Krystaliczna magma dźwięków zwiastujących przyszłość.
Domyślam się, że w tym momencie niewiele wam mówi nazwa szwajcarsko-niemieckiego tria Me&Mobi, ale mam głęboką nadzieję, iż po moim tekście ten projekt zostanie w waszych głowach i przede wszystkim uszach na dłuższy czas. Dwa lata temu zadebiutowali EP-ką „Halb Ton Viertel Techno” (OhMy), teraz wracają z pierwszym longplayem zatytułowanym „Agglo” (jest to skrót od aglomeracji miejskiej).
Po kilku dogłębnych przesłuchaniach mocno się zastanawiałem, jak rozłożyć ich twórczość na poszczególne płaszczyzny, by następnie móc zrozumiale je opisać. Tyle że Me&Mobi przemawiają do nas jednym ciągiem, jednym strumieniem i jako jeden dźwiękowy organizm. Ten niezwykły zespół tworzy troje instrumentalistów: Philipp Schlotter (fortepian), Lisa Hoppe (kontrabas) oraz Fred Bürki (perkusja). Po wymienionych instrumentach można spodziewać się, że mamy do czynienia z klasycznym bądź eksperymentującym składem akustycznym z okolic jazzu, ale tak nie jest. To byłoby zbyt banalne i oczywiste.
Już otwierający album utwór „Mount Ninja” przywołuje skojarzenia z muzyką współczesną, techno, japońską anime czy klimatem dystopijnego sci-fi. Niewątpliwe proces studyjny był ogromnie ważny i nadał ostateczny kształt kompozycjom z „Agglo”. Sami artyści mówią, że studio nagraniowe stało ich czwartym członkiem. Z tego, co można wyczytać, muzycy postanowili zrezygnować z typowych elementów produkcyjnych. Obrali nieco inną ścieżkę, a mianowicie pracowali przez kilka miesięcy na odrębnych warstwach, do których regularnie wracali, poddając je kolejnym edycjom oraz swoistemu remiksowi.
Niekonwencjonalne i zarazem odważne myślenie doprowadziło do prawdziwej fuzji akustyki z elektroniką. Co z tego wyszło? Zespół opisuje swoją muzykę jako miejską, czyli oddającą w jakiś sposób audiosferę współczesnych aglomeracji, która niekiedy jest rozciągnięta i dynamiczna, a kiedy indziej ponura i uciążliwa.
Me&Mobi świetnie potrafią rozpuszczać granice między różnymi stylistykami (free / future / nu jazz, rozmaita elektronika, hip-hop, synthpop, improwizacja etc.), niuansując to dzięki perfekcyjnemu wykonaniu od strony warsztatowej. Oczywiście da się w tym wszystkim wyłapać jakieś aluzje czy wpływy z konkretnych obszarów, ale zawsze jest ten oryginalny sznyt. Aranżacje są wręcz nieprzewidywalne, co potwierdza choćby fragment „NI!”, a jeszcze lepiej pokazuje to fantastyczny połamaniec rytmiczny „Totalsanierung” (lektura obowiązkowa dla całego Warpa, w tym Squarepushera czy nudnego Clarka). W „H.L.M.” jest synthpopowy groove bliższy amerykańskiej grupy Future Islands, a także Jaga Jazzist owinięta w pętle Steve’a Reicha.
W „In Rainbows We Trust” z kolei odnalazłem strzępki The Necks (jeszcze z czasów ścieżki dźwiękowej pt. „The Boys”), The Bad Plus czy brytyjskiego Origamibiro. „Know Your Explosives” i „Cheysar” to dwa kapitalne „kameleony” łapiące kontakt z Tortoise, E.S.T i free jazzową wolnością. Jak dla mnie filmowy, sonorystyczny, mroczny „Biosphere”, ma więcej z mistycznego transu i improwizacji południowoafrykańskiego tria Benguela niż projektu Geira Jenssena (Biosphere). Glitchowe „Pekińskie Bolero” („Beijing Bolero”) w pewnym momencie przeobraża się w synkopowy future jazz. Na koniec wędrujemy do Niemiec („Karlsruhe”) – otuleni melancholią, nostalgią oraz migoczącymi obrazami z nocnych podróży.
„Agglo” idealnie stoi w kontrze do często spotykanych i wytartych haseł typu: „dziś nie powstaje nowa muzyka”, „a kiedyś to były płyty”, „wszystko już było” itd. Wsłuchajcie się w „Agglo” na dobrym sprzęcie lub równie odpowiednich słuchawkach, bo to aranżacyjno-produkcyjny majstersztyk. Me&Mobi stworzyli muzykę ewidentnie z przyszłości, która będzie ze mną na długo tu i teraz.
16.03.2018 | Prolog Records
Strona Me&Mobi »
Profil na Facebooku »
Strona Prolog Records »
Profil na Facebooku »
Inspirujące!
Super, że to poczułeś!