
Nie brać rannych.
Johnathan Krohn oraz Karl Meier z powodzeniem tworzą muzykę na styku post-punkowej kliszy z dominującymi zakresami elektroniki. Dodatkowe wsparcie w postaci industrialnych dział dopełnia dzieło i czyni zeń jedną z mocniejszych produkcji ostatnich tygodni.
Odsłuch zaczynam od „Battle Standard”, gdzie zredukowana i twarda stopa otwiera bramy miejsca z całą flotą sprzętu do burzenia budynków. Wsiadam w jeden z nich i udaję się na teren opuszczonego miasta. Stalowy snare przetacza się po całym zakresie pętli i ląduje na piszczącym syntezatorze. Nagły wybuch kładzie potężną ścianę betonowego kolosa na nierównej ziemi. Podskórny brzęk gitary warczy nad pogorzeliskiem, a unoszący się nad wszystkim dym zapowiada kolejny numer.
„Gold Standard” miażdży swoim ciężarem i rozpędem. Spiętrzona stopa kreśli drogę dźwięków oraz wskazuje miejsce wystukiwania siarczystego i soczystego w stal werbla. Chwilę później pojawiają się wietrzne pady, które przenoszą mnie z ruin miasta nad górzyste pałacie nieznanego terytorium. Konsekwentny rytm przedstawia obraz przeprowadzanych tutaj detonacji. Niebezpieczne wybuchy wprawiają całą strukturę w drgania oraz inicjują proces zejścia lawiny. Oberwanie kolosalnych fragmentów skał odkrywa tunel, wiodący w głąb góry.
Całość zamyka „Snub Nose”, gdzie synkopowa maniera łączy się chropowatym tłem i zapętlonym urwanym pogłosem. Przedłużony sub-bas zgrabnie zwija dźwięki tego utworu w laskę dynamitu. Materiał odłożono do skrzyni, aby w odpowiednim czasie ponownie użyć jego efektownej mocy. Oby jak najszybciej!
Battle Standards | 24.07.2017
