobie równychZaczynała osiem lat temu dwunastką na Traum Schallplatten, a ciekawy długogrający debiut Black Cabaret wydał w 2003 roku podówczas modny i ceniony nowojorski Carpark. Od tamtej pory coraz częściej stawało się jasne, że w kategorii producent minimal techno ilość dyktowana przez mężczyzn nie chce iść w parze z artystyczną jakością gwarantowaną przez kobiety. Minimal techno przestało być seksistowskie. Obecnie emancypacja kobiecego techno nie ma sobie równych od czasu producenckich ekscesów K-Hand i śmiało można powiedzieć, że kobieca techno transgresja i jej przejawy będą postępować i pojawiać się coraz częściej, stając się swego rodzaju awangardą tej muzyki. Dowodem może tu być chociażby kolejny długograj Dinky May Be Later, kolekcja niewiarygodnie wykręconych melodii i brzmień na tle tribalowego rytmu. Zarówno przereklamowany kamrat Ricardo V., jak i weterani sceny na czele z Richie Hawtinem i Cristianem Voglem, winni posłuchać uważnie tej płyty i zapytać siebie: dlaczego ostatnio nie udało mi się nagrać czegoś choć w połowie tak dobrego? Przecież w każdym utworze słychać ich wszystkich razem wziętych, soli tutaj Dinky nie wymyśliła, Rzymu od podstaw nie zbudowała.


Jeśli można mówić o seksapilu w minimal techno, to stopień subtelnie wyciszonej, zmysłowej rytmicznej abstrakcji jest jego najlepszym miernikiemA jednak potrafiła przemycić do ultraosłuchanego minimalu nowe pierwiastki: cooljazzowe pochody ciepłych klawiszy (Mi Amor), oryginalne potraktowanie instrumentów akustycznych (jak choćby filtracja preparowanego, rozstrojonego fortepianu w Mars Cello), nawiedzone wokale pijanych krasnoludków (Mars Cello), disco funk z kongami i krowimi dzwonkami (Burdelia), postprinceowski erotyzm (She Is Movin z ewidentnie pobudzonym Big Bullym na wokalu), dalekowschodnią egzotykę (table i sitary w Mind osadzonym na niemal dubstepowym bicie) plus te wszystkie dziwaczne sample i sampelki niewiadomego pochodzenia. W takim na przykład Sunday Set mroczny, ale zmysłowy deephouse pokrywa wysypka lowtechowych jazgotliwych, błyszczących zgrzytów. Wszystko staje się kolorowe jak makijaż urodziwej Alejandry na jej ostatnich zdjęciach. Stopa w każdym utworze miękka, odczuwalna w zasadzie jako puls podbity funkowym basem, daje rezultaty łatwo przyswajalne, choć miejscami mocno surrealistyczne. A jeśli można mówić o seksapilu w minimal techno, to stopień subtelnie wyciszonej, zmysłowej rytmicznej abstrakcji jest jego najlepszym miernikiem.
Nie jest to jednak dzieło skończone, Dinky jakby nie do końca uwierzyła w swój potencjał i nie rzuciła się na głębokie wody muzycznego novum. No Pressure czy Seven 2 Seven, jakkolwiek z pasją i znajomościa szatańskich sztuczek studyjnych wyprodukowane, brzmią jak remiksy Mouse On Mars czy Sensoramy – cos takiego łykaliśmy jeszcze w latach 90. Poziom wysoki, ale w tym akurat wypadku wzbicie się poza orbitę już nie było możliwe. Choć gdyby pozbyć się tendencji do odniesień, muzyka najzwyczajniej w świecie uwodzi. Ta płyta to materiał do przemyśleń dla producenckich gwiazd gatunku i dla przyjemności słuchacza. Introspekcje, taniec horyzontalny, stymulacja wyobraźni gwarantowane.
2008







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
laudia
laudia
15 lat temu

Jak coś, co istnieje dla szerszej publiczności w samej Polsce od lat ponad 10 może być zjawiskiem trendi? Musi to być jeden z najtrwalszych i najmocniejszych „trendiów” w historii muzyki (celowo tak piszę, bo trendi w swej wymowie zawiera cząstkę lekkiej wzgardy doprawionej przede wszystkim chwilowością i ulotnością zjawiska). ni w ząb nie czaję zarzutu.

Stinky
Stinky
15 lat temu

Rzygac mi sie chce jak czytam takie komentarze jak ten ponizej. Piszesz koles jakbys mial monopol na rozstrzyganie co jest dobre, a co nie, nabijajac sobie w ten sposob swoje zapewne i tak juz gigantyczne ego. Jak czegos nie lubisz, to sobie po prostu odpusc, a nie popisuj sie swoim niby znawstwem. Nienawisci i zawisci mamy wszyscy pod dostakiem wszedzie na co dzien. Generalnie zauwazylem, ze w tych komentarzach pod plytami dominuje pogarda i mania wyzszosci. Ja rozumiem, ze jak ktos ma beznadziejne zycie, to chce sobie poprawic nastroj gnojac kogos kto zyje ciekawiej od niego. A moze tak sprobowac cieszyc sie muzyka (jaka kto lubi), a nie deptac innych ku swojej uciesze?

goerge
goerge
15 lat temu

minimal techno w stylu minusowo – tasmowym moglyby robic rownie dobrze bulgarskie wiesniaczki, trzeba tylko trzymac sie pewnych wytycznych (zabawy z pitchem,pongi etc) itp.,ta muzyka jest tak do wyrzygania nudna, powtarzalna i zawieszona w jakiejs trendi przestrzeni,ze bardziej mi sie kojarzy ze stylem ubierania/ bycia niz muzyka..wyscigi „kto jest wiekszym freakiem”,parkiety wypelnione ludzmi ktorzy bawia sie w sposob ktory kojarzy mi sie z balwochwalczym uwielbieniem z jednej i piaskownica z drugiej strony,zero transu, za to duzo pozy i usmiechania sie w okolo (imprezy z richie i ricardo – apogeum) raczki do gory i gwizdy?przytulamy sie?skad ja to znam…

w przypadku tej plyty akurat jest wyraznie lepiej (choc i tak do mnie nie trafia) chcialem tylko wylac swoje zale,wybaczcie

Polecamy