Wpisz i kliknij enter

Wierzymy, że musimy unikać smutku za wszelką cenę – rozmowa z Odd Beholder

Odd Beholder opowiada o dyskryminacji, męskim i kobiecym spojrzeniu na świat, o akceptacji śmierci, bliskości z naturą i zawiłych procesach tworzenia.

W kwietniu tego roku ujrzał światło dzienne pierwszy singiel Disaster Movies szwajcarskiej wokalistki, instrumentalistki i kompozytorki Danieli Weinmann, lepiej znanej jako Odd Beholder, o czym szerzej pisałem na Nowej Muzyce, a sama artystka tak opowiadała o tym nagraniu:

W  mojej piosence mówię o dwóch młodych ofiarach powodzi wywołanej zmianami klimatycznymi. Ukrywają się przed rodzicami w łodzi i udają się do swojego rodzinnego miasta, które zostało zanurzone w wodzie. Znajdują zatopiony ratusz i zakotwiczają przed nim swoją łódź. Przedstawiłem tę scenę jako symbol negującego rządu – rządu, który nie słucha potrzeb młodego pokolenia i nie jest wystarczająco zaangażowany w dbanie o zrównoważoną przyszłość.

Każde państwo ma własne, specyficzne uprawnienia do walki ze zmianami klimatycznymi i budowania zrównoważonej przyszłości. Jako szwajcarska artystka i aktywistka chcę zwrócić uwagę na szwajcarskie banki, które nadal inwestują w Fossile Energy. Nie możemy pozwolić, aby te kooperacje skorzystały na zniszczeniu naszej przyszłości. Gospodarka Szwajcarii zależy od banków. Czy możemy pozwolić im działać w taki, a nie inny sposób, skoro wiemy, że zmiany klimatyczne już kosztują wiele istnień ludzkich? Nie możemy odwrócić wzroku.

Polska jest ojczyzną największej elektrowni węglowej w Europie – Elektrowni Bełchatów. Jako szwajcarska działaczka klimatyczna pragnę wyrazić najgłębszą wdzięczność wszystkim polskim aktywistom, którzy wciąż walczą z uzależnieniem Polski od węgla – nawet w tak trudnych czasach i okolicznościach. MUSI istnieć sposób na unowocześnienie produkcji energii elektrycznej w Polsce, aby była znacznie bardziej zrównoważona. Chcemy, aby Unia Europejska czy szwajcarskie banki inwestycyjne finansowały energetykę odnawialną w Polsce! Żadne państwo na ziemi nie powinno być zmuszone do walki ze zmianami klimatycznymi w pojedynkę.

Podczas gdy debiutancki album Odd Beholder All Reality Is Virtual (2018) obracał się tematycznie wokół cyfryzacji, tak drugi i najnowszy Sunny Bay (premiera 10 września nakładem berlińskiej wytwórni Sinnbus) wydaje się być jeszcze bardziej osobistym komentarzem artystki, choć już skupionym na nieco innych procesy, a mianowicie dotyczących katastrofizmu, rozkładu i płodności.

Tym razem materiał nie powstał w studiu, a w jej prywatnym lofcie, położonym blisko natury, co zresztą umożliwiło Odd Beholder podpatrywanie życia owadów, łabędzi, bobrów czy sów.

Ważnym impulsem w trakcie tworzenia było pozbycie się konceptualnych ograniczeń. Zamiast tego Weinmann skoncentrowała się na tworzeniu muzyki od wewnątrz, pozwalając, aby pomysły same się rozwijały i nabierały kształtu. Sunny Bay jest przede wszystkim wynikiem procesu wyzwolenia od różnorakich schematów. Odd Beholder z dużą otwartością mówi o męskiej dominacji w branży muzycznej oraz rozmaitych aspektach kobiecości.

Sunny Bay to zestaw dziesięciu emocjonalnych i bardzo dojrzale zaaranżowanych piosenek osadzonych korzeniem w elektronicznych przestrzeniach o zdecydowanie ciemnych i niejednoznacznych odcieniach. Jednym z tego przykładów jest nagranie Olive Trees prowadzące siłą skojarzeń i dopieszczonym poziomem do szwedzkiego The Knife czy klasyków brytyjskiego dream popu Cocteau Twins. Wsłuchajcie także w electropopową opowieść w Disaster Movies czy instrumentalny Birds, rozpędzony Accept Nature z pulsującą linią basu, minimalistyczną, songwriterską i melancholijną balladę Sunny Bay. Odbądźcie też przejmujący lot w Transatlantic Flight okraszony przenikliwym klipem.


For english version scroll down

Łukasz Komła: Może zacznijmy od jakiegoś łatwego pytania. Czy naprawdę jesteśmy skazani za zagładę?

Odd Beholder: Tak. Zdecydowanie. Ale nie lękajmy się. Jesteśmy istotami śmiertelnymi, umrzemy tak czy inaczej. Więc tak naprawdę niepotrzebnie martwimy się o nasz koniec, ponieważ pewnego dnia, dla każdego z nas, świat przestanie istnieć. Ponieważ wiemy, że umrzemy, nie ma sensu panikować. Uważam, że miarą naszej dojrzałości jest snucie refleksji na temat spraw ostatecznych poprzez skierowanie swojej uwagi na to, co dla nas ważne i na uwielbienie tego, co kochamy.

Tak samo, gdy chcemy się skonfrontować z narastającym kryzysem ekologicznym. Tak, najprawdopodobniej nie uda nam się zatrzymać zmian klimatycznych, które zapewnią nam zdrową przyszłość. Prawdopodobnie większość zwierząt wyginie w ciągu najbliższych 30 lat.

Owszem, świadomość tych stwierdzeń powoduje u mnie wielki smutek. Ale także czyni mnie bardziej świadomą niespotykanego piękna natury. Gdy byłam młodsza, nie interesowały mnie za bardzo owady. Teraz traktuję je jak zwierzęta domowe, witam się z nimi i postrzegam jako zupełnie niezwykły fenomen. Są genialnymi i niedoścignionymi wytworami natury, wspanialszymi niż wynalazki, które wymyślili ludzie. Są cenne, a pozostają w dużym niebezpieczeństwie. Latające klejnoty. Moja świadomość destrukcji przyrody czyni mnie osobą, która jeszcze bardziej kocha świat, troszczy się o niego. Zupełnie odwrotnie niż z pieniędzmi – które są dla mnie coraz mniej istotne.

Czasami obserwuję ludzi, którzy kupują jakieś głupawe rzeczy i zastanawiam się: jak mogą przedkładać adidasy nad sowę? Od czasu, gdy nauczyłam się uważnie postrzegać świat roślin, zwierząt, grzybów, rzeczy materialne wydają mi się idiotyczne. Pomóc jakieś istocie żyć czy rosnąć jest zdecydowanie bardziej wartościowe niż kupowanie rzeczy martwych.

Jestem przekonana, że nie jesteśmy jeszcze zgubieni, jeśli pozwolimy sobie na doświadczanie śmierci naokoło nas. Śmierć jest bardzo dobrą nauczycielką życia. Uczy też, jak naprawdę poczuć, że żyjesz.

Odd Beholder
Odd Beholder – Sunny Bay, wrzesień 2021 | Sinnbus

Naprawdę podziwiam Twoją umiejętność osładzania gorzkich prawd. Robisz to, by łatwiej było cię słuchać rozmówcy, czy też jest to forma obrony samej siebie? Czy możesz to wyjaśnić?

Mam nadzieję, że nie wciskam ci jakiegoś przesłodzonego kitu. Byłoby to raczej obrzydliwe. Wręcz przeciwnie.

Pod powierzchnią cierpienia jest błogość, zrozumienie. Nie chcę wprowadzać ludzi w poczucie smutku. Chcę ich spotkać w ich smutku, pozostać z nimi w tym stanie dopóki, dopóty będzie ich mniej bolało. Doświadczyłam śmierci i cierpienia w moim życiu. Wielu z nas ich doświadcza, jako część naszej ludzkiej egzystencji. W naszej przesyconej reklamą kulturze zatraciliśmy zdolność do mówienia o stracie. Wierzymy, że musimy unikać smutku za wszelką cenę. Lecz zwłaszcza w ostatnim roku wielu z nas przychodzi to z trudem. Skoro nie możemy unikać smutku i lęku, powinniśmy się nauczyć go odczuwać i przeżywać.

Mam taką nadzieję, że moje utwory są przytulnym pokojem, w którym można medytować i poczuć się bezpiecznie. Potrzebujemy bezpiecznej przestrzeni, by skonfrontować się z czarnymi myślami, które gromadzimy w duszach. Oczywiście, mogę cię uraczyć jakimiś eskapistycznymi wyjaśnieniami. Uważam jednak, że eskapizm nie jest wystarczającą ani efektywną strategią życiową.

Na Twojej ostatniej płycie Sunny Bay postanowiłaś być obecna też w przestrzeni pisania i produkcji. Dlaczego to było tak istotne dla Ciebie, by wszystko wykonać samodzielnie?

Doprecyzuję: nie stworzyłam tego albumu zupełnie sama. Zaprosiłam do współpracy wielu artystów: Douglasa Greeda, Martina Schenkera, Michaela Anklina, Sirupa Gagavila, Christiana Kohlhaasa, Tima Wettsteina, Hannesa Biegera i Zino Mikorey’a.

Ty nawiązujesz do faktu, że zdecydowałam się ich zaprosić później w procesie tworzenia. Że napisałam i zaaranżowałam moje piosenki sama, zanim ich zaprosiłam.

Było dla mnie bardzo ważne dać sobie taką przestrzeń, ponieważ tym sposobem poszukuję mojego głosu, stwarzam swoją wizję. Jest ogrom dobrej muzyki. Co się liczy, to twoja artystyczna perspektywa, inaczej znikniesz. Żeby odnaleźć swoją perspektywę, potrzebujesz naprawdę dużo osobistej przestrzeni. To, co robisz, nie może być wytworem tego, co sądzą o tobie inni.

Wszystkie klipy towarzyszące projektowi zostały nakręcone z żeńską ekipą i obsadą. Nie sądzę, żebym musiał pytać dlaczego, ale czy możesz mi powiedzieć, jak wyglądało to doświadczenie, powiedzmy, w porównaniu do pracy w przeszłości z załogą wyłącznie męską lub mieszaną?

W pierwszej kolejności pozbądźmy się paru rzeczy: to nie genitalia czynią kogoś mężczyzną lub kobietą. Praca z całkowicie kobiecą załogą może być dokładnie taka sama jak praca z mężczyznami; kobiety mogą być tak samo racjonalne, techniczne, skoncentrowane, bezwzględne, zaciekłe, zorientowane na cel, lojalne, konkurencyjne i brutalnie uczciwe jak mężczyźni. To wielka fantazja, ​​gdy tylko kobiety spotykają się twórczo, wówczas otwiera się ta waginalna, magiczna, szalona, ​​zmysłowa, emocjonalna przestrzeń.

Rzeczywistość jest taka: miałam trzy różne doświadczenia z trzema różnymi żeńskimi załogami. Niektóre z kobiet, z którymi pracowałem, były dość męskie, jeśli tak to nazwiemy. A niektóre od razu zwabiły mnie do swojego emocjonalnego i zabawnego świata. Kochałam to. Potrzebuję tego więcej.

Chciałam pracować z żeńskimi ekipami, ponieważ nigdy wcześniej nie pracowałam z kobietami na tym stanowisku. Być może zbyt szybko przeczytałam to zdanie, aby w pełni zrozumieć jego wagę. Pamiętaj, że w mojej poprzedniej odpowiedzi wymieniłem tylko muzyków płci męskiej. Wątpię, czy mężczyzna rozumie, jak to jest, gdy jesteś kobietą pracującą w przestrzeni bardzo mocno zdominowanej przez mężczyzn. Tylko 2% wszystkich producentów to kobiety. To zdecydowanie za mało.

Jeśli to czytasz i jesteś mężczyzną, wyobraź sobie: Jak byś się czuł w całkowicie kobiecym świecie muzyki? Czy nie byłoby to dziwne? Czy nie byłbyś cały czas świadomy swojego ciała? Czy nie poczułbyś się skrępowany, gdy zauważysz, że jesteś wyższy od pozostałych? Mniej miękki? Bardziej kwadratowy? Twój głos jest za głęboki? Mężczyźni mają tendencję do myślenia, że ​​to erotyczna fantazja, bycie nieustannie otoczonym przez płeć przeciwną. Ale prawda jest taka, że ​​często wydaje się to dziwne, ponieważ chcesz być taka jak wszyscy inni. Zaczynasz szukać kąta, w którym możesz stanąć i spleść ręce przed klatką piersiową. Zamykasz usta, zaczynasz czuć się niepewnie.

Odpowiadając na twoje pytanie: Praca z kobietami była jak praca z ludźmi, którzy nie traktowali mnie jak kobietę. Te kobiety to osoby wychowane w tej samej kulturze co ja. I choć ich odpowiedź na tę edukację jest inna, wciąż odnoszą się do tego samego doświadczenia.

Mężczyźni są bardzo przyzwyczajeni do swojej kultury. A ponieważ jest to kultura dominująca, zapominają, że kobiety wychowywane są w innym systemie, w innej kulturze niż oni. Nie wyznajemy automatycznie tych samych wartości, nie uważamy automatycznie, że męska kultura jest wspaniała.

Ludzie, którzy podpisują się pod męskością, mają skłonność do podporządkowywania się ideologiom, koncepcjom i paktom. Są gotowi wziąć odpowiedzialność i władzę. Czasem kultywują żołnierskie zachowania, a w razie potrzeby szykują się na uderzenie.

Mężczyźni zawsze są gotowi, wyposażani, wykwalifikowani i wyszkoleni. Czasami mi się to podoba, ale zazwyczaj ci ludzie są dość sztywni i zamknięci. Czasami kultura męska wydaje się bardzo uzbrojona, przeraża mnie to. Wierzący w męskość skupiają się na zewnętrznych wartościach. Niekiedy mają niewielką świadomość, jak pielęgnować i chronić zdrowie psychiczne. Unikają słabości (a więc czasem także czułości). Są przyzwyczajeni do przemocy i władzy, a w głębi duszy mają tendencję do myślenia, że ​​jest to sposób na życie. Okrywają swoje uczucia sarkazmem i są nieustannie przygotowywani do walki. Są podatni na szeregowanie i hierarchizację.

Mężczyźni muszą wszystko rozgryźć, dlatego czytają dogłębnie o każdym urządzeniu, tak jakby muzyka była tylko w urządzeniach. Tyle razy mówiono mi w studiu: „Nie możesz tego zrobić, nie możesz tego zrobić” – jak gdyby muzyki nie można było przełamać pomysłem.

Ważne jest, aby pamiętać, że dotyczy to osób, które wyznają męskość, zamiast wierzyć w ludzi. Nie chodzi o „wszystkich mężczyzn”, mam na myśli męską kulturę, a nie męską naturę. Dorastałam na wsi i chłopcy byli tam bici, jeśli byli „zbyt miękcy, zbyt dziwni” – dlatego mężczyzn, którzy nie wyznają męskości, trudno jest znaleźć w miejscu z którego pochodzę.

Po prostu potrzebuję zmiany tej kultury. Potrzebuję tylko trochę powietrza.

Czy możesz sobie wyobrazić otwarcie przestrzeni na współpracę z artystami płci męskiej?

To dziwne pytanie, ponieważ z mojego punktu widzenia wszystko, co kiedykolwiek robiłam, to była współpraca z artystami mężczyznami. Ale jak tylko otwarcie mówię, że chcę pracować z kobietami, mężczyźni zaczynają mi mówić, że czują się wykluczeni. To mnie naprawdę zastanawia, ponieważ obiektywnie to mój gatunek jest wykluczony w tym biznesie. Spójrz na liczby.

Nie chcę przestać pracować z mężczyznami. W rzeczywistości jest bardzo prawdopodobne, że będę nadal pracować z mężczyznami. Najważniejszy jest dla mnie artyzm i charakter.

Ale to prawda, pragnę znaleźć nowe środowisko do nauki. Chcę podążać nową ścieżkę artystyczną, poczuć nową atmosferę. Jeśli jesteś człowiekiem kreatywnym, który chce odkrywać, pielęgnować i opiekować się przyrodą tak jak ja – współpracujmy.

Mogę być twoim mężczyzną, jeśli ty możesz być moją kobietą. Po prostu załóż swoją najlepszą sukienkę, otwórz serce, wyperfumuj się, przynieś mi kwiaty – i jestem cała twoja. Zagrajmy! Jesteś bezpieczny, jeśli poradzisz sobie z byciem bezpiecznym.

Odd Beholder
Odd Beholder, fot. mat. prasowe

Ponieważ masz do czynienia z idiomem muzyki pop, co jest dla ciebie ważniejsze, słuchowa przyjemność odbiorcy czy fakt, że naprawdę to rozumie? Podejrzewam, że oba czynniki. Ale czy można tak skalibrować muzykę, aby była dostarczana do dwóch stron?

To tak, jakby zapytać, czy ważniejsza jest przyjemność mojego kochanka, czy moja własna przyjemność. Tak jak powiedziałeś: chcielibyśmy myśleć, że trafia do obu sfer. Czerpiemy przyjemność z wzajemnej przyjemności.

I podobnie jak w seksie, nie chodzi o przepisy. Magiczny seks to coś, co ma związek z prawdziwą obecnością, słuchaniem i uważnością. Z połączeniem. Niestety nie wiem, jak zadowolić słuchacza. Mogę próbować różnych rzeczy, kiedy piszę piosenki, słucham ich i zadaję sobie pytanie: Jak to jest? Czy bym tego chciał? Na pewno szukam kopa podczas pisania piosenek.

Ale trzymam swoje fantazje na wodzy. To, co chcę osiągnąć, to nie naciskać jakichś przycisków. Nie lubię żyć w świecie, w którym szufladkuje się ludzi. W naszej kulturze jest tak wiele stymulacji dla samej stymulacji. Nudzi mnie to. Mam nadzieję, że ludzie, do których kieruję przekaz, potrafią odróżnić piosenkę, która po prostu chce się sprzedać, od piosenki, która faktycznie coś odkrywa.

Cieszę się, że wciąż jestem zaskoczona tym, jak odbiorcy naprawdę myślą o moich piosenkach. Czasami jestem nawet zakłopotana, kiedy gram moje utwory na żywo. Myślę, że to dobry znak, mimo to czuje się z tym kiepsko – oznacza to, że stawką jest coś uczciwego. Nie tworzę popu, bo lepiej się sprzedaje, lecz dlatego, że grając go pozostaje w zgodzie z samą sobą.

Przede wszystkim muzyka jest kwestią konsensusu; jeśli słuchacz mnie odrzuca, jestem zdana na siebie. Jeśli słuchacz mnie wpuści do siebie, to jest szansa, że ​​przeżyjemy jakieś połączenie.

Teraz, gdy płyta jest skończona, jakie to uczucie? Czy odkryłaś coś w tej muzyce, teraz, kiedy możesz ją usłyszeć z odrobiną dystansu?

Brakuje mi moich dem. Dema są jak dzieci, takie wątłe, niezdarne i piękne. Teraz moje piosenki urosły i wyszły z domu. Są teraz nastolatkami, wychodzą na świat, żeby się zranić, przespać, upić, zmądrzeć. Robią teraz swoje i naprawdę się o nie martwię. Przesiadują na podwórku i są zbyt głośne dla sąsiadów. Są na zewnątrz, nie mogę ich dłużej trzymać, nie mogę ich chronić, nie mogę ich powstrzymać. Zastanawiam się, co powiedzą mi o świecie, kiedy odwiedzą mnie w przyszłości.

Co dalej z Odd Beholder?

Przebywanie w studiu to jak bycie larwą. Czuję się jak gąsienica, która przeszła wyczerpującą przemianę. Właśnie zostawiłam kokon i jedyne, czego chcę, to pielęgnować rany i odespać całe to zamieszanie. Ale myślę, że teraz jestem ćmą. Ćmy muszą latać tak długo, jak długo trwa noc – grając koncerty tak długo, jak tylko mogę. Poznawać ludzi, zaczerpnąć trochę powietrza i zabrać muzykę ze sobą.

________________________________________________________________________

English Version

Łukasz Komła: Maybe let’s start with a light one. Are we really doomed?

Odd Beholder: Yes. Absolutely. But fear not.

We’re mortal beings and we are going to die, one way or another. So, technically, it is futile to worry about the end of the world because for each one of us, someday, the world will definitely end. But just because we know that we have to die we don’t panic every day – I think a mature way to reflect about our own finality is to focus on the things that matter to us and to cherish what we love.

The same is true if we want to face the looming ecological crisis: Yes, it is likely that we won’t manage to limit climate change to a scale that ensures a healthy future. Yes, it is likely that the majority of animals will go extinct in the next 30 years.

That makes me really sad. But it also makes me more aware of the insane beauty of nature. I didn’t care that much about insects when I was younger. Now I am greeting the bugs like pets, I have begun to see them like a very astonishing phenomenon. They’re genius little machines that nature invented, still much better than every robot we have ever built. They are precious, precarious. Flying jewels. My awareness for the destruction of nature makes me love the world a lot more, makes me care a lot more. Money on the other hand means less and less to me.

I sometimes look at people who are shopping for silly things and I wonder: How can you choose a sneaker over an owl? Sneakers seem dull and silly to me now that I have learned to really perceive fungi, plants and animals. It is so much more fulfilling to help something live and grow than to buy dead items.

I am convinced that we aren’t doomed if we let ourselves be touched by the dying all around us. Death is a very good teacher. It teaches you about life, it teaches you how feel alive.

I really admire your ability to sugar-coat bitter truths. Is the reason for doing this a need to make it easier on the listener or is it a way to protect yourself? Can you explain?

I hope I don’t sugar-coat shit. That would be rather awful. I want it to be the other way round.

Beneath the surface of suffering, there is bliss, there is enlightenment. I don’t want to trick people into sadness. I want to meet them in their sadness and stay there a while with them, breathe with them, until it hurts a little less.

 I have seen death and suffering in my life. A lot of us have, it is part of the human journey. But in our advertisement fuelled culture, we have lost the ability to speak about loss. We believe that we have to avoid sadness at all cost; but especially in the last year, many of us found that harder and harder to do. If we can’t avoid the sadness and the fear, we need to learn how to feel it, process it.

I hope that my songs are a cozy room where you can meditate, where you can feel safe. You need a safe space to face the dark shit that has collected in your soul. But I can’t provide you with another round of escapism. Escapism isn’t a sustainable strategy.

With this record you reclaimed the writing and production space. Why was this so important to you, to do everything by yourself?

To clarify: I didn’t do the album all by myself. I made a lot of musical encounters on this album – I worked with Douglas Greed, Martin Schenker, Michael Anklin, Sirup Gagavil, Christian Kohlhaas, Tim Wettstein, Hannes Bieger and Zino Mikorey.

But what you are referring to is the fact that I decided to invite them later in my process – I have written, defined and arranged my songs on my own before I invited them.

It is very important to me to claim that space more and more because what I do is about finding a voice and conceiving a vision. There is an abundance of good music. Your artistic perspective matters, otherwise you get lost. You need a lot of headspace to find your own perspective.

What you do can’t be about everybody else’s idea of you.

All of the videos accompanying the project were shot with an all-female crew and cast. I don’t think I have to ask why, but can you tell me what this experience was like, say compared to to working with an all-male or mixed crew in the past?

To get that out of the way first:  It’s not the genitals that make someone male or female. Working with an all-female crew can feel exactly the same like working with men: Women can be just as rational, technical, focussed, ruthless, fierce, goal-oriented, loyal, competitive and brutally honest as men. It’s a grand fantasy that as soon as women meet creatively, it opens up this vaginal, magical, crazy, sensual, emotional space.

The reality is: I have had three different experiences with three different female crews. Some of the women I worked with were pretty masculine if you want to call it that. And some immediately lured me into their emotional and playful world. I loved that. I need more of that.

I’ve wanted to work with female crews because I haven’t ever worked with women in this capacity before. You may have read that sentence too quickly to fully understand the weight of it. Remember I have only listed male musicians in my last answer. I doubt a man understands how it feels if you are a woman working in a field where everyone else is male. Only 2 % of all the producers are female. That’s way too little.

If you are reading this and you are a man, imagine: How would you feel in an all female music world? Wouldn’t it feel odd? Wouldn’t you be aware of your body all the time? Wouldn’t you feel self conscious when you notice that you are taller than everyone else? Less soft? More square? Your voice too deep? Men tend to think that it’s an erotic fantasy, being constantly surrounded by the opposite sex. But the truth is, it often just feels weird because you want to be like everyone else. You start looking for a corner to stand in, you start crossing your arms in front of your chest. You shut your mouth, you get insecure.

So to answer your question: Working with women felt like working with people that didn’t treat me like a woman. These women are people that have been raised in the same culture like me. And even though their answer to that education differs, they still refer to the same experience.

Men are so used to their culture. And because it is the dominant culture, they tend forget that women are raised in a different system, in a different culture than them. We don’t automatically subscribe to the same values, we don’t automatically think male culture is great.

People that subscribe to masculinity are prone to subject themselves to ideologies, concepts and contracts. They are ready to take responsibility and power. Sometimes they cultivate soldier behaviours, they ready themselves to take a hit if necessary. Masculine people are always so ready, so equipped, so skilled and trained. I sometimes like that, but most of the time these people are also quite stiff and closed up.

Sometimes, masculine culture feels very weaponised, it creeps me out. Believers in the masculine are focussed on values outside of themselves. Sometimes they have little knowledge how to nurture, how to protect mental health. They avoid weakness (and therefore sometimes also tenderness). They are used to violence and power and deep down, they tend to think it’s the way of the world. They coat their feelings with sarcasm and are constantly prepared for a fight. They are prone to fall for ranks and hierarchy.

Masculine musicians need to have it all figured out, that’s why they read everything about every device, as if music was about devices only. I’ve been told so many times in the studio: „You can’t do this, you can’t do that” – as if you could somehow break music with an idea.

It’s important to remember this applies to people that subscribe to masculinity, not men. It’s not „all men“, because the point is male culture, not male nature. I grew up in a rural place and people with a penis get beaten up if they are „too soft, too weird“ – that’s why men that don’t subscribe to masculinity are hard to find where I come from.

I just need a change from that culture. I just need some air.

Could you imagine ever opening up the space for collaborating with male artists?

This is a weird question because from where I stand, all I have ever done in my life is collaborating with male artists. But as soon as I openly say that I wish to work with women, men start to tell me that they feel excluded. That really puzzles me because objectively, it is my kind that is excluded in this business. Look at the figures.

I don’t want to stop working with men. In fact, it is highly likely that I will continue to work with men. It’s the artistry and the character that matters most to me.

But it’s true, I yearn to find a new learning environment. I want a new soundtrack, a new vibe. If you are a man and you, too, want to explore the nurturing, weird world of care, creativity and growth – let’s collaborate.

I can be your man if you can be my woman. Just wear your nicest dress, open your heart, wear perfume, bring me flowers – and I am all yours. Let’s play! You’re safe if you can handle being safe.

Because you are dealing with the pop music idiom, what’s more important to you, the listener’s aural pleasure or the fact that they really get it? I would think both! But is it possible to calibrate the music to deliver on both accounts?

That’s like asking if the pleasure of my lover or my own pleasure is more important. Just as you said: We’d like to think it’s both. We take pleasure in each other’s pleasure.

And like in sex, it’s not about recipes. Magical sex is something that has to do with really being present, with listening and leaning in. With connection. Unfortunately, I don’t know how to please my listener. I may try different things when I am writing songs, I listen back to it and ask myself: How does it feel? Would I like that? I am looking for kicks when writing songs, that’s for sure.

But I keep my power fantasies at bay. What I want to achieve is not to push some buttons. I don’t like to live in a world where people have buttons. There is so much stimulation for stimulation’s sake in our culture. It bores me. I hope the people that I try to call can tell the difference between a song that just wants to sell itself and a song that actually explores something.

I am glad that I am still surprised about how listeners actually feel about my songs. I am sometimes even embarrassed when I play my songs live. I think that’s a good sign even though it feels shitty – it means that something honest is at stake here. That I’m not doing pop music because it sells better, I’m doing it because I am just that plain.

Above all, music is a consensual thing: If the listener shuts me out, I’m on my own. If the listener lets me in, there’s a chance we experience a communion.

Now that the record’s out, how’s it feel? Did you discover anything about this music, now that you could hear it with a little bit of distance?

I miss my demos. Demos are like children, so frail, clumsy and beautiful. Now my songs have grown tall and left the house. They’re teenagers now, they’re out in the world to get hurt, get laid, get drunk, get wise. They do their thing now and I am really worried about them. They hang out in the yard and are way too loud for the neighbours. They are out in the open, can’t keep them in any longer, can’t protect them, can’t hold them back. I wonder what they will tell me about the outside world when they visit me the next time.

What’s next for Odd Beholder?

Being in the studio is like being a larvae. I feel like a caterpillar that went to through an exhausting transformation. I just left the cocoon and all I want to do is to nurse my wounds and sleep the confusion off. But I guess I’m a moth now. Moths gotta fly as long as the night lasts – play shows as long as I can. Meet people, get some air, get the music out there.

*Współpraca przy tłumaczeniu / Collaboration in translation: Joanna Król

Strona Odd Beholder »
Profil na Facebooku »
Profil na BandCamp »
Strona Instagram »
Strona Spotify »
Strona Sinnbus »
Strona Facebook Sinnbus »







Jest nas ponad 16 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy