Wydaje się, że w mijającym roku coraz bardziej pogłębił się rozdźwięk między hipsterskimi mediami a zwykłymi fanami nowej elektroniki.
Silenie się na wymuszoną oryginalność (patrz: lista najlepszych albumów serwisu FACT) stało się czymś wręcz natrętnym i irytującym. Nic więc dziwnego, że klubowa publiczność zaczęła szukać wytchnienia od hajpu w klasycznych gatunkach nowej muzyki – techno, house’ie, ambiencie. Czy w takich okolicznościach można naprawdę wyłonić obiektywnie najlepsze płyty roku? My przynajmniej spróbowaliśmy.
Joey Anderson „After Forever” (Dekmantel)
Genialny album nowojorskiego producenta prezentuje zupełnie odmienne spojrzenie na tradycyjny house. W jedenastu utworach z „After Forever” zyskuje on abstrakcyjny wymiar, nie pozbawiony jednak zarówno melodii, jak i tanecznej energii. Szkoda, że Anderson zagrał na Unsoundzie jako didżej – bo warto by było posłuchać na żywo jego wysmakowanych kompozycji.
Korrupt Data „Korrupt Data” (Planet E)
Carl Craig wyczarował skądś tajemniczego producenta, który na swym debiutanckim albumie połączył wszystko to, co najszlachetniejsze w elektronice z Detroit. Jest tutaj miejsce na nastrojowe techno, futurystyczne electro i miękki house. Aż dziw bierze, że album ten przeszedł niemal kompletnie niezauważony przez zachodnie media.
Adam X „Irreformable” (Sonic Groove)
Weteran mocnej elektroniki powrócił do format albumu w znakomitym stylu. Imponujące połączenie mrocznego techno i ciężkiego EBM po lekkim podrasowaniu dubstepem sprawdziło się znakomicie. Do tego świetne brzmienie – głębokie i twarde, dalekie jednak od industrialnego zgiełku. Zwróćcie też uwagę na inne projekty Adama X – ADMX-71 i Traversable Warmhole.
Julius Steinhoff „Flocking Behaviour” (Smalltown)
Ta hamburska wytwórnia nigdy nie zawodzi. Tym razem swój debiutancki album zaprezentował sam jej szef. I otrzymaliśmy piękny house, łączący klubową energię z nostalgicznym nastrojem. Podobnie zresztą dzieje się w przypadku siostrzanej wytwórni Smallville – Dial. Tegoroczne płyty Romana Flugela i Efdemina znów urzekły wyrafinowaną wizją nowej elektroniki.
Answer Code Request „Code” (Ostgut Ton)
Berlińska wytwórnia działająca przy klubie Berghain nadal na fali. Pierwsza płyta Answer Code Request zaskoczyła przystępnym charakterem. Krótkie i melodyjne utwory skoncentrowały w sobie jednak wszystko to, co najlepsze w techno, dubstepie i UK hard corze. A wszystko to zanurzone w przestrzennym brzmieniu typowym oczywiście dla „świątyni techno”.
Abdulla Rashim „Unanimity” (Northern Electronics)
Warto zwrócić uwagę na wszystko, co publikują artyści związani z wytwórnią Northern Electronics. To minimalistyczna elektronika nasycona głęboką mizantropią spod znaku Death In June. Najciekawszym dziełem zaprezentowanym przez skupionych wokół niej producentów jest debiutancki album jej szefa. Mroźne techno spuentowane izolacjonistycznym ambientem nie brzmiało tak dobrze od czasów wczesnych płyt Säkho.
Untold „Black Light Spiral” (Hemlock)
Londyński producent długo zbierał się ze swym debiutanckim albumem. Kiedy go w koncu zaprezentował – wszyscy byli zszokowani. Na tej płycie nie ma nic oczywistego. Techno, dubstep, UK hard core i ambient zostały wywrócone do góry nogami – i zestawione w zupełnie nową całość. To eksperymentalna elektronika w swej najlepszej wersji z możliwych.
Perc „Power And Glory” (Perc Trax)
Ali Wells nie zna litości. Jego nagrania z drugiego albumu to industrialne techno w zaskakująco nośnej odsłonie. Angielski producent nie obawiał się nawet zaimportować do swej muzyki ludzkiego głosu – i efekty okazały się rewelacyjne. Słychać, że wzoruje się na najlepszych – choćby Einsturzende Neubauten czy Cabaret Voltaire. Zamilska musi się jeszcze sporo od niego nauczyć.
Lucy „Churches, Schools And Guns” (Stroboscopic Artefacts)
Ta płyta przy pierwszym zaskoczeniu może rozczarować – bo nie ma tak potężnej mocy jak debiut włoskiego artysty. Ale tak miało być. Na swym drugim albumie Lucy wraca do ambientowej wizji techno rodem z wczesnych produkcji z warpowskiej serii „Arificial Intelligence” – wpisując ją we współczesny kontekst, tworzony przez dronowe i industrialne eksperymenty.
Leon Vynehall „Music For The Uninvited” (3024)
Anglicy nie poprzestają na syntetyzowaniu klasycznego house’u ze współczesną bass music. Efekty są niestety różne. Na jednej płycie okazały się jednak znakomite. Leon Vynehall wydobył z obu tych estetyk najważniejsze części składowe – i połączył w ekstatyczną całość, uwodzącą ciepłym brzmieniem i zaskakującą melodyjnością.
Matt Karmil „——-„ (PNN)
Ta płyta zainicjowała powrót mody na glitchową wersję house’u. Za nią pojawiły się następne – choćby albumy Edwarda i Ketten z wytwórni Giegling oraz nowe produkcje weterana gatunku, Jana Jelinka. Pamiętajmy jednak, że to Matt Karmil jako pierwszy przypomniał, jak efektownie brzmią te wszystkie szumy, stuki i trzaski odpowiednio nanizane na miarowy puls.
CN – „Nu” (WeMe)
Koniecznie zwróćcie uwagę na belgijską wytwornię WeMe. W jej katalogu same smakołyki – szczególnie dla fanów electro i IDM-u. Ta płyta jest jednak najlepsza. Stoi za nią norweski producent Stian Gjevik. Muzyka z „Nu” jest równie minimalistyczna, jak nazwa tego projektu i tytuł jego albumu. Ale jest w niej tyle nieuchwytnej melancholii, co w najlepszych dokonaniach Recondite czy Tin Acid.
Aroy Dee „Sketches” (M>O>S)
Kolejna wytwórnia, która w tym roku dołączyła do najlepszych. M>O>S działa w Danii – a jej szefem jest Steven Brunsmann znany jako Aroy Dee. Jego debiut zawiera to, co stanowi o sukcesie jego tłoczni – ilustracyjną wersję detroitowego techno i chicagowskiego house’u, która zachwyca swą stylowością i świeżością. Warto też posłuchać innego albumu opublikowanego w mijającym roku przez M>O>S – „Noir” autorstwa Ike Release.
Andy Stott „Faith In Strangers” (Modern Love)
Brytyjski producent wreszcie uwolnił się z kajdan „knackered house’u” – który zresztą sam opatentował na „We Stay Together” czy „Passed Me By”. I postanowił wprzęgnąć swą umiejętność deformowania brzmień w formułę… piosenki. Efekty są zaskakująco nośne: bo łączą techno i ambient z dubem i post-punkiem. Może gdyby Bauhaus działali dzisiaj, to tworzyliby takie nagrania, jak „Missing”?
The Phantom „LP1” (Silvertone)
Najlepsza polska płyta tego roku w kategorii tanecznej elektroniki. Bartosz Kruczyński nasycił klasyczny house taką dozą słowiańskiej melancholii rodem z Chopina, że powstała jedyna w swoim rodzaju płyta, będąca czymś wyjątkowym na rodzimej scenie klubowej. Kiedy wszyscy zachwycali się brudnym i chropowatym techno znad Wisły – producent z duetu Ptaki postawił na zupełnie coś odmiennego: piękno, harmonię, subtelność. I stworzył album o wyjątkowej urodzie.
zajebisty zestaw – dla mnie brakuje tylko albumu reagenz – tego dla bunker – bo to fajna muzyka i jeden z lepszych albumów roku – jak dla mnie … tylko wyjasnijcie co to jest ta hipsterska elektronika – jam człowiek z jaskini i ni cholery nie ogarniam tych tematów.
reasmuj,ac – poza słabym stottem zestawienie bardzo dobre !!
to prawda – nowy Raegenz to świetna płyta. Zresztą ostatni Juju & Jordash też.
A hipsterstwo – zeknij chocby na wspomniane na wstepie podsumowanie roku w FACT Magazine.
Cholera, pogubiłem się na Fact’cie 🙂 nasz fakt bardziej przejrzysty !
To już nawet nie hipsterski marketing sprzedający ponownie to co wymyślono daaaawno temu, ale zwyczajna świadomość że każdy minimalny nawet dźwięk został już wymyślony-zagrany-nagrany. Ale nawet taki muzyczny recykling może dać sporo radości. Pozdrawiam i życzę na nadchodzący rok dużo nowych-starych brzmień.
Jasne – tym bardziej, kiedy się słucha tej muzyki od ćwierć wieku. Dużo w tym roku ukazało się ciekawych reedycji klasyki z przełomu lat 80. i 90. Jeśli zatem lubimy tylko to, co w pełni oryginalne – możemy sięgać tylko po takie wydawnictwa. Choćby niedawno zrecenzowanego tu Jovonna. 🙂
Szczerze mówiąc zabrakło mi w Twoim zestawieniu kilku płyt. Przede wszystkim wielkiego tryumfu nu-disco, czyli wspaniałego debiutu Todda Terje. Po wtóre świetnych płyt starych wyjadaczy: Anthonego Rothera „Netzwerk Der Zukunft”, Fhloston Paradigm „The Phoenix” i – absolutnie czarującego – nowego Romana Flügela „Happiness Is Happening”. Nie ignorowałbym też Vogla i Plastikmana – np. w miejsce przereklamowanego Stotta 😉 A jednak, co do większości Twoich typów – pełna zgoda. Zwłaszcza jeśli idzie o Perca i Abdulla Rashima. Pozdrawiam serdecznie!
Todd Terje jest uroczy – ale chyba nazbyt popowy, jak na to zestawienie. 😉 Rohter nagrał solidny album – ale raczej mało odkrywczy. Z kolei o Flugelu wspomniałem przy okazji albumu Julius Steinhoffa – bo bardzo cenię jego twórczość. Czyli w jakiejś tam formie trafił na listę. 🙂
Większą część tego zestawienia słyszałem. Miłym akcentem jest obecność LP Lucy’ego, które mam wrażenie, że w tym całym „roku techno” jakim jest 2014, zostało wielokrotnie pomijane we wszelkich podsumowaniach. Od siebie dodam świetne propozycje z katalogu PAN (Lee Gamble, Objekt i Afrikan Sciences).
Lee Gamble – o mały włos się nie zmieścił. Objekt – przy całym początkowym zachwycie, z czasem jakoś dziwnie spowszedniał. 🙂
Najbardziej urzekające zestawienie 2014 roku, które najbardziej wpadło w moje ucho tego roku i pokazało, kto w tym roku wyznaczył trend muzyczny. Świetne zestawienie. Punk Techno nowy termin techno, który rozszerzył PErc
Dzięki Wojtuś!