Nowa fala industrialnego techno, która zdominowała w tym roku elektroniczną scenę, nie wzięła się znikąd. Zanim swoje płyty wydali Lucy czy Tommy Four Seven w minionych latach działali inni producenci, przygotowujący grunt pod kolejną eksplozję ciężkiego i mrocznego grania. Jednym z nich był Alistair Wells, który od 2004 roku, kiedy to założył w Londynie własną wytwórnię Perc Trax, próbował w czasach wszechobecnego minimalu kultywować najlepsze tradycje klasycznego techno rodem z Detroit, Berlina czy Birmingham. Do dziś ma na swoim koncie prawie trzydzieści własnych winylowych wydawnictw i co najmniej drugie tyle zaprzyjaźnionych artystów, którzy umieścili swe nagrania w katalogu jego firmy. Po prawie dekadzie didżejskiej i producenckiej działalności Perc serwuje nam wreszcie swój debiutancki album – i ukazuje się on w najbardziej odpowiednim momencie z możliwych.
Pierwsze dźwięki z płyty sprawiają wrażenie, że nastawiliśmy przez pomyłkę jakiś krążek Throbbing Gristle czy Cabaret Voltaire – oto dochodzi do naszych uszu wysamplowany z kasety VHS niewyraźny monolog wokalistki zespołu Sleeper Louise Wener, który podszywają powtarzające się smagnięcia onirycznymi syntezatorami. Ta hipnotyczna kompozycja wywiedziona z industrialnych preparacji sprzed trzech dekad idealnie wprowadza nas w klimat płyty – przesiąknięty niepokojem i zanurzony w głębokim mroku.
I wtedy zaczyna się właściwa jazda – dubstepowe uderzenia metalicznych perkusjonaliów wsparte masywnym pulsem techno niosą zawiesisty dron otoczony studyjnymi pogłosami. Tak brzmi „My Head Is Slowly Exploding” – jeden z najmocniejszych utworów, jakie usłyszeliśmy w tym roku od producentów nowej elektroniki. Tuż po nim eksploduje równie potężny „Start Chopping” – przesterowane bity wprowadzają w mechaniczne wibracje chrzęszczące efekty rodem z IDM, zza których wyłania się chmurny pasaż klawiszy rodem ze starych soundtracków z brytyjskich horrorów. Bezceremonialne traktowanie dźwiękowej materii przywołuje tu niedawne dokonania Tommy`ego Four Seven – obaj brytyjscy producenci stawiają na maksymalną brutalność brzmienia, choć każdy z nich uzyskuje je innymi metodami.
„You Saw Me” to dalekie echo angielskiego breakbeatu z początku lat 90. Perc wykorzystuje hardcore`ową rytmikę, wpisując ją jednak w kontekst mechanicznego techno. Oto bowiem połamane struktury podszywa miarowy puls jednostajnej „stopy”, na który nakładają się przemysłowe efekty – szumy, zgrzyty i syki buchającej pary. Trochę to przypomina ostatnie eksperymenty Sheda, z tą różnicą, że niemiecki producent nie wykorzystywał tak intensywnie industrialnego sztafażu.
Innym odwołaniem do twórczości artystów z Berghain jest „Gonkle”. Tym razem Perc uderza w stronę tektonicznego techno w stylu najlepszych utworów Bena Klocka czy Marcela Dettmanna. W przeciwieństwie do swych kolegów rezygnuje jednak z koronkowych aranży na rzecz minimalistycznej jazdy – rwanego loopu przewiercającego się przez gąszcz metalicznych zakłóceń. Logicznym krokiem w stronę dalszej radykalizacji brzmienia jest „Pre-Steel”. To właściwie rytmiczny noise – pulsujące w takt jadącego pociągu zaszumione kaskady wijących się klawiszy.
„London, We Have You Surrounded” stanowi z kolei hołd Perca dla tradycji morderczego techno z Birmingham. Wprowadzający na płytę przyspieszoną rytmikę electro utwór przypomina swym metalicznym brzmieniem i matematyczną precyzją dokonania producentów z Downwards – przede wszystkim Surgeona, ale też Regisa czy Female`a. Dziś wykonawcy ci przeżywają renesans swej popularności – a Perc flirtuje z ich stylistyką, nadając jej jednak własny sznyt.
Na finał dostajemy dwie kompozycje, które znów odwołują się do klasyki industrialu. Niesiony wolnym bitem i masywnym basem „Snow Chain” przypomina klaustrofobiczne nagrania mistrzów minimalowego grania w stylu Portion Control, natomiast pełen perkusyjnej furii „Jmurph” wyraźnie odwołuje się do twórczości klasyków bębnienia na przemysłowym złomie w rodzaju Test Department czy Einsturzende Neubauten. Wszystkie te oldskulowe inklinacje wpisane zostają jednak we współczesny kontekst – miażdżącej bombardierki rodem z połamanego hard core`a.
„Wicker & Steel” przywraca współczesnej elektronice jej kontrkulturowy charakter – zamiast porywać do hedonistycznego pląsu, wyzwala niepokorną energię stającą w kontrze do współczesnego świata. W jaki sposób ją wykorzystamy – zależy już tylko od nas samych.
www.myspace.com/perctrax
Perc Trax 2011

tak, dokładnie, dla mnie i nie tylko dla mnie ikoną polskiego indu zawsze bedzie Genetic Transmission
Polski industrial to tak naprawde rozwinal sie wlasciwie dopiero w latach 90. Z wyjatkiem Wahehe oczywiscie – oni byli pierwsi. To legenda krakowskiego undergroundu. 🙂
ależ oczywiście, że nie.
Pewnie znasz wydawnictwa Impulsów Stetoskopu, fajnie, że Rafał wydał WAHEHE oraz XXCOMMITTEE.
Teraz Reqiuiem wydaje stare zapomniane rzeczy z tamtych lat.
pzdr
total terror !!!
Niestety – jakos nie potrafie sluchac typowego industrialu powstalego w dzisiejszych czasach. Wole wygrzebywac perelki z lat 1977 – 1989. Tamte analogowe brzmienia sa nie do podrobienia. 🙂
zaraz zaczniemy wymieniać klasyczne pozycje industrialne z Information Overload Unit na czele;) na którym jest dokładniet taki zabieg się znajduje w utworze Kaltbruchig Acideath, tyle, że od połowy utworu.
Wiadomo, czemu to służyło, całe te wkljane teksty. Taktyka szoku itp miłe rzeczy. Ale ja wciąż nie czuje tego fermentu w Percu który był w industrialu.No ale to tylko subiektywne odczucia. A CV – 76-78 wyborne a jak!!
Dzisiejsza scena to inna bajka, ale wielu przyświecają jeszcze tamte idee jak i duch tamtych czasów. Polecam ekipe Thorofon, http://www.discogs.com/Thorofon-Final-Movement/release/1089556
tak od połowy albumy poczujesz klimat CV z płyty Mix up, TG,SPK, Test Dept.
Skoro znasz klasyczny industrial, to wiesz, ze tamci wykonawcy czesto siegali po elektronike, ktora uzupelniali preparacjami ludzkiego glosu, tworzac klimat niepokoju i paranoi. Vide: wczesne dokonania Cabaret Voltaire. Nagrania ze slynnej kasety „74-76” opublikowanej przez Industrial Records to wlasnie takież abstrakcyjne kolaże. Mało tego – w tamtych czasach wykonawcy tego gatunku używali takich instrumentów, jak kornet (Throbbing Gristle) czy saksofon (Clock DVA). Dzisiaj to nie do pomyslenia na tej scenie. A to wlasnie byl archetypowy industrial.
ależ oczywiście że znam tych wszystkich wykonawców, tym bardziej że jestem wyznawcą klsycznego industrialu, np Esplebdor Geomotrico z przełomu lat 70/80. Ale przetworzony głos nie czyni tego wstępu industrialnym, a Hamburger Lady to łądna piosenka;-))
Może dlatego, że jednak w pierwszych nagraniach industrialnych czuć to specyficzne „coś”, a tutaj ot taki tam głosik jakich mnóstwo.
Z Hypnoskullem i w ogóle z Ant Zenem chodziło mi o to, że była masa takich utworów z harszczącym bitem, oczywiście mocniejszym niż u Perca, ale zabiego podobne.
pozdrawiam
ps fajnie , że jest ktoś kt wymienia chociażby Konstruktivists, czy MB;)
Przetworzony glos z minimalistyczna elektronika pod spodem – takich nagran ma na swoich plytach Throbbing Gristle sporo, chocby slynne „Hamburger Lady”. Industrial to nie tylko przemyslowy halas, radze posluchac wykonawcow z lat 1977 – 1984, chocby Konstruktivists, Nocturnal Emissions czy Maurizio Bianchiego. A Hypnoskull jakos nie kojarzy mi sie z Percem.
ja serio nie wiem gdzie Pan słyszy klasyczny industrial na początku płyty spod znaku TG??
Polecam płyty sprzed kilku ładnych lat Hypnoskulla chociażby z Ant Zen. Nic nowego ten album.
Zły nie jest ale jestem wyczulony nad nadużywaniem słowa industrial…
moc