Wpisz i kliknij enter

„Od razu widzę te sytuacje, wracam do tych chwil” – rozmowa z Grzegorzem Bojankiem

Jesienią ubiegłego roku ukazała się kaseta Grzegorza Bojanka z nagraniami terenowymi uchwyconymi w Chinach. W związku z tym zadałem mu kilka pytań odnośnie jego pobytu w Państwie Środka.

W kwietniu 2018 roku Grzegorz Bojanek – artysta dźwiękowy, szef wytwórni Etalabel, współzałożyciel projektu ChoP (platformy artystycznej łączącej Polskę i Chiny) – miał okazję zagrać wspólnie z Zen Lu do niemego filmu „Song of the Fisherman” z 1934 roku w reżyserii Cai Chusheng, a także wystąpić z okazji Record Store Day w sklepie Vinyl House. W trakcie tej podróży czas został spożytkowany maksymalnie, stąd możemy wsłuchać się w tkankę dźwiękową chińskich miast / lotnisk na taśmie „Shenzhen / Hong Kong – Field Recordings” opublikowanej przez wytwórnię Pionierska Records.

Przypominam, że w 2018 roku Bojanek w ducie z Piotrem Michałowskim (aka Nmls) opublikował znakomity ambientowy album „Solid” (recenzja / podsumowanie roku 2018 – Polska).

Poniższa rozmowa z artystą nie jest pierwszą, jaka pojawiła się na Nowej Muzyce, w 2012 roku miałem okazję przeprowadzić obszerny wywiad z Bojankiem (część 1 i część 2), dotyczący w dużej mierze Chin. Chętnych odsyłam także do wysłuchaniu live-actu Bojanka i Zen Lu zarejestrowanego podczas finalnego koncertu ChoP Festival w roku 2013, w IDUTANG Space, w Shenzhen.

Łukasz Komła: Niedawno wyszła w Pionierska Records twoja kaseta z nagraniami terenowymi zrealizowanymi w dwóch chińskich miastach: Hong Kong i Shenzhen. Widać po opisach, że nagrywałeś na lotniskach (jest nawet Pekin), ulicach, metrze i Huaxia Art Center (tam słyszymy fragmenty elektronicznych setów). Opowiedz jaka historia kryje się za tym materiałem?  

Grzegorz Bojanek: Zostałem zaproszony przez Zen Lu do zagrania muzyki, do starego chińskiego filmu „Song of the Fisherman” z 1934 roku. Prawdę mówiąc ogląda się ten niemy film dość ciężko, bo wygląda to tak, jakby twórcy mieli jeden materiał muzyczny z tamtych lat (jakieś fragmenty „Ave Maria”) i coś jeszcze – strzelam, że pewnie na jakimś szelaku zdobytym z dużym trudem. Słucha się tego strasznie, gdyż muzyka często zmienia się w środku sceny zupełnie z niewiadomego powodu. I tak jest przez cały film. Podjęliśmy z Zen Lu wyzwanie, aby zagrać na żywo ścieżkę do tego filmu zupełnie od zera – tak by emocje z ekranu zostały oddane w muzyce. Chyba udało się osiągnąć efekt, gdyż po projekcji odbyła się ponad godzinna dyskusja. Wiele osób mocno się wzruszyło w czasie oglądania i przyznali, że jest to efekt naszej muzyki. To było niezwykłe przeżycie, gdyż był tam z nami także syn reżysera filmu – dziś senior. Od lat zaskakuje mnie chińska wrażliwość na sztukę. Widzę też dumę z ich własnej twórczości – a gdy jeszcze ktoś z dalekiej Europy chce się pochylić nad chińską twórczością i kreatywnie ją rozwinąć – tym bardziej współcześni Chińczycy potrafią to docenić!

Miałem też okazję zagrać krótki set w Vinyl House, który prowadzony jest przez Raya Menga i Tomasza Guiddo Świtałę – było to w czasie Record Store Day. Poza tym powstały nowe nagrania w studio Guidda. Był to krótki, ale niezwykle produktywny czas.

Wiemy, że Chiny są w historycznym momencie, myślę tu o systemie punktacji ściśle powiązanym z aplikacją WeChat. Przez to obywatel Chin ma poczucie istnienia w oczach władz, ponieważ w końcu został dostrzeżony jako jednostka. Jestem bardzo ciekaw twoich spostrzeżeń odnośnie aktualnej sytuacji w Chinach. A więc jak się przedstawia ten obraz na miejscu?

Pieniędzy papierowych już prawie nikt nie używa. Oczywiście nadal można nimi płacić, ale ile to jeszcze potrwa? Wiadomo, obcokrajowcy mają raczej gotówkę, ale wszyscy mieszkający w Chinach płacą za wszystko aplikacją WeChat. Co ciekawe, nawet w restauracjach można znaleźć stacje dokujące z powerbankami – jak idziesz na obiad, to płacisz WeChatem skanując QR Code, wysuwa się powerbank i w czasie jedzenia ładujesz telefon. Właściwie nie ma życia bez telefonu. Idziesz na parkingu do samochodu, jest wielki QR Code na ścianie, skanujesz go nawet z odległości kilku metrów, płacisz, numer rejestracyjny jest wpisany do aplikacji i spokojnie wyjeżdżasz z parkingu. To samo w restauracji – zamawiasz, do stolika przypisany jest QR Code, który jest na niego naklejony, skanujesz i od razu zapłacone. Gdy rozmawiałem z Zenem (chodzi tu o Zen Lu – przyp. red.) powiedział, że jest tym już tak bardzo zmęczony. Ciągle jest w sieci, ciągle szef może się z nim skontaktować, ciągle coś ktoś chce. Powiedział, że tęskni za Polską, za spokojem wiejskim, za ogniskiem, za kiełbaskami na patyku, gdy telefon jest daleko od niego. Technologia mobilna całkowicie zawładnęła Chińczykami i jest z nimi właściwie w każdej chwili ich życia. System punktowy – oceny Chińczyków – to jeszcze grubszy temat. Właściwie będą wszyscy działać tak, by dostać jak najwięcej punktów, przypodobać się władzy, tylko po to, by potem w urzędzie nie czekać miesiąca na załatwienie prostej sprawy, albo móc posłać dziecko do dobrego przedszkola blisko domu, a nie do jakiegoś gorszego, oddalonego o godzinę jazdy. Chwalisz władze – masz więcej punktów. Lajkujesz treści władzy nieprzychylne, tracisz punkty. Tracisz je nawet jeśli masz w kontaktach znajomych, którzy są władzy nieprzychylni. Więc to bardzo trudny temat.

A tak poza tym, jak zwykle ludzie mili, przyjaźni, weseli, ale też mający swoje codzienne problemy, wcale nie tak odległe od naszych.

Staram się regularnie na Nowej Muzyce opisywać różne nagrania terenowe. Niestety w Polsce nie mamy zbyt wielu artystów konsekwentnie uprawiających tę sztuką dźwiękową, a tym bardziej wyruszających z urządzeniem rejestrującym poza granice kraju. Jakie towarzyszyły ci myśli w trakcie zapisywania rzeczywistości w czasie ostatniego pobytu w Chinach? I co byś chciał przekazać tym, którzy właśnie myślą nad rozpoczęciem przygody z field recordingiem?  

To była moja bodajże dziewiąta wizyta w Chinach. Za każdym razem gdy jechałem, miałem wrażenie, że jadę tam ostatni raz. Zawsze przywoziłem wiele zdjęć, nagrania z koncertów, także masę nagrań terenowych, ale robionych raczej z myślą o tym, by wykorzystać je w utworach. Znajdziecie ich wiele w moich nagraniach solowych, czy choćby w nagraniach duetu Bojanek & Michałowski z naszej pierwszej płyty „As Far As It Seems” (tutaj zapis mojej rozmowy z Piotrem Michałowskim odnośnie tego albumu – przyp. red.) wydanej nakładem nowojorskiej oficyny Ohm Resistance.

Tym razem pomyślałem, że przywiozę nagrania i opublikuję je takie, jakie są, by zapamiętać ten krótki, pięciodniowy pobyt. Myślę, że mi się udało, bo samemu słuchając tej płyty, od razu widzę te sytuacje, wracam do tych chwil. Niezwykłe uczucie, którego dotąd nie zaznałem w takim stopniu. Być może krótki czas tego wyjazdu sprawił, że tak dobrze wracają wspomnienia podczas słuchania. Lubię szczególnie drugi utwór, bo słuchając go, można przenieść się na pozór do krainy spokoju, a w rzeczywistości była to dość napięta sytuacja, gdyż wsadzili nas w Pekinie do małego samolotu, lecącego do Hong Kongu, który na płycie lotniska czekał trzy godziny. Wyobraźcie sobie trzy godziny takiej muzyczki z głośników? Był moment, że ludziom zaczęły puszczać nerwy. Ale takie opóźnienia na pekińskim lotnisku to podobno norma.  Po przybyciu promem z lotniska w Hong Kongu, wprost do Shenzhen nie miałem właściwie prawie wcale czasu – od razu pojechałem zagrać krótki in-store gig w sklepie Vinyl House, który prowadzi przyjaciel, Tomasz „Guiddo” Świtała. No i zjadłam najlepszy ryż, przygotowany przez jednego z 10 uczniów najlepszego mistrza gotowania ryżu. Mistrz będzie kształcić więcej takich uczniów, a ryż był rzeczywiście przepyszny. To zrekompensowało trudy wyprawy.

Dobrze wspominam też utwór dziewiąty – to zwykły spacer po Hong Kongu, który kończy się przy wejściu do White Noise Records – najlepszym sklepie z płytami w Hong Kongu. Właściwie jak tam się trafi, to już można nie wychodzić. Polecam wszystkim.

Jeśli tylko macie jakiekolwiek urządzenie do nagrywania, to nagrywajcie świat, który Was otacza. Jeśli nawet macie tylko telefon, to jest ciekawa darmowa aplikacja Found Sounds, do której można dodawać nagrania terenowe z miejsc, w których akurat jesteście. Fajna zabawa, a przy okazji można odkryć wiele ciekawych dźwięków. A gdy człowiek już się w to wciągnie, to już pozostaje zakup rejestratora, mikrofonów i pasja!

 

Strona Facebook Grzegorza Bojanka »
Profil na BandCamp »
Strona Pionierska Records »
Profil na Facebooku »







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Inline Feedbacks
View all comments
trackback

[…] ktoś w zalewie miliarda (około)ambientowych płyt zastanawia się, którą wybrać, to EP-ką Grzegorza Bojanka nie powinien się […]

Polecamy