Najnowsza płyta Jensa Pettera Nilsena i Hallvarda Hage nosi tytuł „Treated Timber Resists Rot” i jest owocem zarówno nowych jak i starych fascynacji, a także kolejnym dowodem progresji oraz niesłychanej wszechstronności obu panów.
Norweski duet zapuścił korzenie głęboko w elektronicznej ziemi, lecz nie wyparł się swojej organicznej, jazzowej przeszłości – dotyczy to zwłaszcza konstrukcji utworów, często nieregularnej i zaskakującej. Właściwie każda kompozycja to trudna do ogarnięcia mini-symfonia o bogatej ornamentyce, na którą składają się m.in. szalenie zróżnicowana rytmika, przebogate instrumentarium, bezbłędnie pocięte sample, soczyste akordy, glitchowe naleciałości i multum producenckich sztuczek. Eklektyczny charakter brzmienia koresponduje z gwałtownymi zmianami nastroju, gdzie bukoliczna euforia przenika się z ponurą melancholią, króluje zaś niepokój w rozmaitych odcieniach.
album oryginalny i pełen barokowego przepychu, w dużej mierze zbudowany z pozornie nieprzystających do siebie elementówOtwierający całość „Kissed By A Kisser” stanowi doskonałe wprowadzenie w ten fascynujący wszechświat – wspaniała, nostalgiczna elektroballada napędzana zagęszczoną perkusją, retro-syntezatorami i partiami nietypowych instrumentów: kazoo (rodzaj membranofonu) i koto (japońska odmiana cytry). Dalej jest jeszcze lepiej, czy to w nawiązującym do I Am Robot And Proud „The Rigmarole Shell Out”, czy w inkrustowanym niebiańskimi dzwoneczkami „A Rogue Friend Is A Wild Beast”, który brzmi jak ze wszech miar udana współpraca… Boxcuttera i Clarka. Inne perełki to „Bulldozer Butterfly”, olśniewająca podróż do krajów Orientu i „The Full Graft”, czyli prosta ośmiobitowa melodyjka wpleciona w galopujące perkusjonalia. Pod liryczną „Erratą” i frenetycznym „Arts Of Exit” z powodzeniem mógłby podpisać się The Flashbulb, finalny „I Want My Violence Back” przypomina Venetian Snares na środkach uspokajających, a gdyby dramatyczny „Band Of Miscreants” trafił na soundtrack „Splinter Cell” w miejsce jednego z kawałków Amona Tobina, nikt nie zauważyłby różnicy. Wszystkie odniesienia do innych artystów są w rzeczywistości wyrazem mojej bezradności, bowiem „Treated Timber Resists Rot” jawi się jako album oryginalny i pełen barokowego przepychu, w dużej mierze zbudowany z pozornie nieprzystających do siebie elementów i przez to niełatwy w odbiorze.
Na iście schizofreniczny rozrzut gatunkowy bez ryzyka porażki mogą sobie pozwolić tylko perfekcjoniści. Xploding Plastix zachowali niemal idealną równowagę i stworzyli pierwszorzędny wielowarstwowy kolaż, który wprawdzie nie odkrywa nowych lądów na mapie szeroko pojętego IDM-u, ale we wspaniały sposób reorganizuje stare i wyraźnie zaznacza swoje miejsce na ich terenie.
2008
a pomyśleć, że kiedyś grali black metal…
Płyta dobra, choć te wcześniejsze, z mocniejszym przechyłem w rejony jazzowe bardziej mi brzmiały.
btw – „wasza ocena” tyczy się recenzji czy krążka?
Płyta niesamowita, od dawna znam ten zespół i podoba mi się co robili do tej pory, ale tu przeszli samych siebie. Słucham tę płytę któryś raz i za każdym razem znajduję coś nowego, interesującego, delektuję się każdym dźwiękiem każdą minutą. Serdecznie polecam i pozdrawiam
Dobrze zapamiętam dzień, w którym usłyszałem ich debiut:)
Od tamtej pory nieustannie staram się zachęcać ludzi wokół mnie, aby sami spróbowali ich muzyki i prawie zawsze się udaje:)
Jeszcze przed wydaniem tego albumu bardzo chciałem, aby wrócili oni do jazzowych aranżacji, bo drugi ich album był dla mnie mało spójny.
Gdy usłyszałem Timber…wiedziałem, że jazz pozostawili na boku, a stworzyli wielowarstwową elektronikę w 100% spójną i intrygującą, aż do samego końca.
Jeżeli szukacie ciekawych brzmień to polecam debiut zespołu Telefon Tel Aviv.
Teraz życzyłbym sobie, aby XP przyjechali do Warszawy na koncert, będę cierpliwie wypatrywał….
Pozdrawiam
Andrzej
Genialna płyta! Mi średnio podobał się pierwszy lp. Drugi już bardziej a ten mnie po prostu powalił! Może dlatego że niezbyt lubię jazz ? 🙂
Sordid, dla twojej wiadomości znam Xploding Plastix bardzo dobrze – problem leży tylko w tym, że każda recenzja powinna być napisana porządnie i konkretnie; bo dzisiaj w muzyce sytuacja jest taka, że porównania można mnożyć bez końca, a ostatecznie i tak trzeba to czytelnikowi wyjaśnić, aby miał jakieś wyobrażenie o płycie, którą sam przesłucha.
Recenzja nie jest od rzucania na prawo i lewo etykietkami. Tylko tyle. Musi jakoś odnieść się do samej muzyki.
Sam piszę recenzje (notabene wiele w tym serwisie) więc uwagi o byciu laikiem puszczam mimo uszu.
Biorąc pod uwagę całość twórczości, przyzwyczajony do fenomenu „Amateur Girlfriends….” płyta po pierwszych przesłuchaniach nie bardzo mi podeszła, kilka utworów godnych, aczkolwiek całość nie zachwyca jak poprzednie produkcje. Cóż, może z biegiem czasu. Nowe podejście i nowe brzmienia Xpolding warte pochwalenia.
Pierwsze, koleś napisał o płycie jako o kontynuacji dzieła a nie dla laika:D Chcesz się zapoznać z Xploding Plastix to przesłuchaj Amateur Girlfriends Go Proskirt Agents a potem się udzielaj co do płyty i recenzji:)
Pozdrawiam
Trochę za dużo porownań, a za mało o samej muzyce. Recenzja robi wrażenie pisanej w pośpiechu.