Mroczna dystopia opowiedziana przez klasyczne dźwięki z Detroit i Chicago.
Zanim usłyszeliśmy o amerykańskim producencie ukrywającym się pod pseudonimem Matrixxman, przebył on długa drogę prowadzącą go do coraz lepiej ocenianych nagrań na klubowym rynku. Już pod koniec lat 90. zachwycił się nową elektroniką – ale najpierw niezbyt popularnym w jego rodzimej Bay Area brytyjskim drum’n’bassem. Jak niemal każdy amerykański nastolatek fascynował się też hip-hopem, tworząc nawet siermiężne podkłady rytmiczne dla domorosłych raperów.
Przełom nastąpił w 2001 roku, kiedy kumpel podsunął mu CD z miksem Juana Atkinsa. Przed młodym chłopakiem otwarł się wtedy zupełnie nowy świat dźwięków – rodem z Detroit, Chicago i Berlina. Jego własne nagrania zainspirowane klasyką muzyki klubowej usłyszeliśmy jednak dopiero w 2013 roku. Już tytuł debiutanckiej dwunastocalówki mówił wiele o twórczości Matrixxmana. „The XX Files” wskazywał, że jego krąg zainteresowań wyznaczają powieści i filmy science fiction oraz tak uwielbiane w Ameryce wszelkiej maści teorie spiskowe.
Nie inaczej jest z pierwszym albumem Charlesa Duffa, który powstał, kiedy producent miał już na swym koncie kilkanaście winylowych singli. Otwierająca płytę kompozycja to jedno z najciekawszych nagrań eksperymentalnego techno w ostatnim czasie – powoli rozwijający się od industrialnego preparu w stronę rozwibrowanego acidu „Necronomicon”. Bardziej klubowy charakter ma już „Augmented” – uderzając tanecznym bitem i zbasowanymi akordami w stylu EBM.
Wraz z „Red Light District” wkraczamy do nocnego Detroit – bo amerykański producent serwuje nam tym razem klimatyczne electro wyrastające z dawnych klasyków wspomnianego Juana Atkinsa. „Packard Plant” przenosi nas na teren ilustracyjnego techno – wplatając kumkające dźwięki Rolanda TB-303 w rwany podkład rytmiczny. Segment ten kończy mroczna miniatura skoncentrowana na dronowym wyziewie – „Dejected”.
Druga część albumu to już konkretne uderzenie o potężnej mocy. Zaczyna „Network Failure” – minimalowy killer o laboratoryjnym brzmieniu jakby wyciągnięty z katalogu Roberta Hooda. „False Pattern Recognition” przywołuje z kolei tribalowe granie z wczesnego okresu twórczości Jeffa Millsa. Również w „Opium Dem” pozostajemy w kręgu twórczości weteranów z Motor City – bo tym razem mamy do czynienia z szeleszczącym rozwibrowanymi hi-hatami hard techno spod znaku DJT-1000. I ten fragment płyty puentuje nastrojowa miniatura – „Annika’s Theme”.
Trzeci rozdział „Homesick” znów ma znów różnorodny ton. „Hit Me Up” zrealizowany z Vin Solem eksploduje dziką energią chicagowskiego house’u w stylu Jamala Mossa, rozpisaną na grzechoczące uderzenia automatu perkusyjnego i groteskowo popiskujące klawisze. Galopujące bezlitośnie techno oplecione brutalnymi uderzeniami sonicznych klawiszy rozbrzmiewa w „Switchblade”. Płytę kończy najbardziej soundtrackowe nagranie w zestawie – efektownie oddające futurystyczny ton opowieści „Earth Like Conditions”.
„Homesick” to wysokiej klasy robota. Mroczne i surowe dźwięki techno, electro i house’u o oldskulowym charakterze idealnie pasują tutaj do klimatu apokaliptycznej dystopii, roztaczanego przez tytuły, kojarzące się z klasyką kina i literatury science fiction. Oczywiście czuć w takim podejściu do tematu inspirację artystami pokroju Dopplereffekt czy Underground Resistance, ale amerykański producent potrafi te wpływy wykorzystać do stworzenia w pełni autorskiej wizji. Efekt? Znakomity!
Ghostly international 2015