
Na oficjalnej stronie internetowej Hacker Farm możemy odnaleźć mini manifest, który zawiera m.in. następujące słowa „Hałas był już przed punkiem. Hałas był już przed rock’n’rollem. Hałas był od zawsze, szumiący w naszych uszach. Był i jest częścią dumnego rodu artystów, przejawiał się w twórczości dadaistów, futurystów i wielu innych kręgach. Hałas jest wieczny. Jest ścieżką dźwiękową naszego przemysłu, naszych miast, naszego gniewu i naszych marzeń”. I rzeczywiście powyższy cytat mówi wiele o muzyce tworzonej przez dwójkę Brytyjczyków.
Kek-W i Stephen Ives podchodzą do sprawy dość radykalnie, zgodnie z punkową zasadą DIY (do it yourself). Korzystają z ręcznie lutowanych sprzętów, instrumentów oraz przestarzałej technologii, którą zmodyfikowali w domowym zaciszu. Ich album można (uwaga!) kupić w wersji dyskietkowej (10 x 1,4 mb) w eleganckim opakowaniu ukrytym w nie mniej eleganckim pokrowcu oraz w bardziej „tradycyjnych” formatach. „UHF” to ponad pięćdziesięciominutowa wyprawa w mroczny, postapokaliptyczny świat, w którym nie pozostał najmniejszy ślad po rodzaju ludzkim. Na krajobraz składają się jedynie szarerozbite części nieznanych maszyn, ruiny wielkich elektrowni, migające słabym światłem reflektory uziemionych pojazdów powietrznych, które kiedyś z gracją poruszały się w przestworzach. Nie jest to ziemia do końca martwa i jałowa. Niektóre z maszyn i robotów ciągle działają, ale wypluwają z siebie jedynie serie bezsensownych komend i obliczeń, trwając w tym stanie brz najmniejszego sensu i celu.
Hacker Farm wiedzą doskonale jak stworzyć przepełnioną niepokojem atmosferę, która osiada gęsto na naszej wyobraźni, przedzierając się do najbardziej niedostępnych i mrocznych rejonów umysłu. Większości kompozycji brakuje melodii, a kiedy się już ona pojawi, brzmi jak zdezelowana, powykręcana przez cybernetycznego demona intonacja. Szumy, trzaski, pikania, dudnienia czy odgłosy zardzewiałej huśtawki i powyrywanych kabli stanowią clue tego albumu. Nad tymi nerwowymi, surowymi strukturami unosi się kobiecy, przetworzony głos, krytykujący bezlitośnie cywilizację, kapitalizm i człowieka. Hacker Farm w swoich poczynaniach są cholernie przekonujący. Abstrakcyjne konstrukcje zachwycają i budzą respekt. Mamy ochotę podziwiać je raz za razem. Jeżeli tylko oddacie się w całości tej muzyce, odkryjecie miejsca, o których istnieniu balibyście się choćby pomyśleć.

Rzecz niezła, chociaż moim zdaniem mogłaby być znacznie lepsza. W utworach brakuje mi nagrań „polowych” z zarejestrowanymi prawdziwymi odgłosami maszyn. Za to za dużo jest na tej płycie ludzkich głosów — kłóci się to z próbą przedstawienia świata posthumanistycznego (chociaż to chyba złe określenie). Jakieś urwane transmisje radiowe krążące w eterze, jakieś urywki nagranych wcześniej wystąpień, odtwarzane przez maszyny wciąż i wciąż, aż do wyczerpania zapasów energii elektrycznej — to bym jeszcze zrozumiał.
Ogólnie muzyka (?) na „UHF” przypomina nieco Conrada Schnitzlera i jego kompilację „Charred Machinery” przetworzoną przez The Future Sound Of London, a to całkiem dobra rekomendacja.
PS. Intrygująca okładka. Przypomina kadr z nagrania kamery zamontowanej w samonaprowadzalnym rakietowym pocisku balistycznym.
Bezbłędny znak czasu!! 100 lat po sztuce hałasu Russolo i 80 po socjologii maszyny Pounda powstaje postindustrialny, postapokaliptyczny… post-szum? Ale genialny!!! Słyszałem tylko 3 kawałki i jestem zachwycony wizjonerstwem. Każdy z tych numerów można by spokojnie dedykować kolejnym miłośnikom rizomatyki, simulacrów, pustyni signifiants 🙂