Wpisz i kliknij enter

Carl Taylor – True Faith

Wiara w techno.

Ten pochodzący z brytyjskiego Doncaster młody producent zadebiutował cztery lata temu – i w ciągu tego czasu zdobył na tyle dobrą markę na angielskiej scenie klubowej, że jego dwunastocalówki publikowały takie wytwórnie, jak Advanced, Bugged Out czy Dust Science (przerabiał The Black Doga). Największe sukcesy przyszły jednak dopiero w zeszłym roku. Dwa single – „Perplexer” i „Only U” – na których znalazły się ciekawe remiksy Orlando Voorna i Marka Brooma, trafiły do setów wielu znanych didżejów sprawiając, że o angielskim twórcy zrobiło się głośno. Nic więc dziwnego, że postanowił on kuć żelazo póki gorące – i rozpocząć nowy sezon albumem zatytułowanym „True Faith”.

Bardzo to różnorodny materiał. Taylor zaczyna od „Lost Memories” – głębokiego techno kontrastującego twardy podkład rytmiczny w stylu Downwards z onirycznymi syntezatorami i melodyjnie dźwięczącym loopem. Podobne brzmienia znajdujemy dopiero w umieszczonym pod koniec płyty „EC3”. To jeszcze bardziej bezkompromisowe granie oparte na surowych efektach o niemal industrialnym tonie – wpisane jednak w mocno rozmarzone tło. Wcześniej dostajemy jeszcze „Chordial Link” – pomysłowo zrealizowane dub-techno, którego głównym elementem jest perlista partia subtelnego piano.

Większą część albumu zajmuje jednak podawany na różne sposoby energetyczny house. Najciekawsze efekty Taylor osiąga, kiedy stosuje twarde bity o chicagowskim rodowodzie, zestawiając je z bardziej przyjaznymi elementami – melodyjnymi zagrywkami na syntezatorze i gęsto tkanymi podkładami tworzącymi nocny klimat całości. Tak dzieje się chociażby w „Only U” czy „Violet” przywołujących wspomnienie ciepłych produkcji Glenna Undergrounda. Kiedy indziej brytyjski producent sięga po bardziej euforyczne granie – wtedy powstają chwytliwe utwory w stylu „Edge Of Forever” albo szorstkie nagrania jak „Onyx”, odbijające echem dawne dokonania innych mistrzów z Chicago – Boo Williamsa czy Paula Johnsona.

Najlepiej wypada jednak w tym towarzystwie nawiązanie do detroitowego grania w stylu Inner City. To przebojowy „Orbit”, który można postawić w jednym rzędzie z późniejszymi hitami duetu Kevina Saundersona w rodzaju „Praise” czy „Back Together Again” z początku lat 90. Świetne wrażenie robi też jedyna w tym zestawie kompozycja w stylu electro – „Guiding Light”. Taylor zestawia w nim mechaniczny podkład rytmiczny z przejmującymi brzmieniami wywiedzionymi z IDM-u, uzyskując efekt rodem z najlepszych produkcji Juana Atkinsa. Ciekawostką jest również „Perplexer” – to masywny breakbeat sięgający do czasów, kiedy w Anglii królował UK hard core, a Jack Dangers firmował swym projektem Meat Beat Manifesto takie killery, jak „Radio Babylon” czy „Psyche-Out”.

Niedługa to płyta – ale niezwykle przyjemna w swej różnorodności podkreślającej wysokie umiejętności producenckie swego autora. Właściwie szkoda, że ukazuje się tylko w wersji cyfrowej – to jednak medialnie ciągle mniej wartościowy nośnik niż tradycyjny winyl czy kompakt.

EPM Music 2012

www.epm-music.com

www.myspace.com/epm_london

www.myspace.com/carltaylor43







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
formalina
formalina
12 lat temu

co do nosnika zgadzam się w stu procentach – takie czasy , jedyny plus nosnika to to ze nakład sie nie wyczerpie 😉 , dzięki za reckę ,

ps . dzięki za podsumowanie noworoczne, dobre , naprawdę,
trzymaj pawle kurs lubię twoje recenzje , większość to naprawdę fajne płyty w szczególności wielkie dzięki za boo williamsa – milowa house płyta
pozdrawiam.

Polecamy