Burkhard Stangl domalowuje kolejne sekwencje do niedokończonych obrazów Williama Turnera.
Przyznam, że nie znałem Stangla od tej strony. Na płycie „Unfinished. For William Turner, painter” pojawiło sie dużo spokoju i ciszy. Główną inspiracją dla austriackiego artysty są prace malarza Williama Turnera (1775 -1851). – W 2003, w Londynie w Tate Britain oraz Tate Gallery po raz pierwszy zobaczyłem na żywo obrazy Williama Turnera. Zostałem przytłoczony ilością jego niedokończonych prac i byłem pod wielkim wrażeniem ciszy, jaka wyłaniała się z jego prac – pisze Burkhard Stangl.
Niezwykły sposób ekspozycji prac Turnera prezentuje National Gallery w Dublinie. W okolicach Nowego Roku jedna z sal jest zarezerwowana, aby pokazać wybrane akwarele Turnera. Obrazy są wystawiane jedynie w styczniu, kiedy promienie słoneczne nie są jeszcze tak intensywne i nie spowodują dużego uszczerbku, a jest to możliwe w przypadku tak delikatnych obrazów. Do dnia dzisiejszego, pomimo postępów w kwestii sztucznego oświetlenia pomieszczeń muzealnych, galeria kontynuuje swoją tradycję. Dlatego ta forma prezentacji dostarcza widzowi wyjątkowo intymnej atmosfery, dzięki niej te niezwykłe obrazy nie są zblazowane halogenami czy tym podobnie oślepiającymi strumieniami sztucznych promieni. I właśnie taka jest muzyka Stangla, nie zaśmiecona, a przy tym brzmi niesamowicie intymnie.
Ciężko też uwierzyć, że kompozycje wypełniające album zostały nagrane na żywo w trzech różnych miejscach. Na krążku mamy dwa długie utwory i jeden krótszy. W całości swój materiał Stangl oparł o brzmienie gitary oraz eksperymenty z taśmami (elektronika i nagrania terenowe). Płytę otwiera „Unfinished (mellow, waiting, longing,)”, w którym gitarowe flażolety, przemieszane z pojedynczymi akordami wywołują poczucie wyobcowania i słuchacz jest świadom, że przez te kilkadziesiąt minut będzie miał możliwość dorysować kilka kresek do swoich własnych obrazów powstających pod powiekami. Wyjątkowo minimalistyczna elektronika z gęstym i usypiającym tłem.
Na pewno po longplay muszą sięgnąć miłośnicy Fennesza, nie ma w tym nic dziwnego, bo obaj muzycy znają się od 1980 r., kiedy to razem uczęszczali na wspólne wykłady z muzykologii i etnologii na Uniwersytecie w Wiedniu. Istotne jest to, że drugie nagranie „Unfinished – sailing” powstało właśnie w studiu Fennesza. Utwór został nagrany bez żadnych cięć i studyjnych zabiegów. Znowu to gitara Stangla okraszona delikatnym efektem delay, rozproszonym pośród odgłosów ptactwa, doprowadza mój umysł do stanu przyjemnej lekkości. Zaledwie trzy minutowe „Unfinished – ending” zamyka całość i na pewno nie jest to zamknięcie jakiejkolwiek z prac Turnera. Nagrania Stangla mogłyby trwać bez końca.
W istocie rzeczy otrzymaliśmy obrazy Turnera ubrane w dźwięki. Powstał swego rodzaju soundtrack do niedokończonych prac malarza. Stangl przygotował piękną, poetycką muzykę, z gitarą w ręku, z dużą porcją ciszy i spokoju, ukrytą pod wielowarstwową i przesiąkniętą dronami elektroniką, będącą świetnym podkładem dla intymnych i mrocznych dźwiękowych pejzaży Stangla. Myślę, że muzyka idealnie zabrzmiałaby właśnie w przestrzenie sali National Gallery w Dublinie, gdzie prace Turnera nabrałyby dodatkowego kolorytu, dzięki ciepłu płynącemu z gitary Stangla.
14.11.2013 | Touch
Dobra rzecz. Na liście „do zakupu”