Garażowo – dubstepowa szczepionka, która uodparnia na całe życie: w ten sposób Marcin opisuje swoją ulubioną płytę roku 2009. Poznajcie jej fragmenty oraz zestawienie kilkunastu innych wartych uwagi wydawnictw AD 2009. 1. Falty DL – Love Is Liability (Planet – Mu)
Love is Liability do niezwykle płodny efekt dwuletnich starań o nakreślenie nowych artystycznych wzorców. Garażowo/dubstepowa szczepionka, która uodparnia na całe życie, niczym nieśmiertelny utwór Gloomy Sunday. W natłoku dubstepowych hybryd jest to jedyny album, który porzuca słuchacza niespełnionym. Tylko dzięki równej formie utrzymywanej do końca roku, miłość nie przerodziła się w frustrację.
2. Bodycode – Immune (Spectral Sound)
Wysoka pozycja Alana Abrahamsa, ze względu na wiele świetnych albumów jako Portable, może być dla uznana jako ignorancja. Lecz jeżeli pierwotnie pojawiały się jakiekolwiek wątpliwości, to Immune wyjaławia całe houseowe środowisko. Ten album smakuje jak pokruszona guma Donald znaleziona w szkolnym piórniku.
3. Martyn – Great Lenghts (3024)
Holenderski producent to obecnie najbardziej inspirująca postać dubstepu. Great Lenghts to swoisty most, którego zbudowanie było idee fixe Martyna i który stworzył, aby całe środowisko mogło mieć wzór do naśladowania. A takie utwory jak Brillant Orange czy Bridge to nieodłączny składnik, a właściwie konsekwencja artystycznej nostalgii, na której deficyt mocno cierpię.
4. 10-20 – 10 – 20 (Highpoint Lowlife)
Choć zdecydowanie częściej artyści marzą o byciu muzycznymi Chrystusami, dobrze, ze znalazł się choć jeden pragnący być antychrystem, bo zazwyczaj to on jest głosem rozsądku. Przejawiającego się w rewolucyjnym stylu, będącym wypadkową współczesnych – cyfrowych dążeń. Przyszłościowy szept nowej dekady.
5. Pablo Bolivar – Recall (Regular)
Mimo ubiegłorocznego sukcesu Pulshara, producent Pablo Bolivar nie mógł zostać pominięty i w obecnym zestawieniu. Recall to niemal idealna synteza subtelnej klubowej chemii z gęstym ambientowym klimatem. A takie pozycje jak Reflect czy Is This a Last Call? najlepiej oddają polifoniczność tego krążka.
6. Bvdub – To Live (Smallfish)
Niewątpliwie najrówniejszy tegoroczny album Brock Van Weya. Porażający romans klasyki z ambientem o uginającym psychikę bagażu emocji, skompresowanym w 20 minutach zwyczajnie wielkiej muzyki. Ten wyrosły na dub-techno artysta to jeden z najjaśniejszych tegorocznych przykładów stylistycznej ewolucji.
7. Tomasz Bednarczyk – Lets Make Better Mistakes Tomorrow(12k)
Nazwać muzykę Tomka Bednarczyka, polskim eksportowym numerem jeden to bardzo dużo. Jednak swoboda, subtelny eksperyment dźwiękowy, ta swoista brzmieniowa konfrontacja słyszalna na każdym kroku tego krążka, pozwala z pełną odpowiedzialnością domagać się zdecydowanych artystycznych wyborów i żądać od rodzimych artystów wysokiej, nie symulowanej jakości.
8. Dak – Standthis (Leaving Records)
Bez wątpienia najbardziej nowatorski hip-hopowy album tego roku. Subtelnie, lecz pewnie poruszający się wśród pozornie wykluczających się stylistyk. Dławiącej się marszowej perkusji i powyciąganych, sprzężonych melodii. Dak jest niczym Gaslamp Killer po kuracji psychotropami.
9. Giuseppe Ielasi – (another) Stunt (Taiga Records)
Kontynuacja serii Stunt, włoskiego multi-instrumentalisty to połowiczny powrót do świetności glitchu z pod znaku Markusa Poppa, wypranego i wyszorowanego z szorstkich konceptualnych brudów. Dodając do tego równie wybitny album AIX, wyjdzie, że był to niezwykle udany rok dla Ielasiego. Top wishlisty jeżeli chodzi o koncerty w nadchodzącym roku.
10. Onra – 1.0.8 (Favorite Recordings)
Ten francuski producent nieszablonowo wplótł w hip-hopowy patchwork sztampowe, wietnamskie wzory, czyniąc swoją muzykę pionierską dźwiękową hybrydą. Jednak nowy album to luźne odejście od tej brzmieniowej kolokacji. Arnaud Bernard skupił się na innych płaszczyznach swojej muzyki, dzięki czemu otrzymaliśmy album dojrzalszy, zbliżony do wspólnych dokonań z Quetzalem. Obecnie nie ma bardziej naturalnego następcy J-Dilla.
11. STL – Nocturnal Mixdowns (Something)
Głębokość dźwięku Nocturnal Mixdowns i swoisty konsensus mikro-szczegółów i warstw czynią muzykę Stephana Laubnera flagową pozycją dla wszystkich zwolenników minimal-techno. A niemal frustrująca konsekwencja i precyzja tych kompozycji czyni go fascynującym wzorem dla plejady artystów poruszających się w podobnej stylistyce.
Epki:
Zomby – One Foot Ahead Of The Other
Najbardziej ekscytująca postać współczesnego rynku muzyki elektronicznej, skutecznie odbija brzmieniową piłeczkę. Wielu przewidziało już artystyczny upadek żywej legendy raveu, jednak Zomby nieustannie eksploruje rejony, których ze względu na nasze naturalne – gatunkowe cechy nikt krytycznie nie percypuje. Niekończąca się (r)ewolucja.
Aoki Takamasa – Rythm Variations
Debiut japońskiego muzyka w szeregach wytwórni Raster-Noton to najlepsze tegoroczne wydawnictwo sygnowane przez niemiecką oficynę. Materiał zgromadzony na krążku to swoisty postęp, eskalacja myśli Franka Bretschneidera zawartej na krążku Rythm, wzbogaconej o miarową glitchową tkanką.
Actress – Ghosts have a heaven
Darren J. Cunningham już ubiegłorocznym albumem Hazyville zwrócił na siebie uwagę całego elektronicznego środowiska. Ten wszechstronnie uzdolniony artysta, nieustannie poszukuje idealnego balansu pomiędzy techno(i wszelkimi jego wariantami) a wonky-8-bitową sałatką. Tytułowy utwór to logiczna kontynuacja ekwilibrystyki uprawianej pod pseudonimem Unknown/Thriller.
Roof Light – In Your Hands
Kurz jaki podniósł z gatunku dubstep Gareth Munday, rzeczywiście(jak sądzą fani twórczości) porównać można do sławnego Buriala. Jednak by ostatecznie przekonać się, że te 4 utwory to istotny skok na miarę nowego stylistycznego ładu, musimy poczekać na następne wydawnictwa młodego Anglika, bo debiut roku, jest to niezaprzeczalnie.
Delta Funktionen – Electromagnetic Radiation Part II
Wystarczył niespełna rok, by z początkującego, stać się pierwszej piątki artystą eksportowym holenderskiej muzyki. Błyskawiczny rozwój i konsekwentne trzymanie się czułych i precyzyjnych dubby-tekstur dało album kompleksowy, stymulujący różne smaki muzyki techno. Gdyby branża przyznawała nagrody na kształt koszykarskiej NBA, Niels Luinenburg byłby laureatem – Most Improved Player.
Niezly ten Falty DL. Naprawde git.
Jak juz wspominalem przy innej okazji, piona za Pablo;)
Myślałem że walniesz gdzieś jednak Elemental…nie zadowolisz swawolnego tłumu 😉 pzdr
Mnie się wydaje, że z tym kurzeniem to chodzi o to, że jak sobie zapodasz dubstep, to po podłodze idą takie fajne niskie częstotliwości i… masz w chacie pozamiatane… i „nie musisz sprzątać” (że pozwolę sobie wykorzystać fragment tekstu sławnej polskiej piosenki). A Burial i Faulty chyba robią najlepsze basy do zamiatania… ;d
„Garażowo / dubstepowa szczepionka, która uodparnia na całe życie, niczym nieśmiertelny utwór Gloomy Sunday” wtf? przeciez GS to byla piesn samobojcow… „Kurz jaki podniósł z gatunku dubstep Gareth Munday, rzeczywiście(jak sądzą fani twórczości) porównać można do sławnego Buriala.” – moze ktos mi przetlumaczyc to na polski, tak jak reszte artykulu?