Ja nie biorę Hery, ale jej słucham.
W tym momencie uważam, a jeszcze trochę zostało do końca 2013, że jest to naprawdę dobry rok dla polskiej muzyki. Po świetnych płytach, jak choćby duetu Mikrokolektyw czy psychodelicznych wizjach Kuby Ziołka ze Starej Rzeki, w sierpniu nadszedł czas na kolejnego mocnego zawodnika z tego roku, gdyż ukazał się nowy krążek Hery – „Seven Lines”.
Zespół założył w 2009 r. Wacław Zimpel, klarnecista i kompozytor. Debiutancka płyta z 2010 r. spotkała się ze świetnym przyjęciem. Rok później wydany album „Where My Complete Beloved Is” trafił do wielu corocznych podsumowań w Polsce i za granicą.
Trzeci longplay „Seven Lines” to zapis koncertu jaki miał miejsce podczas Krakowskiej Jesieni Jazzowej w 2012 r., z gościnnym udziałem Hamida Drake’a – jednego z najwybitniejszych perkusistów sceny avant-jazzowej i muzyki improwizowanej. Jego styl grania zbudowany jest na wielu kulturach muzycznych, od wpływów afro-kubańskich, karaibskich, indyjskich, po użycie afrykańskich instrumentów perkusyjnych.
Podstawowy skład Hery (Zimpel, Postaremczak, Wójciński, Szpura) na „Seven Lines” został wzbogacony też o gitarę Raphaela Rogińskiego i lirę korbową Macieja Cierlińskiego. I to właśnie partia liry korbowej rozpoczyna ten niezwykły koncert w utworze „Sounds of Balochistan”. Następnie całość zmienia się w żywiołowy afrykańsko-marokański trans. W połowie nagrania pojawia się mistrzowskie solo na gitarze Rogińskiego, niczym jak połączenie gitary Ali Farka Touré z korą Toumani Diabaté. Kluczowe dla Hery jest osadzenie muzyki na przeróżnych rytmach i wymownych dialogach pomiędzy instrumentami dętymi. Co ważne, po każdym utworze słychać entuzjastyczne oklaski ze strony publiczności. Nie lubię, kiedy z płyt koncertowych robi się płyty studyjne. Całe szczęście na „Seven Lines” czuć w pełni atmosferę występu na żywo.
Jęczący klarnet Zimpla w duecie z krzyczącym saksofonem Pawła Postaremczaka otwierają „Roofs of Kyoto”, gdzie rozgrzana do czerwoności improwizacja przeradza się w ciszę, która zwiastuje nadejście rozmowy na dwie perkusje; w prawym kanale słyszymy Pawła Szpure, a w lewym Hamida Drake’a. Niesamowite, jakby grali razem od wielu lat. Z kolei kontrabas Ksawerego Wójcińskiego nadaje na niskich i głębokich rejestrach oraz buduje wyjątkowe napięcie.
Klimat tybetańskiej świątyni odnajdziemy w fantastycznej kompozycji „Temples of Tibet”. W tym nagraniu możemy usłyszeć jak doskonałym jest też wokalistą Drake, przygrywający sobie na instrumentach perkusyjnych. Jego głos jest naznaczony kulturą Tybetu, Indii oraz wpłyem śpiewaków gardłowych z Tuwy (m.in. Alash Ensemble). W kilka chwil zespół Hera zdołał mnie przetransportować z okolic Himalajów w sam środek rozżarzonej plemiennej gonitwy rytmów rodem z Afryki, po czym egzotyczne dźwięki klarnetu i saksofonu kołyszą z nostalgią bliską Maroka. W końcu sam już nie wiem, gdzie jestem.
Utwór „Afterimages” zaczyna się niesamowitą partią klarnetu Wacława Zimpla, inicjującą wyraźny sygnał do wspólnej gry. Raphael Rogiński doskonale uzupełnia repertuar swoją gitarą i w „Afterimages” staje się rasowym muzycznym Tuaregiem – pustynny blues przeradza się w rozimprowizowaną machinę. Muzycy z łatwością mieszają rozjuszony jazz, dodając do niego to, co najlepsze z kultury Afryki. Myślę, że dobrze wypadłby w „Afterimages” gitarzysta Bombino w duecie z Rogińskim.
Hera na sam koniec zagrała kilkuminutową miniaturę „Recalling Ring”, która jest interpretacją tradycyjnej pieśni rosyjskiej „Och da usz ty da li czo…”.
Płyta „Seven Lines” należy do tych, gdzie każda sekunda jest ważna oraz w żadnym wypadku nie da się przewidzieć tego, co się wydarzy za chwilę. Z Herą byście nie zagrali w zgadywankę pod tytułem „Jaka to melodia?”. Album „Seven Lines” pokazał kolejne oblicze tej grupy. Pokuszę się o stwierdzenie, że to najlepszy w Polsce zespół muzyków improwizujących, stojący w jednym rzędzie z wrocławskim Mikrokolektywem. Hera udowadnia, że nie zna słowa bariera, bo wciąż szuka różnych brzmień i rozwiązań. Grupa wytarła znaczenie pojęcia granicy w muzyce jazzowej. Zawsze poszerza swój podstawowy skład o niezwykłych muzyków, co jest wielkim atutem. Warto podkreślić, że to Wacław Zimpel odpowiada za aranżacje i konsekwentnie ucieka od monotematycznych wypowiedzi. Krążek „Seven Lines” to mój pewniak do zestawienia najlepszych płyt 2013 r. Zespół Hera jest jak narkotyk (czytaj muzyka) w najczystszej postaci, dawkujcie ile wlezie, paść jedynie może wasz odtwarzacz. W moim sprzęcie laser już wydaje się być na wykończeniu.
08.08.2013 | Multikulti
Moja ocena: 5/5
Multikulti »
Strona Wacława Zimpla »
Profil na Facebooku »
Słuchaj na Soundcloud »
Na żywo ten materiał musiał świetnie wyglądać, kawałek doskonałej zabawy, improwizacji. Dzięki za recenzję.
Po przesłuchaniu „Afterimages” stwierdzam że póki co, to brak muzykom proporcji sztuki do hałasu.. No ale słabo kontrolowane improwizacje tak skutkują… Przypomina mi to grupkę dzieciaków w szkole z których każdemu wydaje się że ma rację…. I musi to głośniej zaznaczyć 😉 Między 8 a 11 minutką jest to prawdziwy koszmar .. pozostałe fragmenty jak najbardziej do zaakceptowania.